Rozdział 19

6K 403 29
                                    

  
Instagram informacyjny dla czytelników : darkhill_4ever

Biegliśmy z Dylanem, jak na złamanie karku. Ludzie, których mijaliśmy, wiedzieli, że działo się coś złego. Nikt nie biegał tutaj w panice bez wyraźnego powodu. Więc ludzie szeptali między sobą zaniepokojenie, wiedzieli że coś się działo.
   Dotarcie do sali, w której ostatnio spotkałam Rose, nie zajęło nam wiele czasu.
Na szczęście, szybko dotarliśmy na miejsce. Rose nie była w stanie, w jakim spodziewaliśmy się ją znaleźć. Leżała nieruchomo ja jednym ze szpitalnych łóżek. Ucięła sobie drzemkę? Bardzo wątpliwe. Gdy podeszłam bliżej zauważyłam rozciągające się na jej ramieniu czerwono-sine pręgi. Sieć zaczynała się od zagięcia łokcia, znikała pod koszulką, aby ponownie pokazać się na lewej stronie szyi. Miałam bardzo złe przeczucia, które się potwierdziły, gdy zobaczyłam pustą fiolkę wraz ze strzykawką, które leżały obok niej.
Dotknęłam ramienia dziewczyny lekko nią potrząsając. Jęknęła cicho, a ja poczułam coś na wzór ulgi.

— Zawołaj kogoś, żeby jej pomógł — powiedziałam do Dylana.

Chłopak wyszedł w poszukiwaniu innego specjalisty. Nie rozumiałam dlaczego nie było tutaj nikogo więcej.
Poczułam ukłucie winy. Nie potrzebnie dawałam jej fiolkę, powinna zachować to dla siebie, a nie obarczać tym nikogo więcej. Z drugiej strony Rose jako tak doświadczona osoba, nie powinna zachowywać się tak nieodpowiedzialnie. Domyślałam się, że musiała wiedzieć o leku więcej, niż jej powiedziałam. Jeśli trafiła tu z Marią istniało duże prawdopodobieństwo, że również przy nim pracowała. Rozumiałam, że perspektywa, można to nazwać pewnym rodzajem nieśmiertelności, kusiła aby wypróbować to na sobie. Kto nie chciałby zwiększyć swoich szans na przeżycie, szczególnie w tych czasach.
Dziewczyna znów jęknęła i przewróciła się na plecy. Oczy miala ciągle zamknięte, nie wróżyło to na nic dobrego. Organizm musiał odrzucić lek, choć nie rozumiałam dlaczego tak się stało. Ilość była znikoma w porównaniu do tego, co zostało podane mnie. Przeszedł mnie dreszcz na myśl, że mogłam skończyć tak lub gorzej.

— Rose, co ty zrobiłaś? — szepnęłam pod nosem.

  Pomimo tego, że mogła okazać się kimś innym niż do tej pory myśleliśmy, nie chciałam, żeby umierała. Pomimo wszystko Rose była dobra osobą i działała na rzecz bazy wiele lat. Na pewno nie raz uratowała komuś życie, w tym mnie, gdy po raz pierwszy przybyłam do bazy. Wtedy też jedna z wygnanych wbiła mi pręt w brzuch, a Rose przyczyniła się do ocalenia mojego tyłka. Każdy popełniał błędy, więc należała mu się szansa.
   Dodatkowo dziewczyna mogła jako jedyna mogła posiadać informacje na temat Kayi i tego co zamierzała. Zgadywałam, że drugą osobą zamieszaną w całe to mordercze szaleństwo była właśnie Rose, choć inicjatorem, zdecydowanie była Kaya. Musiało istnieć jakieś wytłumaczenie, dlaczego Rose miałaby brać w tym udział. Uważałam, że jednym z nich mogła być chęć zdobycia leku dla siebie, ponieważ kto w tych czasach nie chciałby zwiększyć swoich szans na przetrwanie. Możliwe, że właśnie one przyczyniły się do śmierci Marii, a ja chciałam znać powód, dlaczego potraktowały ją w tak bestialski sposób. Gdyby chciały się jej pozbyć, mogły zrobić to w dużo lepszy sposób, ewidentnie chodziło o coś więcej.
   Dylan wrócił jedną z lekarek, który o ile dobrze pamiętałam, miała na imię Jose. Kobieta była bardzo szczupła i wysoka, na jej pociągłej bladej twarzy widać było zmęczenie, a potargane włosy i nierówno zapięte guziki kitla sugerowały, że wyciągnięto ją z łóżka.
   Jose mało mówiła, w prawdzie nie pamiętałam jak dokładnie brzmiał jej głos. Zawsze trzymała się na uboczu i w ciszy wykonywała swoją pracę. Potrafiła się wtopić w otoczenie, tak aby jej nie zauważano, choć wykonywała bardzo ważną pracę. Nigdy nie widziałam, aby z kimś rozmawiała po za szpitalem.
  
    — Wiecie co sobie wstrzyknęła? — zapytała spokojnie, zabierając fiolkę.

Lost ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz