Kuchnia państwa Chen mieściła się w południowo-zachodnim skrzydle dojo. Było to małe, ale przytulne pomieszczenie o jasnych ścianach i dużych oknach, przez które zawsze rano wpadało najwięcej światła. Nie było tutaj dużo mebli. Po prawej stronie ściany mieścił się kamienny piec, gdzie gotowano różne zupy i grzano wodę, a także pieczono mięso, ciasta i inne potrawy. Obok niego ustawiony był niski stolik do ustawiania naczyń i innych rzeczy. Po lewej stronie ściany stały wiklinowe kosze na owoce, warzywa, ryby i mięso. Obok nich były dwudziestolitrowe beczki z wodą, winem i miodem. Nad nimi znajdowała się półka ze słoikami, w których były umieszczone przeróżne przyprawy oraz wisiały wysuszone zioła. Natomiast na środku stał niski, kwadratowy stół, wokół którego umieszczone były prostokątne poduchy. Zawsze przy tym stole pani Chen wraz z córkami, a także z synami, kroiła warzywa albo patroszyła ryby, ale również cała ich rodzina i przybyli goście lub przyjaciele zasiadali do posiłku, lub żeby odpocząć.
Gdy Jo weszła do kuchni, zastała w niej tylko panią Chen, gotującą wodę (chyba na herbatę) i jej trójkę młodszych dzieci – chłopcy grali w warcaby, a China Zhao przyglądała się ich grze.
- Dzień dobry! – przywitała wszystkich w kuchni.
- Jo! – krzyknęła radośnie na jej widok China Zhao, zrywając się z poduszki i biegnąc w jej kierunku. Mocno objęła ją w talii, radośnie się śmiejąc. China Zhao była słodką dziewczynką o skośnych, ciemnobrązowych oczach, dwóch czarnych warkoczach, sięgających do ramion i radosnym usposobieniu. Ubrana była w bladoróżowe cheongsam na krótki rękaw i sięgające do kostek. Chow Mein i Hoi Sin oderwali się od gry i pomachali jej z uśmiechem. Obaj byli ubrani w szare spodnie na gumkę i szare bluzki do kolan na długi rękaw, wiązane na sznurek. Chow Mein miał czarne włosy, czarne skośne oczy i nosił okrągłe okulary. Natomiast Hoi Sin miał ciemnobrązowe oczy i jak siostra miał radosne usposobienie. – Nareszcie przyszłaś!
Jo pogłaskała ją po głowie.
- Ja także się cieszę, że ciebie widzę. – powiedziała, patrząc na nią z uśmiechem. Po chwili zwróciła się do pani Chen – Pani Chen, czy mój Mistrz jeszcze śpi?
- Nie, kochanie. – powiedziała pani Chen, odstawiając na bok garnek z gorącą wodą. Ubrana była w ciemnoniebieskie qipao na długi rękaw, w którym chodziła na co dzień. Miała bladą cerę, proste, czarne włosy sięgające do pasa, które przeważnie spinała dokładnie w kok i ciemnobrązowe oczy. – Pan Ayala nie śpi już od siódmej rano.
- Naprawdę? A wie pani, gdzie może w tej chwili być?
- Przykro mi, Jo, ale nie wiem. – Pani Chen podeszła do półki ze słoikami i wzięła jeden z nich, w którym były liście herbaty. Otworzyła go i wrzuciła po trzy listki do każdego kubka, stojącego na stoliku przy piecu. – Jak wyszedł po siódmej, tak jeszcze nie wrócił.
- Mistrz wyszedł? –zapytała Jo, patrząc na nią ze zdziwieniem.
- Tak. – odpowiedziała, patrząc na Jo. – Mówił, że ma coś do załatwienia.
Mistrz wyszedł do miasteczka coś załatwić samotnie? Ale co on miał tak ważnego do załatwienia w miasteczku, że mnie ze sobą nawet nie zabrał? Zastanowiła się Jo.
- Nie martw się, Jo. – Pani Chen uśmiechnęła się do niej czule. – Myślę, że twój Mistrz niebawem wróci. – Wzięła do ręki głęboką łyżkę, nabrała w nią gorącą wodę z garnka i zaczęła zalewać liście herbaty. – A teraz usiądź przy stole. Zaraz dam ci herbaty.
Jo przytaknęła i trzymając za rękę Chinę Zhao, podeszła do stolika i usiadła obok Hoi Sina. Dark i Spirit położyli się blisko niej, a China Zhao znów zaczęła przyglądać się braciom. Po chwili pani Chen przyniosła tacę z herbatą i postawiła na stole. Jo wzięła w ręce kubek i dmuchając ją – tak jak sześciolatka – zaczęła przyglądać się grze chłopców. Warcaby nie były trudną grą. Jednak wymagały od gracza strategicznego i taktycznego myślenia, a nie wszyscy gracze takowe posiadali. Tak właśnie było w przypadku Hoi Sina. Jak można było zauważyć, to jego ruchy były nieprzemyślane, łatwe do przewidzenia i niepewne, więc Chow Mein'owi ciągle udawało się zbić jego piony.
Jo zaczęło się robić szkoda ośmiolatka, który na wszelkie sposoby próbował zbić czarne piony brata. Jednak za każdym razem ten zbijał jego.
Gdy gra zbliżała się ku końcowi, a Hoi Sinowi zostały tylko trzy piony, Jo przypomniała sobie jak jakieś trzy miesiące temu Hoi Sin siedział u niej w pokoju i przeglądał książki. Ze wszystkich książek – jak dobrze zapamiętała – zainteresowała go książka, w której były cytaty z Sun Tzu (Sztuka Wojenna). Natomiast ze wszystkich cytatów spodobał mu się obszerny i pełen wskazówek cytat, który sam, bez niczyjej pomocy, zrozumiał.
No tak, pomyślała z entuzjazmem Jo, ściskając w dłoni kubek, już wiem jak mu pomóc.
Wzięła łyk herbaty i zwróciła się do Hoi Sina:
- Hoi Sin, pamiętasz jak trzy miesiące temu przeglądałeś moje książki i jedna z nich wpadła ci w oko?
Hoi Sin spojrzał na nią ze zdziwieniem, ale pokiwał głową.
- No, właśnie. – Jo wzięła znów łyk herbaty i ponownie kontynuowała. – Pamiętam, że nie mogłeś się od niej oderwać. – Lekko się uśmiechnęła. – A ze wszystkich cytatów, które znajdowały się w niej, najbardziej ci się spodobał jeden... taki dość obszerny...
Jo zauważyła, że chłopiec załapał o co jej chodziło, bo wiele nie myśląc znów zaczął grać. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Teraz Hoi Sin zaczął z dokładnością przyglądać się ruchom brata, chcąc doszukać się sposobu na dostanie się na drugi koniec planszy i znaleźć sposób, aby łatwo zbić jego piony.
- A niech to! – krzyknął, dwadzieścia minut później, pełnym niedowierzania głosem Chow Mein. – Jak ci się udało zbić moje wszystkie piony, tylko trzema pionami?!
Hoi Sin uśmiechnął się do niego, gdy oderwał się od gratulującej mu siostry, i unosząc palec wskazujący, wyrecytował:
- Wojna polega na wprowadzaniu w błąd. Jeśli możesz udawaj, że nie możesz. Jeśli dasz znać, że chcesz wykonać jakiś ruch, nie wykonuj go. Jeśli jesteś blisko, udawaj, żeś daleko. Jeśli wróg jest łasy na małe korzyści, zwabiaj go. Jeśli w jego szeregach dostrzegasz zamieszanie, uderzaj. Jeśli jego pozycja jest stabilna, umocnij i swoją. Jeśli jest silny, unikaj go. Jeśli jest cholerykiem, rozwścieczaj go. Jeśli jest nieśmiały, spraw by nabrał pychy. Jeśli jego wojska są skupione, rozprosz je. Uderzaj, gdy nie jest przygotowany, a zjawiaj się tam, gdzie się tego nie spodziewa.
- To cytat z Sun Tzu. – stwierdził Chow Mein.
Hoi Sin pokiwał głową. Było widać, że jest zadowolony ze swojej wygranej. Po chwili przytulił się mocno do Jo, mówiąc:
- Dziękuję, za pomoc. To dzięki tobie nie przegrałem.
Jo uśmiechnęła się ciepło i pogłaskała go po głowie, mówiąc:
- Nie, to tylko i wyłącznie twoja zasługa. – Hoi Sin spojrzał na nią ze zdziwieniem w ciemnych oczach. – Uwierzyłeś w siebie i dlatego wygrałeś. Natomiast ja tylko cię naprowadziłam na właściwą drogę.
- No, tak. – przyznał jej rację ośmiolatek. – Ale i tak ci dziękuję. Gdyby nie ty, to nigdy bym w siebie nie uwierzył.
Jo patrzyła na niego ze zdumieniem, a po chwili serdecznie się zaśmiała i mocno go przytuliła do siebie. Lubiła bardzo jego szczerą naturę. Tym zachowaniem bardzo przypominał jej młodszego brata Edwarda – Alphonse'a Elrica. Zawsze miły, wesoły, przyjazny do ludzi, optymistyczny, ufny wobec innych, bardzo szczery i niewinny. Zawsze mogła z nim o wszystkim porozmawiać, a on zawsze jej wysłuchał i pocieszył. Taki zawsze był Al.
Ciekawe czy nadal taki jest? Zastanowiła się Jo, gdy puściła Hoi Sina, który znów zaczął grać ze starszym bratem.
Mam nadzieję, że tak.
CZYTASZ
Początek
Viễn tưởngTOM 1 "Lekcja, której nie towarzyszy ból, niczego Cię nie nauczy, Ponieważ nie można niczego uzyskać, Nie poświęcając czegoś w zamian." Joanne Elisabeth Amori jest córką dwójki państwowych alchemików, żyje razem z rodziną i przyjaciółmi w Resemboo...