Prolog: Wyjezdne łzy (3)

153 29 0
                                    

Wszyscy czworo podskoczyli ze strachu, a potem spojrzeli do tyłu. Stała za nimi Pinako Rockbell, babcia Winry i najlepsza protetyczka w Resembool. Była również przyszywaną babcią dla pozostałej piątki dzieciaków (tak samo jak Georgia Laurent, babcia Jo i Caleba). Babcia Pinako była bardzo niską (miała niecały metr sześćdziesiąt) i bardzo żwawą kobietą przed siedemdziesiątką. Jej siwe włosy były spięte w ciasny koczek, znajdujący się na samym czubku głowy, twarz była usiana wieloma zmarszczkami, zaś ciemnobrązowe oczy, które gniewnie mierzyły Jo i Eda, znajdowały się za okrągłymi okularami.

Jo i Ed nic nie odpowiedzieli. Nagle wzrok babci Pinako powędrował w stronę stawu i spoczął na znajdującym się w nim dębie.

- No tak! Drzewo również musiało ucierpieć przez te wasze durne kłótnie?! – Spojrzała ponownie na Jo i Eda. Al i Erica podeszli do nich, chcąc wiedzieć, co się dzieje. – Niedługo ucierpi przez to jakiś dom albo, co gorsza jakiś człowiek!

- Babciu...

- Nie przerywaj mi, Winry! – przerwała wnuczce i ponownie zwróciła się do dwójki sprawców. – Obydwoje macie już po jedenaście lat. Powinniście być jakoś bardziej odpowiedzialni i moglibyście hamować swoje emocje! Ale nie! Wy musicie ponieść się swoim emocjom, niszcząc wszystko, co stoi na waszej drodze. – Babcia Pinako wzięła kilka wdechów i wydechów, chcąc się, choć odrobinę uspokoić. – No, dobra. – zwróciła się do nich już spokojniej. – Słucham was teraz. Jak to się stało, że dąb znalazł się w stawie?

Nikt się nie odezwał.

- Powtarzam jeszcze raz. Kto to zrobił?

Milczeli.

- Tylko mi nie mówcie, że dąb, tak sam z siebie, znalazł się w stawie. – Babcia Pinako nie spuszczała z nich swojego nadal gniewnego spojrzenia. – No, słucham?! Czyja to robota?!

Jo spojrzała najpierw na Winry, potem na Caleba, a później na Eda i znów na babcię Pinako. Nie było sensu tego ukrywać, bo i tak prędzej czy później by się dowiedziała, że to jej robota. Matka i ojciec zawsze jej powtarzali, żeby nigdy nie ukrywała przed nikim prawdy...no chyba, że w konieczności. Ale w tym wypadku bała się reakcji babci Pinako.

Nie mam wyboru, westchnęła z rezygnacją Jo i już otwierała usta, by wyznać prawdę, gdy nagle usłyszała znajomy, ciepły głos ciotki Doreen.

- Daj spokój, Pinako.

Wszyscy spojrzeli na nią. Doreen Amori była wdową po zmarłym bracie ojca Jo oraz matką Rosy i Eriki. Była to średniego wzrostu i drobnej postury kobieta. Miała kręcone, płomiennorude włosy, przeważnie spięte w luźny kok, z którego wychodziły pojedyncze kosmyki, bladą skórę i te same orzechowe oczy, które również posiadała jej najmłodsza córka. Jak zwykle na jej łagodnej twarzy gościł promienny uśmiech, który mógł rozbroić nie jednego zakapiora. Obok ciotki Doreen stała Amira Laurent – matka Caleba i ciotka Jo. Ciotka Amira pochodziła z Ishvaru. Była od ciotki Doreen odrobinę wyższa i szczupła. Jej długie białe włosy były splecione w warkocz, a na smukłych, ciemnych nadgarstkach miała po dziesięć cienkich, różnokolorowych bransoletek. Obie były ubrane w jasne sukienki do kostek.

- To jeszcze dzieci. – powiedziała z uśmiechem ciotka Doreen. – Muszą się trochę pospierać, porywalizować między sobą...To przecież normalne w ich wieku.

- Normalne?! – oburzyła się babcia Pinako. – No chyba żartujesz, Doreen?! – Po chwili wskazała na drzewo. – A to niby jest normalne?!

- Oj, odrobinę ich poniosło. – odparła, wzruszając przy tym ramionami.

- Odrobinę?! – powtórzyła z niedowierzaniem babcia Pinako. – A gdyby komuś stała się krzywda?!

- Ale się nie stała. – powiedziała ciotka Doreen.

- Doreen, ty ich nie usprawiedliwiaj...

- Ja ich nie usprawiedliwiam. – przerwała jej. – Owszem, źle zrobili i nie pochwalam tego, ale jak to się mówi: „co się stało, to się nie odstanie", ot co.

Babcia Pinako, tylko westchnęła z rezygnacją.

- Dodam, że te ciągłe kłótnie między Jo a Edem, coś mi przypominają. – powiedziała po chwili. – Ktoś już w taki sposób się ze sobą kłócił?

- No, jak to, kto? Przecież Dalia i Xavier również tak się kłócili. – odpowiedziała jej ze śmiechem ciotka Amira. – A teraz są małżeństwem i mają śliczną córeczkę.

- No, tak...Zawsze Xavier obrywał więcej od Dalii, niż ona od niego. – rzekła z uśmiechem ciotka Doreen, zatapiając się we wspomnieniach. Po chwili wróciła do rzeczywistości. – Ale jeśli już mowa o rodzicach Jo, to...Jo – zwróciła się nagle do swojej bratanicy. Jo zamrugała, nie wiedząc, co chce od niej ciotka. – Przed chwilą dzwonili do mnie twoi rodzice. Mają przyjechać.

- Naprawdę? –zapytała z niedowierzaniem.

Ciotka Doreen uśmiechnęła się do niej ciepło i kiwnęła głową.

Jo aż pisnęła z radości. Mama i tata przyjeżdżają, pomyślała nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała. Przyjeżdżają. To była najcudowniejsza wiadomość, jaką mogła dziś usłyszeć od ciotki. Wyczekiwała tej wiadomości z ogromną tęsknotą. Ostatnio jej rodzice byli w styczniu na jej jedenaste urodziny. Przywieźli jej wtedy w prezencie Darka, mówiąc, że pod ich nieobecność on będzie ją rozweselał. A teraz, gdy oboje przyjadą będzie mogła pokazać jak on podrósł przez te trzy miesiące.

- A kiedy? – zapytała po chwili ciotkę, nie mogąc ustać w miejscu.

- Mają jutro wieczorem zjawić się w Raul.

- W Raul? – zapytała z ciekawością babcia Pinako. – Dlaczego właśnie tam, a nie tutaj?

- Ponieważ do New Optain muszą bezpiecznie przetransportować jakiś ważny ładunek z Central City. – odpowiedziała jej ciotka Doreen.

- Wiadome jest również, że New Opation jest bliżej Raul niż Resembool. – dodała ciotka Amira.

- Właśnie. – potwierdziła jej słowa ciotka Doreen. - A Dalia powiedziała, że razem z Xavierem przyjadą do mojego starszego brata Vincenta. Teraz idę z Amirą po bilety na jutrzejszy ranny pociąg. Niedługo wrócimy. – i mówiąc to już miała iść, gdy nagle się zatrzymała, jakby o czymś sobie przypomniała. Spojrzała na Jo. – Jo, twoja mama i tata mówili, że mają dla ciebie niespodziankę.

- Naprawdę? A jaką? – zapytała Jo.

- Nie mogę ci powiedzieć. – odpowiedziała jej z uśmiechem, ale widząc zawiedzioną minę Jo, dodała. – Ale wiem, że będzie ona dla ciebie miłym i radosnym zaskoczeniem. – i mówiąc to, obie ciotki poszły w stronę stacji Resembool.

Babcia Pinako i szóstka dzieci odprowadziły je swoim zdziwionym wzrokiem.

- Niespodziankę? – zapytała Erica, gdy znikły im z pola widzenia. – Jaką niespodziankę?

- Nie wiem. – odpowiedziała jej Jo, nadal patrząc w miejsce gdzie zniknęły jej ciotki, a po chwili usłyszała czyjeś zirytowane prychnięcie.

PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz