W końcu podłączyłam starego kompa, a moje oczy ujrzały kilkadziesiąt gigabajtów śmieciowych obrazków z internetów, pokracznych rysunków (możecie je zobaczyć w moim artbooku) i oczywiście tragicznych tekstów.
Niestety opko, które zaraz przeanalizuję jest już po jednej poprawce, więc nie ma sporej części błędów, jakie posiadało wcześniej :C Mam jednak nadzieję, że będzie się z czego pośmiać.
Pierwszy raz coś analizuję zdanie po zdaniu, więc pewnie wyjdzie sucho xD
Potwór ponownie zaatakował. Tym razem jego celem nie byli wojownicy atakujący go mieczem, lecz czarodzieje, którzy stali z tyłu przygotowując zaklęcia.
To ci wojownicy byli dość nieudolni, skoro przepuścili potwora do swoich DPSów. Nie mogli przyblokować poczwary, bo skończyła się ich kolejka? Fakt, że stwór miał w poważaniu ataki też daje do myślenia.
Trzem udało się odskoczyć, lecz czwarty został sparaliżowany jadem.
Magowie też jacyś pierwszolevelowi, do tego mają refleks szachisty. Pingwinie z przeszłości, zdecydowanie za dużo gier turowych.
Ja mogłem tylko patrzeć z ukrycia. Czułem się fatalnie chowając się za kamieniem, kiedy moi przyjaciele walczyli, ale taka była moja rola.
Nie ma to jak przydatny protagonista.
Byłem cieniem, zajmowałem się skradaniem, szpiegowaniem, podsłuchiwaniem. Całkiem niezły też byłem w szybkiej walce z zaskoczenia, to znaczy przeciwnik nawet nie zauważał, gdy do niego podchodziłem. Kiedy pozostałe Orły walczyły, ja czekałem na odpowiedni moment, aby zadać szybki, zabójczy cios.
Pingwinie z przeszłości, za dużo Neverwintera! W sumie wyobrażałam sobie głównego bohatera, że ma umiejętność krótkiej niewidzialności i wyskakuje na wrogów ze sztyletami. Typowy łotrzyk z przypadkowej gry RPG.
Rosły Szczur ukrywając się za tarczą wzmocnioną magią, próbował zranić stwora mieczem, lecz ten chronił miejsca nieosłonięte pancerzem. Meldy atakowała z dużą prędkością, jednak jej ataki nie były zbyt silne. Strzały wypuszczane przez naszą łuczniczkę, która była nazywana po prostu Strzałą, odbijały się od skorupy, nawet jej nie rysując.
Oczywiście wszyscy atakowali pojedynczo, choć była ich większa grupa.
Pozostawało nam czekać, aż Panda, Gnom i trzeci, przypadkowo spotkany mag, skończą rytuał i zaatakują potwora magią.
No jasne, w magach jedyna nadzieja, a ci powtarzają czynności, które nie dają efektu i pozwalają, by stwór atakował przygotowujących zaklęcie.
Wtem znikąd zjawił się Rufus. Jak gdyby nigdy nic, wszedł wyprostowany w środek walki, pogwizdując przy tym.
Oczywiście w każdym opku musi występować badass, który ma wszystko w rzyci. W ogóle, Rufus to nie był kretoszczur z Kim Kolwiek?
Wyjął spod kurtki podejrzanie wyglądający przedmiot i cisnął nim o ziemię, w miejscu, gdzie stało monstrum. Ludzie, którzy atakowali je z bliska, ledwo zdążyli odskoczyć. Wybuch na kilka sekund zasłonił ogromnego skorpiona chmurą kurzu.
No i ten badass jest taki bad, że nie dba o żadne przepisy BHP. To takie szekszi!
Wiedziałem, jak się kończy ingerencja Rufusa w każdej walce, więc odbiłem się od głazu i wziąłem nogi za pas.
Protagonista jest w basenie albo w kosmosie, że się odbił od kamienia? A może jest piłką?
Niestety nie zdążyłem, skała rozpadła się na kawałki, a mnie odrzuciło na kilka metrów.
CZYTASZ
Pingwinowy kurs pisania
Non-FictionZwycięzca Wattonators 2017 w kategoriach "Wujcio dobra rada" i "Świetny pomysł". Napaliłeś się na pisanie własnego opowiadania, jednak wciąż masz problem z poprawnym zapisem dialogów? Napisałeś już kilka opowieści, lecz masz wrażenie, że twoi bohate...