Rozdział V- Wszystko toczy się dalej...

297 22 8
                                    

Ścisną telefon, zastanawiając się czy odebrać. W końcu zdecydował się odebrać.

- Raph?!- Wrzasnął do słuchawki z ulgą Mikey

- Ta...- Mrukną ponuro- Nie musisz się tak drzeć!- Rzucił nerwowo

- Gdzie jesteś, bro?

- Eee...- Zastanawiał się, czy mówić prawdę, czy skłamać-Nigdzie!- Postanowił jednak skłamać- Zara przyjdę! Nie trzęś skorupy!- Rozłączył N-fona i schował go.

Ruszył w stronę kanałów. Został przywitany, jak by wyczekiwali kiedy wróci. Zmartwił ich fakt, że miał dość głęboką ranę po ugryzieniu na ramieniu. Nie wyjawił im skąd ją miał. Bracia mieli co do tego przypuszczenia, lecz również milczeli. Widzieli u niego podenerwowanie, więc woleli nic się nie odzywać przez najbliższy czas.

Minęło kilka dni. Donnie coraz lepiej się czuł. Nie mógł jeszcze sprawnie się poruszać, po przez większe obrażenia, ale nie zmieniało faktu, że nie mógł znów zająć się swoimi wynalazkami. (od pisarki tej powieści: LoveKunoichi i Wilczyca360, ten fragment, który nastąpi dedykuję wam ;) ) April w końcu miną szok i pogodziła się z wyznaniem przyjaciela. Wyjaśnili jeszcze raz to sobie. Doprowadziło to do tego, iż zostali parą. Tym razem pocałunek był inny, niż te powszednie. Casey raczej nic się nie dowiedział, gdyż był na wyjeździe turnieju hokejowego.

Raph nie przyznał się do tego, gdzie był, ale musiał wyjaśnić im, skąd miał te obrażenia. Ich przypuszczenia okazały się słuszne. Szukał zemsty za brata, co raczej nie wiele pomogło. Treningi przebiegały jak zazwyczaj, tyle, że zamiast Donnie'go była April, która nie zawsze były przy tym. Raphael ukrywał to, że od czasu do czasu zabolało go ramię. Rana była głęboka, ale szybko się goiła. Późnym wieczorem, każdy był zajęty czymś innym. Mikey usnął z Lodokicią, podczas gry w karty, Donnie również przysną, ale w swojej pracowni. April już dawno wyszła, ponieważ nie chciała, aby jej ojciec się o nią niepokoił. Natomiast Leo przemyślał to wszytko co się wydarzyło. Zaczął wątpić w to, że Nysa kiedyś wróci na ich stronę. Kiedy skierował się do wyjścia, zatrzymał go Raph.

- A ciebie gdzie znowu niesie?- Warkną cicho

- Nie twoja sprawa, Raph!- Odpowiedział mu sucho, odwracając się do niego

- Wiem, że chcesz pogadać se z tą "dziewczyną"! Ale odpuść sobie!- Podszedł do niego bliżej, ze krzyżowanymi rękoma, tak, że na spokojnie mogli piorunować wzrokiem- Zmasakruję cię!

- Skąd wiesz, że akurat miałem zamiar z nią się spotkać?!-Nie zdziwił go fakt, że się domyślił- Wiem co wam zrobiła! Wiem, że jej już ufać nie można! Więc, czemu bym miał to robić?!- On również skrzyżował ręce na skorupie

- Dlatego, że widzę, że trzeba jej pomóc!- Rzucił oschle prosto w twarz-Ale wątpię, że by to było możliwe!- położył rękę, na ramieniu brata- Tobie również zaczyna brakować tej wiary!

Leo spuścił wzrok. Po czym znów spojrzał na brata

- Posłuchaj! Jeśli chcesz to idź! Droga wolna! Spróbuj jej pomóc!- żółw w czerwonej bandanie poszedł w przeciwnym kierunku kilka kroków. Po czym zatrzymując się rzucił rzez ramię- Ale pamiętaj! Zostałeś rany parę dni wcześniej! Jak cię drugi raz zrani to będziesz mieć za swoje!

W innej części miasta, Akira wraz ze swoją siostrą przemierzali budynki. Aż nie dał jej znaku, że dotarli gdzie trzeba. Wskazał Kunai na knajpę Murackami'ego San'a. Dziewczyna zwróciła uwagę, ale nie zainteresowało jej to zbytnio.

- Widzisz to?!- Spytał, ze złośliwym uśmieszkiem

- Zwykła knajpa z żarciem!- Powiedziała bez najmniejszego zainteresowania.

- Może, ale spójrz na to inaczej!- Zaczął przechodzić do swojego planu, obracając kuani- Doszły nas słuchy, że lubią przebywać tam żółwie! To świetna okazja, by tam ich zwabić i wykończyć!

- A nie ma lepszego sposobu?- Spytała znudzona- Raczej zastawianie pułapek w takich miejscach to banał! Każdy głupi zorientuje się, że jedzenie jest dziwne, albo kucharz, który je podaje nie jest sobą!

- I zepsułaś mi zabawę!- Skierował do niej rozczarowany. Miał okazję na cwaną pułapkę, którą zniszczyła mu jego własna siostra, nie męcząc się zbytnio przy tym

Zachichotała złośliwie. Wiedziała, że tym samym uda jej się zyskać na czasie. Z jednej strony miała żądze krwi, a z drugiej nie bardzo chciała to robić, więc dlatego starała się utrudniać bratu zadanie.

- Ty zawsze wolałeś cięższe wyzwania! Poszło by ci w tedy zbyt łatwo! Za dobrze cię znam!- Złożyła ręce w krzyż na skorupie

- A ty zawsze lubiłaś mi je utrudniać!- Położył dłoń na jej głowie i zaczął energicznie tarmosić (od pisarki: wiecie o co chodzi, nie? Sorry, nie wiedziałam jak inaczej to opisać) z dobrym uśmieszkiem.

Nie protestowała. Doskonale wiedziała, że jest zdolny do tego, więc była przyzwyczajona. Początkowo ją to irytowało. Nagle zadzwonił telefon brata, więc postanowił go odebrać. Rozmowa nie trwała jednak długo.

- Mam lepszy pomysł!- Zwrócił się w jej stronę- Ściągnę kogoś do wsparcia, a ty kogoś ściągniesz w pułapkę! Dostałem informację, że jeden właśnie kręci się w pobliżu, więc zgadzasz się?!- Sprowokował ją swoim diabolicznym uśmieszkiem

- No dobra...!- Zgodziła się nie pewnie- Ale informuje cię, że nikogo nie uwodzę! Chcesz to se sam uwodź!- Odwróciła się napięcie i odeszła

- Tylko uważaj, że by cię nie podszedł!- Krzykną zaraz za nią- Bo inaczej to się źle skończy dla ciebie!- To ostanie wypowiedział cicho.

Machnęła tylko ręką, nie odwracając się. Chłopak tylko pokręcił głową. Spojrzał ostatni raz na knajpę, po czym i on ruszył gdzieś.

Kilka dachów dalej, dziewczyna przysiadła na krawędzi. Za moment obok niej pojawił się Dark. Trzymał w zębach, martwego gołębia. Podszedł do niej i położył go na jej kolanach. Spojrzała zdziwiona i z lekkim obrzydzeniem.

- Dark! Wiesz, co myślę o padlinach?!- Spojrzała na niego ze skrzywioną miną

- Wybacz!- Wilk zamkną oczy i skulił głowę.- Kiedyś lubiłaś, jak przynosiłem ci martwego zwierzaka...

Spojrzała na niego zdziwiona. Skąd mógł wiedzieć o czymś, skoro nie było go przy niej, a raczej nie wspominała tego wogóle.

- Skąd to wiesz...?!- Spytała zdziwiona- Przecież ciebie nie było wtedy! Chyba, że...

- Byłem bliżej, niż myślisz!- Spojrzał na nią- Ty na serio nie pamiętasz?! To ja zawsze starałem cię pocieszać, kiedy było ci smutno! Zawsze starałem się ciebie pilnować najlepiej jak umiem!

Nadal patrzyła na niego, jak by plótł coś od tak. Miała wątpliwości co do tego...

- A możesz jaśniej się wyrazić?- Spytała ostrożnie, mając pewne podejrzenia, ale chciała więcej wskazówek. Skiną tylko głową

- Przypomnij se, jak się ucieszyłaś, gdy twój brat wrócił do domu... Od kąt się poznaliśmy, tak zawsze byliśmy obok siebie...

- Nie! To nie możliwe!- Wstrząsnęła głowa, łapiąc się za nią- Ty nie możesz...!

- Dlaczego niby wybrałem cię w tedy, na moją właścicielkę? Sojuszniczkę i opiekunkę?!

- Ares?!- Otworzyła szerzej oczy, gdy dostała znak skinięcia głowy- Ale... Jak! Przecież ty nie żyjesz!

- Wszystko w swoim czasie...- Mrukną pod nosem

Przytuliła go, a on jakoś odwzajemnił to. Całą tą sytuację widział Leo, który stał kilka metrów za nimi. W tym momencie wyglądał jak by zobaczył ducha.

~~~

Rozdział może przynudzać, za co przepraszam. Miałam ograniczenie weny, a starałam się pisać to co dało się wyciągnąć, więc... rozumiecie? Mniejsza, od następnego rozdziału akcja się rozwinie. Dziękuje za komentarze, gwiazdki, wyświetlenia, dodają one motywacj... ;) Do miłego...

Ostrze Krwi 2 || TMNTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz