Pustka. Gniew. Bezradność. Były to uczucia, które nękały mnie już od miesiąca.
Zbyt dużo spraw zaprzątało mi głowę. Wiedziałem, że moment wojny wkrótce nadejdzie. Niestety, jej początek, nie był w żadnym stopniu taki, jaki przewidziałem.
Pierwsze ataki miały wyjść od naszej strony, zyskalibyśmy cenną przewagę. Teraz natomiast siedzieliśmy pod ziemią jak w puszce, nie mając możliwości na podjęcie działań, ponieważ nadal trwało bombardowanie, a okolica jest nieustannie patrolowana. Potrzebowaliśmy dokładnego planu działania, ale ruchy przeciwnika były nieprzewidywalne.
W tym momencie priorytetem była zmiana miejsca pobytu. Przenosiny trwały już od tygodnia i mogło to potrwać prawdopodobnie jeszcze dłużej, ponieważ kolejna baza znajdowała się w odległości dwudziestu mil i była połączona z naszą wąskimi korytarzami. Musieliśmy przeprowadzić samochody, przenieść cały sprzęt oraz przygotować kwatery dla ludzi, którzy będą musieli dostać się tam pieszo.
Był to ogromny problem, ponieważ trzeba było wszystkiego dopilnować, każde niedociągnięcie mogło okazać się dla nas zgubne.
Zaśmiałem się pod nosem. Poświęcenie Melanie okazało się bezsensowne. Jak widać, nic nie udało jej się zdziałać, ale nie było to dla mnie zaskoczeniem. Nie dlatego, że w nią nie wierzyłem. Wiedziałem, że jest inteligentna i potrafi poradzić sobie z problemem oraz wyjść z prawie każdej sytuacji bez szwanku, czego świadkiem byłem kilkukrotnie.
Byłem natomiast świadom tego, jak bardzo jest im niepotrzebna. Christina bez mrugnięcia mogłaby skazać ją na śmierć i zapomnieć o jej istnieniu już po kilku dniach.
Pomimo tego byłem z niej niesamowicie dumny. Potrzeba było wiele odwagi, aby pójść tam samemu, szczególnie przy tak małym doświadczeniu, i rzucić się na pożarcie.
Chciałem za nią pobiec, ale nim udało mi się uzbroić i uporać się z Jamesem, Jaredem oraz Dayo, którzy za wszelką cenę chcieli mnie powstrzymać, ona została już pojmana.
Przyglądałem się temu przez jedną z jeszcze działających kamer. Widziałem, jak odbierają jej broń, popychają ją na brudną ziemię, jak ostatniego śmiecia i zakładają jej kajdanki na ręce.
Na pewno nie spodziewała się takiego traktowania. Zapewne uważała, że grzecznie porozmawiają, że uda jej się utargować zaprzestanie bombardowań.
Gdyby nie była tak uparta, a ja pomyślałbym, żeby jej to wytłumaczyć, może nadal by tu była. Nie musiałbym martwić się, co się z nią dzieje.
Przerzuciłem plik dokumentów. Musiałem sprawdzić ile zostało nam finansów oraz zapasów. Zostaliśmy odcięci, więc musieliśmy sobie jakoś poradzić. Obawiałem się, że na dłuższą metę tak nie pociągniemy. Jest tu zbyt wielu ludzi, gdybym chciał rozpocząć walki, musiałbym wysłać ludzi ze sporymi zapasami. Na razie, nie prezentowało się to dobrze. Mieliśmy o wiele niższy budżet i ilość zapasów, niż myślałem.
Musiałem wysłać Kayę po zapasy, niestety, nie wiedziałem jak tego dokonać. Naraziłbym ją na wielkie niebezpieczeństwo.
Ktoś wszedł do mojego biura.
Bez podnoszenia głowy mogłem stwierdzić, że był to James. Tylko on był na tyle bezczelny, by nie pukać i wchodzić tu jak do siebie.
— Trzeba zamontować nowe kamery na zewnątrz — oznajmił.
Nadal nie podniosłem na niego wzroku.
Ciągle miałem w pamięci jego, wpisującego kod na panelu do windy, w której znajdowała się Melanie. Pomógł jej w tym samobójczym planie i na dodatek był z tego zadowolony.
— Świetnie. Skonsultuj to z Jared'em i Lukiem.
— Zaczynam mieć dość twojego zachowania — warknął.
— A ja ciebie — parsknąłem.
— Powinieneś być mi wdzięczny, że nie pozwoliłem ci za nią pobiegnąć. Skończyłbyś tak, jak w przypadku Marii.
— Jestem niezmiernie wdzięczny. Przyprowadź do mnie Marię.
Mówiłem spokojnie ani razu na niego nie spoglądając. Doskonale wiedziałem, że doprowadza go to do szału.
— Nie jestem twoim gońcem.
— W takim razie powiedz Dayo, żeby ją przyprowadził.
Przełożyłem stertę papierów, przelotnie zahaczając o jego postać wzrokiem. Tak jak myślałem, był zdenerwowany.
— Zachowujesz się jakbyś to ty był tutaj szefem — warknął wściekle.
— A nie jestem nim?
— Jesteś tylko przybłędą, którą przygarnął mój ojciec. On tutaj rządził, więc po jego śmierci, to ja przejąłem jego obowiązki.
— Tak właściwie rządzimy tu obaj. Ty jesteś dobry w zajmowaniu się świeżakami, rozdzielaniu obowiązków i straszeniu Bogu ducha winnych ludzi, a ja w całej reszcie.
Już chciał coś dodać, ale nie pozwoliłem mu dojść do słowa.
— Zajmij się po prostu swoją robotą i nie wchodź mi w drogę. Przestaliśmy być przyjaciółmi, gdy wróciłem.
Zaśmiał się bez krzty wesołości.
— To wszystko przez tę dziewczynę. Wszystko, co ci się przydarzyło, było winą kobiet, ale ty nadal będziesz za nimi latał jak pies.
Zacisnąłem wargi.
Miał rację, wszystko, co mnie spotkało, miało coś wspólnego z kobietami, ale to nie oznacza, że mam ich nienawidzić tak, jak one nas. Walczyliśmy o pokój i równouprawnienie.
— Jesteś tak samo uprzedzony do nich, jak one do nas. Wybacz, ale nie widzę w tym przyszłości. Najchętniej pozamykałbyś je wszystkie w celach i głodził, aby odpokutowały to, co nam zrobiły.
— Mam im za to dziękować? Kłaść się im do stóp? — Wskazał na mnie oskarżycielsko palcem.
— Po prostu przestań zachowywać się tak, jak one, to prowadzi ze skrajności w skrajność.
Pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym bez słowa opuścił biuro.
Powinien prędko nauczyć się, że nienawiścią do niczego nie dojdzie, ponieważ właśnie nastały dni sądu.
CZYTASZ
Lost ✓
RomanceCzęść druga. Gdy Melanie zostaje uprowadzona przez własną matkę, zaczyna się pogoń za przetrwaniem i wolnością wszystkich zniewolonych. Wojna trwa. Kto wyjdzie z niej cało? Znajdź drogę do serca i cudu. Okładka wykonana przez @cursedpsychopath...