12

6.8K 502 92
                                    

      Czułam się jak ogłuszona. Wpatrywałam się w Dylana tępym wzrokiem, a wokół słyszałam szum, który był tylko i wyłącznie wytworem mojej wyobraźni. Jak przez mgłę dochodził do mnie jego głos. Mogłabym się spodziewać po nim wszystkiego, ale na pewno nigdy nie przypuszczałabym, że kiedykolwiek usłyszę te dwa słowa.

Wychowałam się w świecie, gdzie coś takiego jak miłość nie funkcjonowało. Mój szok w tej sytuacji był całkowicie wytłumaczalny.

Z mojego stanu wybił mnie Jared i Luke, którzy wpadli do pokoju, jakby znów spadł deszcz bomb. Przystanęli w pół kroku, widząc nas wspólnie i to w tak bliskim położeniu. Jared robił głębokie wdechy. Na pewno spieszyli się, aby tu dotrzeć, więc musiało coś się dziać.

Trochę mi ulżyło, ponieważ sytuacja, w której znalazłam się z Dylanem nie była dla mnie komfortowa. Najpierw pocałunek, później wyznanie miłości. Stanowczo za dużo zrzucił mi na głowę, w tak krótkim czasie. Dodatkowo myślami byłam ciągle w laboratorium.

Potrzebowałam trochę ciszy i czasu dla siebie, żeby móc wszystko sobie poukładać, o ile było to możliwe.

Niestety, póki co marzenia o chwili spokoju pozostawały tylko marzeniami. Ewidentnie coś się działo, znowu. Odkąd tu trafiłam, ciężko było wyłuskać choć godzinę dla siebie.

Dylan podniósł się na równe nogi. Ja siedząc w tej samej pozycji, bez słowa spoglądałam w kierunku mężczyzn.

— Musicie to zobaczyć — wydyszał Jared.

Cała trójka wyszła z pokoju. Otrząsając się z transu, ruszyłam za nimi.

Opuszczając pomieszczenie kątem oka zobaczyłam Kayę, która po rozejrzeniu się po całym zamieszeniu, odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku. Jej osoba i sposób bycia chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.

Dogoniłam resztę dopiero pod pracownią Jareda. Telewizja huczała niemiłosiernie, a całe towarzystwo, w którym znajdował się również James, Dayo, Seth oraz parę słabo znanych mi osób wpatrywało się w ruchomy obraz.

Udało mi się przecisnąć przed Dayo i Dylana, którzy zasłaniali większą część ekranu. Wtedy też zobaczyłam rzeczniczkę mojej matki. Nie bez powodu przemawiała ona, a nie Prezydent. Moje myśli powróciły do wydarzeń z ostatnich kilku dni oraz widoku matki w kałuży krwi.

Przemówienie zaczęło się już chwilę temu, więc trafiłam na sam jego skrawek.

— Dlatego też muszę prosić o połączenie sił wszystkich obywateli i pomoc w odnalezieniu zamachowców, którzy odważyli się podjąć próbę zamordowania głowy Państwa Wyzwolonego. Miejcie oczy dookoła głowy, ponieważ to mogła być któraś z was. Obywatele naszego kraju, który tak ciężko budowaliśmy od wielu dekad, zaczęli przyłączać się do naszych wrogów. Teraz nie tylko mężczyźni chcą naszego upadku, ale też kobiety. Obecnie każdy z nas jest winny, dopóki nie odnajdziemy prawdziwych sprawców. Pani Prezydent przemówi do was, gdy tylko nabierze sił.

Przemówienie się zakończyło. Nie rozumiałam do końca co się działo. Matka nie mogła przeżyć tego postrzału, dostała prosto w serce, straciła ogrom krwi. Z pewnością minęło też masę czasu nim ktoś ją znalazł. Szanse na jej przeżycie były praktycznie zerowe.

Z drugiej strony możliwie, że nie chcieli wprowadzać paniki nagłą informacją, że Prezydent nie żyje i próbowali grać na zwłokę.

Obecnie ciężko było stwierdzić, co było prawdą.

Luke ściszył telewizor i zapanował chaos.

— Co tam się wydarzyło? — zapytał ostrym tonem Dylan wskazując palcem na telewizor, w którym aktualnie leciała przygłupia reklama.

— Cóż, tak jakby postrzeliłem panią prezydent — odezwał się Dayo.

— Co zrobiłeś?! Znaczy świetnie, ale dlaczego nikt nic o tym nie wie i to po takim czasie!

— Tak naprawdę to już wiecie — wtrącił Seth, który zamilkł, gdy napotkał wzrok Dylana.

— Dostała prosto w serce, skąd mogłem wiedzieć, że przeżyje! — wykrzyczał Dayo.

Do rozmowy wtrącił się również James, którego zobaczyłam pierwszy raz od bardzo dawna.

— Nie przyszło wam do głowy, żeby może, no nie wiem, strzelić jej jeszcze dwa razy w łeb tak dla pewności? Dostaliście jedyna taką szansę i ją spieprzyliście. Banda idiotów!

Postanowiłam przerwać tę wymianę słów, zanim przerodziło się to w bójkę.

— Tak naprawdę nie wiemy czy to prawda! Mogą pogrywać ze społeczeństwem i z nami. Gdyby potwierdzili śmierć mojej matki wybuchłaby panika, a my poczulibyśmy się nazbyt pewnie. Próbują grać na czas, bo nie wiedzą, co robić.

— Właśnie, nie wiemy czy to prawda, więc musimy brać pod uwagę też to, że przeżyła i wtedy możemy szykować się na wojnę — stwierdził Dylan. — Koniec gry w podchody, zrobiliśmy poważny ruch. Nie zostawią nas w spokoju. Wkroczyliśmy w stan zimnej wojny. Musimy być w ciągłej gotowości.

— Jared i Luke będą obserwować co dzieje się w telewizji. Wyślemy zwiadowców w teren, którzy będą z nami w ciągłej łączności — powiedział James, nie dając sobie przerywać. — Wiem, że nadajniki są zniszczone, ale coś wymyślisz — zwrócił się do Jareda.

— Nikt nie opuszcza bazy bez odgórnego pozwolenia — oznajmił Dylan. — Możecie się rozejść.

Znalazłam w tym szansę dla siebie, aby wmieszać się w tłum i znaleźć spokojny kąt. Oczywiście nie byłoby to normalne, gdyby jakiś mój plan się udał. Ręka Dayo odciągnęła mnie w całkiem inną stronę. Weszliśmy do pokoju, nie wiedziałam, czy był jego, czy to całkiem przypadkowe pomieszczenie. Teraz jednak nie to było ważne.

— Oboje dobrze wiemy, że coś tu śmierdzi — odezwał się od razu, gdy drzwi za nami się zamknęły.

— W tych podziemiach ciągle coś śmierdzi — parsknęłam.

— Dobrze wiesz o co mi chodzi. Ja strzeliłem, a ty stałaś obok niej. Najlepiej wiemy, że twoja matka tego nie przeżyła.

— I prawdopodobnie tak jest. Słyszałeś przecież co mówiłam, więc o co chodzi?

— Mam po prostu złe przeczucie, poszło zbyt łatwo — burknął.

Przewróciłam oczami – ta rozmowa nie miała sensu. Mogliśmy podjąć się tego tematu dopiero po zdobyciu większej ilości informacji. Teraz wszystko opierało się na domysłach.

— Pogadamy o tym, gdy będziemy wiedzieć coś więcej. — Zaczęłam się wycofywać, ale mnie zatrzymał.

Spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem. Chciałam pobyć chwilę sama, a on skutecznie mi to uniemożliwiał. Prawda, uratował mi życie i jestem mu za to wdzięczna, ale potrzebowałam chwili spokoju, a Dayo był natrętny.

— Jest też druga sprawa, oczywiście związana z twoją nadzwyczaj szybką regeneracją. Dużo się nad tym zastanawiałem. Nie bez powodu trzymali cię w laboratorium. Widziałem w telewizji jak wyglądałaś jeszcze tydzień temu. Zakrwawiona i posiniaczona. Teraz nie masz nawet najmniejszego śladu na skórze, a twoja noga zagoiła się kilkadziesiąt minut po postrzeleniu. Co tam się wydarzyło?

— Nie mam pojęcia Dayo! Myślisz, że sama nie chcę wiedzieć? Stało się coś dziwnego, ale wyobraź sobie, że ciągle siedziałam w zamknięciu i nie miałam nad niczym kontroli.

Wtedy też mnie olśniło. Mieliśmy tu osobę, która mogła coś wiedzieć.

Tylko ktoś musiał pozwolić na moje spotkanie z Marią. 

Lost ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz