14

6.2K 482 86
                                    

    Nabrałam gwałtownie powietrza w płuca. Szumiało mi głowie, a przed oczami nie widziałam nic, oprócz wielkich, ciemnych plam. Odczuwałam ogromne mdłości, w głowie wirowało mi jak po zejściu z karuzeli, a serce waliło w tak szybkim tempie, jakby chciało samo wyskoczyć mi z piersi.

   Nie do końca potrafiłam zrozumieć, co się działo. Brakowało mi sił, aby się podnieść. Głowę miałam opartą na czymś miękkim, a pod palcami wyczuwałam coś mokrego. Po zamknięciu oczu i nabraniu kilku głębokich oddechów, udało mi się podnieść z pozycji leżącej i usiąść. Za plecami poczułam zimną ścianę.

Gdy mroczki sprzed oczu w większości poznikały, ujrzałam bardzo dramatyczny obraz. Miękkość, którą odczuwałam pod głową, była martwą kobietą, a na niej, jak i dookoła, znajdowało się duża ilość krwi.

Widoki sprzed stracenia przeze mnie przytomności, zaczęły atakować raz za razem mój umysł. Zerwałam się gwałtownie, co było błędem. Ręka zsunęła się po wilgotnej kamiennej ścianie, przez co mocno zdarłam skórę na wewnętrznej stronie przedramienia, a w głowie znów zawirowało. W końcu udało mi się stanąć na równe nogi. Siłą próbowałam powstrzymać wymioty.

Krew, która była wszędzie w okół, w tym także i na mnie, na pewno nie należała do martwej osoby. Gdy ją znalazłam, nie było śladu krwi. Więc musiała należeć do mnie.

Drżącą ręką dotknęłam szyi, pod palcami wyczułam podłużne zgrubienie. Spanikowałam, ponieważ ktoś faktycznie poderżnął mi gardło, a ja jakimś cudem przeżyłam. Nie mogłam leżeć tu zbyt długo, ponieważ krew nie była zaschnięta.

Musiałam szybko stąd zniknąć. Cała ta sytuacja rzucała na mnie bardzo źle światło. Wszędzie mnóstwo krwi, martwy człowiek, a ja cała i zdrowa, również ubrudzona krwią.

Zdjęłam z siebie sweter i wytarłam w niego dłonie i okolice szyi. Nie wiedziałam jak wyglądała moja twarz, ale dla pewności też się nią zajęłam. Oczywiście nie udało mi się całkowicie zmyć z siebie śladów czerwonej cieczy, ale musiało wystarczyć. Sweter przewróciłam na drugą stronę, zwijając go w kłębek. Szyję okryłam włosami i tak ruszyłam w głąb bazy.

Musiałam znaleźć Dayo, ponieważ tylko on wiedział o mojej dziwnej przypadłości i tylko jemu mogłam powiedzieć o całej sytuacji. Nadal czułam się okropnie. Zataczałam się z każdym krokiem, jakbym spożyła sporą ilość napojów wyskokowych.

Minęłam dwie osoby, które spoglądały na mnie podejrzliwym wzrokiem. Szczęście się do mnie uśmiechnęło, ponieważ prędko spotkałam Dayo, który wraz Sethem wychodził z pomieszczenia obok którego właśnie przechodziłam.

— Melanie? — powiedział zaskoczony — Co się stało? Wyglądasz strasznie.

Spojrzałam na niego milcząc, mając nadzieję, że zrozumie. W moich oczach zebrały się łzy.

Zrozumiał. Chwycił mnie pod ramię, by pomóc mi ustać na nogach. Seth patrzył na nas z niezrozumieniem.

— Znajdź Dylana, niech przyjdzie do mojego pokoju. — nakazał mu Dayo.

— Nie — wychrypiałam ledwo słyszalnie. Nawet mówienie przychodziło mi z trudem. Czułam, jakby moje struny głosowe były mocno napięte.

Seth przystanął w pół kroku, nie wiedząc, co robić.

— Idź po niego — nakazał ostro.

Ruszył w tym samym kierunku, w którym się kierowałam. Skręcił w lewo, w najbliższy korytarz i otworzył jedne z wielu znajdujących się tam drzwi. Posadził mnie na metalowej pryczy, podobnej do mojej, która zaskrzypiała pod moim ciężarem.

Lost ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz