Rozdział 22

5K 393 81
                                    

 Piosenka do rozdziału: Billie Eilish (with Khalid) - Lovley 

jest to ostatni rozdział Lost, został tylko epilog 

  Stałam w łazience i pozwalałam, aby chłodna woda zmywała krew Dylana, która pozostała na moich rękach. Pojedyncze łzy mieszały się ze strumieniem. 
Panika, którą odczuwałam jeszcze dwadzieścia minut temu, ustąpiła odrętwieniu. Czułam jakbym była oddzielona od swojego ciała. Słabo reagowałam na zewnętrzne bodźce. 
Możliwe, że woda była trochę za zimna, a gardło bolało od krzyku, ale tak naprawdę jakbym tego nie czuła. Nie zwracałam uwagi nawet na Dayo, który opierał się o ścianę obok mnie i bacznie mi się przyglądał. Nie opuścił mnie nawet na krok. 
Ja natomiast stałam w jednej pozycji, z rękami w wodzie i spuszczoną głową. W którymś momencie zgubiłam czapkę, którą miałam na głowie, przez co kosmyki, które wysunęły się z warkocza opadały luźno, wchodząc w moje pole widzenia, a włosy miałam już naprawdę długie. 
   Nie wiedziałam, co mogłam ze sobą teraz zrobić. Starałam się blokować napływ myśli i obrazów związanych z Dylanem, przez które znów wpadłabym w histerię. Nie chciałam tego, ponieważ musiałam być spokojna. Czekało na mnie przemówienie, które miałam wygłosić, ale wątpiłam, że uda mi się wypowiedzieć choć jedno słowo. Gardło miałam zbyt zaciśnięte, a myśli zbyt poplątane, aby przekonać do siebie całe Państwo. Zdecydowanie nie wyglądałam teraz na osobę, która mogła obiecać poprawy w kraju i zwrócić wolność wszystkim ludziom. Byłam słaba, blada i przestraszona. 
   Nie docierało do mnie, dlaczego to spotkało Dylana, który był najlepszą osobą jaka chodziła po tej ziemi. Nie zasługiwał na to, jeśli ktoś miał zginąć, powinnam być to ja. 
Chciałam zrzucić całą winę na Christinę, która podała mi lek, który tak gorliwie nazywane był cudem, przez co nie strzeliła do mnie. Dla mnie to nie był żaden cud, tylko przekleństwo, którego nie mogłam się pozbyć. 
Gdyby tylko to było możliwe, chciałabym, aby to Dylan miał to we krwi i żeby to on żył i zadbał o ten kraj. Tak właśnie miało być, innej opcji nie przyjmowałam. 

   Dayo zakręcił wodę. 

   — Trzeba iść Melanie. 

Wiedziałam, że nie mogliśmy siedzieć zamknięci w Kapitolu w nieskończoność. Zapewne już ktoś zorientował się, że coś było nie tak. Musieliśmy dalej realizować plan, a uczucia odrzucić na bok. 
   W milczeniu odwróciłam się i opuściłam łazienkę. Stanęłam na korytarzu po wyjściu. Wpatrywałam się z oddali w drzwi sali konferencyjnej. W tym samym momencie wyszedł James, zamykając za sobą drzwi. Był brudny od krwi. Zapewne przenosili ciało Dylana na prowizoryczne noszę, które zrobili z materiałów. Mieli zabrać go do bazy. Postanowili, że jego historia skończy się tam, gdzie miała swój początek. 
  Serce pękało mi na myśl, że to był ostatni raz, gdy mogłam go zobacz. Zostawałam w Kapitolu, razem z Jaredem i Jamesem. Seth wraz z Dayo zabierali ciało, które miało zostać spalone. Gardło zacisnęło mi się od powstrzymywania łez. Już nigdy nie usłyszę jego głosu, nie poczuje jego dotyku. Nigdy się na niego nie rozzłoszczę. Nie będzie już Dylana i nie będzie nas. 
Najgorszym uczuciem było to, że miałam mu jeszcze tyle rzeczy do powiedzenia, chciałam podzielić się z nim swoimi uczuciami, które zaczynały we mnie narastać. Uważałam, że mamy czas, nigdy nie brałam pod uwagę, że coś mogłoby się stać właśnie jemu, tego scenariusza nie było w mojej głowie. 
Charyzma i siła Dylana były tak mocne, że zdawało się, że ten człowiek poradzi sobie ze wszystkim, że przezwycięży nawet śmierci. Niestety, przekonałam się, że tak nie było. Życie kruche, a śmierć zabierze każdego i nigdy nie będziemy wiedzieć kiedy. Dopadła Christinę, Kayę, które zapłaciły za własne błędy, ale także Dylana, który zapłacił za błędy innych, w tym moje i to było najgorsze. Świadomość, że mogłam zastrzelić Christinę, gdy tylko ją zobaczyłam, zamiast wdawać się w niepotrzebną dyskusję, wszystko teraz wyglądałoby inaczej. Cieszylibyśmy się wspólnie z naszego zwycięstwa. Teraz nawet nie mogliśmy tego świętować, każdy błądził we własnych myślach. Nawet James był nieobecny, pomimo wielu spięć, których doświadczyli w ostatnim czasie. 
Wszyscy kochali Dylana, bez wyjątku. Nie było drugiego takiego samego człowieka, to on podtrzymywał nadzieję w ludziach.

     

    — Jared ustawia już kamery. Niedługo będziesz wychodzić. — poinformował Dayo. 

    Nie miałam siły mówić, więc tylko przytaknęłam. 
Musiałam zebrać się w sobie, choć na moment. Przybrać maskę, jak robiła ciągle to moja matka i nie dać po sobie poznać, że coś poszło źle. 

Nie było to proste zadanie i naprawdę musiałam dobrze zagrać swoją rolę, aby nic nie zepsuć. Nie mogłam tego zniszczyć, nie po to zginął Dylan. 
Wolnym krokiem udałam się w stronę balkonu. Miałam by kolejną kobietą, która stanie przed ludźmi tego miasta i zmieni bieg historii. Miałam nadzieję, że będzie lepiej, musiało być. 
   Stanęłam w drzwiach balkonowych, a lekki wiatr owiał moja twarz. Policzki zaszczypały nieprzyjemnie podrażnione od wcześniej spływających łez. Czułam się jak wrak, który powoli tonął. Pochłaniała mnie rozpacz i bezradność. 
Przekroczyłam próg balkonu. Chłód poranka był tutaj bardziej odczuwalny. 

   Jared przepinał kable przy ziemi. 

   — Wszystko już gotowe. Możemy zaczynać jeśli czujesz się na tyle dobrze. 

 Wstał i odgarnął kosmyki włosów z mojej twarzy. Nie potrafiłam już odczuwać złości wobec niego. Po śmierci Dylana wszystko straciło na znaczeniu. 
Nagle pomyślałam, że nie wiem gdzie jest teraz moje miejsce. Baza niedługo miała przestać funkcjonować, nie wyobrażałam sobie też wrócić do starego domu. Mogłam odnowić swoje kontakty ze starą przyjaciółką Lizzy? Było to wątpliwe, ponieważ za bardzo się zmieniłam, aby ta znajomość miała sens. Poza tym nie wiedziałam nawet jakie mogło być nastawienie kobiety do nowego porządku świata. 

    — Tak, już czas. — potwierdziłam. 

Głos miałam zachrypnięty, a gardło mocno piekło. Drżałam, ale nie było to spowodowane zimnem. 

    — Dam ci znać, gdy będziesz mogła mówić. Pamiętaj o tym, co ustalaliśmy. 

Doskonale pamiętałam cały plan przemowy, ciągle przewiało mi się to w głowie. Miałam przedstawić zbrodnie Christiny, uświadomić obywateli o powadze sytuacji. 
Podeszłam do mikrofonu. Na dole zebrali się już gapie, którzy przyglądali się balkonowi. Niewiele można było zobaczyć zza betonowej balustrady, ale gdy zostanie włączony ekran zamontowany na ścianie budynku, a wszystkie kanały telewizji zaczną transmitować wydarzenie na żywo, będą wiedzieli co się dzieje. 

    Jared dał mi znak, że kamera została włączona. 

Stałam nieruchomo, boleśnie mając świadomość, że aby tu stać, zostawiłam za sobą trupy. Czy byłam lepsza od innych? To dopiero miało się okazać. 

      — Nazywam się Melanie Bencard. Jestem pierworodną i jedyną córką prezydent Christiny. — nabrałam powietrza, gdy zauważyłam mnożące się wozy strażniczek — Jestem tutaj, aby uświadomić wam, jak źle rzeczy spotykały ten kraj. Ciągle skazywanie na więzienie lub śmierć, za rzeczy, które w które nikt nie powinien ingerować. Wyrzucanie kobiet poza miasto i odbieranie im podstawowych praw człowieka. Mężczyźni, którzy od lat byli wykorzystywani do ciężkich prac lub dla przyjemności. 
Państwo Wyzwolone zbudowano na kłamstwie i odizolowano, aby łatwiej panować nad ludźmi. Nie jesteśmy sami, za oceanem żyją ludzie, a cała nasza rzeczywistość była imaginacją. 
Teraz ja jako Melanie Bencard, niezależna i wolna kobieta, zwracam tę wolność każdemu człowiekowi w tym państwie i obiecuję się nim zaopiekować. 

Pozwoliłam sobie na chwilę przerwy, aby upewnić się, że na pewno chciałam to zrobić, choć nie było tego w planach. 

— Od dziś będę stała na czele nowego świata, który wspólnie zbudujemy. 













   

  

Lost ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz