9

7.1K 634 75
                                    

      Dym, który zajął już prawie całe pomieszczenie, był dławiący i powodował łzawienie moich oczu. Nie byłam w stanie przez to racjonalnie myśleć. Widziałam, jak obecne strażniczki otaczały moją matkę. Byłam zdezorientowana – miejsce to było raczej ściśle tajne i jedyne osoby, które wiedziały o jego istnieniu, znajdowały się w podziemiach kilkadziesiąt mil stąd.

Wtedy też zaświecił we mnie promyk nadziei. Być może był to Dylan. Strach i dezorientacja zaczęła się mieszać z nadzieją i szczęściem.

Strażniczki zaczęły wykrzykiwać komendy i ślepo strzelać w gęsty dym.

Wtedy też nastąpił kontratak. Z dymu zaczęły wystrzeliwać pociski. Momentalnie rzuciłam się na podłogę, próbując ukryć się za ladą, przy której wcześniej siedziała moja matka. W momencie, gdy to uczyniłam, na podłogę obok mnie padła jedna ze strażniczek. Kula trafiła w sam środek jej czoła i przeszła na wylot. Pod jej głową zaczęła tworzyć się kałuża gęstej krwi. Patrzyła prosto na mnie szeroko rozwartymi oczyma, które wydawały się obrazować zaskoczenie. Może strach. Nie potrafiłam oderwać od niej wzroku, czułam się jak zahipnotyzowana, serce waliło mi niemiłosiernie szybko. To nie był pierwszy raz, gdy oglądałam śmierć człowieka i to tak z bliskiej odległości, ale do tego nigdy nie można było nawyknąć i uznać za porządek świata codziennego. Choć w gruncie rzeczy właśnie tak było. Śmierć, egzekucje i zabijanie siebie nawzajem, było chlebem powszednim. Właśnie w takim świecie żyłam od samego początku. Nie znałam innego życia, ale nadal czułam wewnętrzną tęsknotę za dawnym światem, o którym w gruncie rzeczy nie wiedziałam aż tak dużo.

W końcu udało mi się oderwać wzrok od pustych oczu strażniczki i zdobyć się na to, by sięgnąć po jej broń. Wybrałam zwykły mały pistolet, ponieważ karabin, na którym zresztą zaciskała dłoń, był nieporęczny, szczególnie, gdy znajdowałam się w skulonej pozycji, ukryta za ladą.

Zastanawiałam się nad opcją, aby zmienić położenie i oddalić się od matki oraz dwóch pozostałych strażniczek. Niestety nie potrafiłam tego zrealizować ze względu na wyłaniające się z dymu pociski, które mogłyby mnie dosięgnąć.

Pozostałe dwie strażniczki upadły w tym samym czasie, na szczęście już nie w moim pobliżu, myślę że byłoby to już za dużo jak dla mnie.

Nagle strzały ucichły, moja matka stała nadzwyczaj spokojnie wśród obłoków dymu. Tylko jej oczy świdrowały otoczenie i wyrażały jej prawdziwe uczucia, czyli panikę – została sama, otoczona wrogami, których nawet nie mogła zobaczyć. Patrząc tak na nią pomyślałam, że w końcu poczuje się jak ci wszyscy, których prześladowała.

Niespodziewanie szybko podeszła do mnie i szarpnęła mnie za rękę podnosząc do pionu. Zaskoczona jej ruchem upuściłam pistolet, po który wyciągnęła dłoń szybciej, niż ja zdążyłam się zorientować, co w ogóle się wydarzyło.

Przyciągnęła mnie plecami do siebie, a na mojej skroni poczułam chłodną lufę pistoletu. Znajdowałam się w sytuacji, której ani trochę się nie spodziewałam. Nie przypuszczałam, że była w stanie sama, bez żadnych pośredników, przystawić mi broń do głowy. Pomimo tych wszystkich sytuacji, nadal miałam nadzieję, że jeśli stanie ze mną twarzą w twarz, wewnętrzna siła, która potocznie zwie się instynktem macierzyńskim, jednak przemówi i nie będzie w stanie wyrządzić mi krzywdy. Ale wszystko wskazywało na to, że Christina Bencard nie posiadała owego instynktu, a jedynym, co miała na uwadze, było Państwo i czubek własnego nosa.

— Rzućcie broń! Albo ją zastrzelę! — wykrzyczała w ich kierunku Christina.

Przybysze nie poczynili żadnego kroku w tym kierunku. Nadal trzymali broń skierowaną w naszym kierunku. Nie wiedziałam, co zamierzali, ale na pewno musieli mieć jakiś plan. Prawda?

Lost ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz