Rozdział 16

6.5K 455 108
                                    

Siedziałam w kącie razem z Dayo, przyglądałam się jak Dylan, stara się coś ustalić z zebranymi ludzi. Nie było to łatwe, ponieważ każdy miał odmienne zdanie i starał się przekrzyczeć drugiego.

Po znalezieniu zwłok Marii, Dylan zwołał najważniejsze osoby, aby przedyskutować sprawę. Wyszło to inaczej, niżby chciał, ponieważ była to sytuacja, której nikt się nie spodziewał. Starali się znaleźć winnego, ale krzykiem nie mogli nic zdziałać.

Żeby znaleźć mordercę, musieliśmy zrozumieć, co go motywowało, wtedy może udałoby się podjąć jakiś trop. Teraz nie wiedzieliśmy nic, ponieważ każdy wolał szukać winnego, nie dopilnowała Marii, zamiast usiąść i przedyskutować strategię.

— Nie dziwię się, że tak łatwo wyprowadzili Marię. Organizacja jest tu koszmarna. — stwierdził Dayo.

Przytaknęłam, ponieważ całkowicie się z nim zgadzałam.

— Nie wiem kogo mam słuchać, wszyscy mówią w tym samym momencie.

Skinął głową.

— Kto tu w ogóle rządzi? Niby odkąd Dylan wrócił, to jest na czele, a James usnął się lekko w cień, ale nadal ma dużo do powiedzenia. Natomiast przez ciebie, bez urazy, Dylan traci poparcie wielu osób. Sama wiesz, za kogo cię mają.

Nie mogłam się z nim nie zgodzić. Relacja moja i Dylana zaburzała, w oczach wielu, jego wiarygodność. Woleli kogoś, kto nie brata się z ludźmi z zewnątrz. Była jedna rzecz, o której zapominali. Wiele kobiet, które tu zamieszkiwały, pochodziły z zewnątrz, ale ja byłam tą gorszą, bo byłam spokrewniona z władzą. Było to przykre, ponieważ tak jak oni, chciałam lepszego świata.

— Zarządzam patrole i obstawę wejść. Dodatkowo każdy, kto będzie chciał opuścić bazę, ma to zgłosić do mnie lub Jamesa. — zarządził Dylan.

— Myślę, że jasne jest, kto to zrobił. — burknął James.

Niektórzy mu przytaknęli, inni postanowili milczeć.

— Melanie cały czas była ze mną lub Dayo. — wyjaśnił.

Kompletnie nie czułam się zaskoczona, że zostały wyciągnięte oskarżenia w moim kierunku i to od strony Jamesa. Nie było szans, abyśmy się polubili.

— Pieprzycie ją na zmianę? — zakpił — Akurat po tobie Dayo nie spodziewałem się bratania z wrogami.

Dayo siedział w milczeniu. Był mądry i wiedział, że nie mógł dać się sprowokować Jamesowi, szczególnie tak głupią rzeczą. Spojrzał na mnie, tylko przewracając oczami.

Niestety, Dylan nie potrafił tego przemilczeć.

— Albo zaczniesz zachowywać się jak należy, albo stąd wyjdź. Nikt nie potrzebuje twoich durnych uwag.

— Nie możesz mi rozkazywać, więc zamilcz. To mój ojciec cię tu sprowadził, więc powinieneś być wdzięcznym pieskiem, który nie szczeka na swoich.

Nagle wszyscy zamilkli i nikt nie miał nic do powiedzenia.

— Najwidoczniej twój własny ojciec zobaczył we mnie większy potencjał niż w tobie, skoro nauczył mnie więcej.

Byłam niemal przekonana, że James się na niego rzuci, ale po prostu wyszedł. Drzwi trzasnęły, a w pomieszczeniu nadal panowała cisza.

— Możecie się rozejść. Dayo rozdzieli warty, będę was informować, jeśli dowiemy się czegoś nowego.

W końcu zostałam tylko ja i Dylan. Dayo poszedł zająć się obowiązkami. Umiał dobrze walczyć i znał się na rzeczy, więc dostał odpowiednie zadanie.

Dylan usiadł obok mnie. Znałam go na tyle dobrze, żeby wyczytać z jego twarzy, iż czuł się bezradny. Musiał poprowadzić wszystko tak, aby nie wydać mojego sekretu. Czułam się winna, zresztą nie było to nowe uczucie.

Położyłam dłoń na jego plecach, aby pokazać, że jestem tu z nim i może się otworzyć.

— Jak ja mam z nimi rozmawiać? — westchnął — Zachowanie Jamesa mi niczego nie ułatwia.

— Żyjemy w takich czasach, gdzie nic nie przychodzi łatwo. Słuchaj, powinieneś otwarcie powiedzieć o zaistniałym zagrożeniu, niech każdy ma się na baczności. Powiedz, że podejrzewamy dwie osoby, a zagrożenie jest realne. Dopóki nie pozbędziemy się zarazy w środku, nie zrobimy nic na zewnątrz. Jeśli okaże się, że Christina nie żyje, będziemy musieli zacząć działać, a na razie nie możemy, ponieważ ktoś nas niszczy od wewnątrz. Uświadom ludziom, że mogą zginąć ich bliscy. Staną się czujniejsi, może nawet ktoś coś sypnie. Mną się nie przejmuj, ktoś zawsze będzie przeciwko mnie. Ważne, abyś ty nie poddawał się emocjom, ponieważ takie wybuchy jak ten przed chwilą tylko ci szkodzą.

— Nie mogę tego puszczać mimo uszu.

— Musisz. W ich oczach wygląda to, jakbym była nietykalna i miła specjalne względu. Jeśli szukamy winnego, każdy musi być podejrzanym, dopóki nie znajdziemy istotnych dowodów.

O ile z początku wiedzieliśmy, że mordercą jest kobieta, o tyle teraz, po akcji z Marią, nie wiemy, kto jest drugim mordercą, jeśli był w ogóle jakiś drugi. Nie mieliśmy pewności co do niczego. Wiedziałam tylko, że musieliśmy działać szybko. Im dłużej zajmowaliśmy się sprawami zewnętrznymi, tym dłużej nie mogliśmy działać na powierzchni, a prawdopodobnie zbliżała się nasza szansa.

— Chciałbym posiadać takie zdolności przywódcze jak ty, to zdecydowanie pozytywna jedna z pozytywnych cech, jakie odziedziczyłaś po matce, całą resztę masz po ojcu, szczególnie inteligencję.

Zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. Powiedział coś, czego nie powinien, gdyby nie wiedział, kim był mój ojciec. Wątpię, że te słowa padły przypadkowo.

— Znasz mojego ojca. — stwierdziłam.

Samego jego mina mówiła, że powiedział za dużo. Taka odpowiedź wystarczyła. Byłam wściekła, ponieważ mógł mi powiedzieć, miał do tego wiele okazji.

— Kim on jest?

— Melanie, to nie moja sprawa. — Promował się wykręcić.

Wstałam ze swojego miejsca, Dylan spojrzał na mnie w górę.

— Nie wierzę, że mnie cały czas okłamywałeś.

— Nie okłamywałem cię! — Również wstał — Po prostu to nie moja sprawa, sam powinien ci to powiedzieć. Nie jestem niczyim pośrednikiem.

— Cóż, teraz nie mam zamiaru czekać, aż mój kochany ojciec zdecyduje, czy mi powie. Z twojej wypowiedzi wynika, że jest tutaj, więc miał wystarczająco dużo czasu, aby to zrobić.

Patrzyłam na niego wyczekująco. Rozumiałam, że nie chciał się wtrącać w cudze sprawy, ale było już za późno.

— Okej, ale obiecaj, że poczekasz chwilę, nim pójdziesz z nim porozmawiać, nie jest teraz w najlepszej formie do awantur rodzinnych.

Spojrzałam na niego ponaglająco.

Nastała chwila ciszy, prawdopodobnie walczył ze sobą, nie był pewien czy postępuje słusznie.

— To Jared.

Moja wściekłość narosła. Jared był osoba, która mogła być ze mną szczera. Mieliśmy dobry kontakt i mnóstwo okazji na rozmowę, nie rozumiałam, czemu tego nie zrobił.

— Idę do pokoju. Lepiej będzie, jeśli nie pójdziesz za mną.

Lost ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz