Rozdział 15

6.3K 470 84
                                    

      Obudziłam się w łóżku Dylana, samego chłopaka nigdzie nie było. Stwierdziłam, że jednak poszedł po rozum do głowy i nie siedział nade mną, gdy spałam. Obok materacu, na małej drewnianej szafce, leżał poskładany komplet ubrań. Zapewne tych w moim rozmiarze, a nie Dayo. Po zmienieniu odzieży ruszyłam w kierunku drzwi, chcąc znaleźć trochę wody, ponieważ odczuwałam pragnienie jakiego nigdy dotąd nie doświadczyłam.

Szarpnęłam za klamkę, ale drzwi nie ustąpiły. Powtórzyłam czynność mając nadzieję, że się po prostu zacięły. Niestety, jak się okazało, drzwi były zamknięte od zewnątrz. Zirytowałam się. Rozumiałam, że troszczyli się o mnie i o moje bezpieczeństwo, ale to była już lekka przesada. Czułam się jak więzień. Na dodatek, gdybym musiała do toalety, byłby niemały kłopot.

Zapukałam w drzwi mając nadzieję, że ktoś jest w pobliżu i będzie mógł je otworzyć.

Na całe szczęście nie musiałam czekać długo, ponieważ zamek się przekręcił. Cofnęłam się o krok, aby drzwi mogły się otworzyć.

— Zwariowałeś? — odezwałam się, gdy ujrzałam Dylana.

Na szczęście odzyskałam głos, co było ogromną ulgą. Bałam się, że moje struny głosowe mogły zostać uszkodzone.

— Poszłam na chwilę spać, a ty mnie pozamykałeś.

— Spałaś prawie dwa dni. Myśleliśmy, że coś ci się stało.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Jak to spałam dwa dni? To szmat czasu, szczególnie, że nie kiepsko ostatnio sypiałam i trzy godziny zupełnie wystarczały.

— Mogę dostać wodę? Okropnie zaschło mi w gardle.

Dylan skinął głową. Ruszyliśmy wspólnie w kierunku stołówki. Podciągnęłam golf wyżej, aby upewnić się, że nie widać mojej blizny, która nadal była wyczuwalna pod palcami.

— Wiesz, że teraz będziesz musiała mi wszystko wyjaśnić? Bo szczerze, nie pojmuję niczego, a Dayo nie był skłonny do rozmów. Śmiało mogę nawet stwierdzić, że mnie unikał.

— Wiem — odpowiedziałam krótko.

Nie był to czas ani miejsce, na takie rozmowy. Powinniśmy wrócić do pokoju i tam o tym porozmawiać, bez świadków. Naprawdę nie miałam ochoty go w to wciągać, ale było już za późno, a Dylanowi należały się wyjaśnienia. Sama do końca tego nie rozumiałam, ale musiałam powiedzieć mu tyle, ile wiem.

— Co z zamordowaną kobietą?

Dylan westchnął głęboko.

— O tym również musimy porozmawiać na osobności.

Odszedł zostawiając mnie przy stoliku. Przy okienku wymienił parę zdań z pracownikami, po czym wrócił z garnuszkiem wody. Łapczywie wypiłam całą zawartość. Moje gardło w końcu odczuło prawdziwą ulgę.

— Ciągle pytają, czy już wiadomo, co się stało — powiedział półgłosem, ruchem głowy wskazując na panie w kuchni.

Nie dziwiło mnie to, ofiara z nimi pracowała. Mieli prawo wiedzieć, co się wydarzyło, ale czy my sami to wiedzieliśmy? Ktoś z nieznanych przyczyn mordował ludzi w bazie i chciał zamordować też mnie. A raczej chciała.

— A wiadomo cokolwiek?

Możliwe, że zrobili jakiś postęp podczas mojej chwilowej "nieobecności".

— Ja i Dayo wiemy więcej niż cała reszta. Wokół ciała, które nie miały żadnych ran, znajdowało się mnóstwo krwi.

Przerwał znów spoglądając w kierunku kuchni. Kobiety przyglądały nam się w ciszy, ewidentnie próbując wyłapać coś z naszej rozmowy.

Lost ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz