Szczerze, to Jo nie miała pojęcia, gdzie w tym momencie mogli znajdować się Mistrz i Poison, lecz bez względu na to musiała ich odszukać. Była w ogrodzie, na terenie, gdzie odbywały się treningi i przy części świątynnej. Po drodze nawet pokonała kilka chimer i pomogła paru adeptom, ale nigdzie nie znalazła Mistrza i Poison.
Gdzie oni są, do cholery! – jęknęła w myślach.
Jo zatrzymała się przy granicy lasu, dzielącej pustynię od dojo. Zgięła się wpół, próbując złapać oddech, gdy nagle usłyszała znajomy szczęk stali. Wiedziała co to. Poznała je od razu. Odgłosy walki dobiegały z leśnej gęstwiny.
Wiele nie myśląc, piętnastolatka pognała w tamtym kierunku. Znalazła ich. Oboje byli na niewielkiej polanie, w samym sercu lasu. Walczyli. Był to zaciekły pojedynek. Ich ruchy i zachowanie przypominały walkę pomiędzy dwoma drapieżnikami o dominację i władzę w stadzie. Poison starała się swoimi nienaturalnie długimi paznokciami, przypominającymi szpony drapieżnego ptaka, dosięgnąć Ayalę. Mężczyzna bez wytchnienia unikał śmiertelnych ciosów homunculuski, próbując samemu zadać jej go swoim alchemicznie stworzonym ostrzem. Jo z przejęciem przyglądała się ich walce, myśląc intensywnie. Była świadoma tego, że jeśli rozproszy Mistrza swoją obecnością, to Poison mogłaby wykorzystać tą jego dekoncentrację. Jednak z drugiej strony, dziewczyna chciała pomóc mu w jakikolwiek sposób. Nie miała najmniejszego zamiaru zostawiać go samego na łasce tej niebezpiecznej kobiety – która niestety nie chciała dać za wygraną. Ale nie tylko ona – Mistrz również.
Ona ma w tym jakiś cel, ale jaki? – Pomyślała nastolatka, śledząc uważnie ich posunięcia i ruchy.
Gdy homunculuska po raz kolejny zaatakowała mężczyznę, ten w ostatniej chwili uchylił się przed kolejnym ciosem i niespodziewanie potknął się o ledwo wystający z trawy kamień. Jo prawie jęknęła, kiedy Mistrz runął jak długi na ziemię, dając tym swojej przeciwniczce szansę, żeby go zaatakować.
Jo nie mogła dłużej czekać. Gdy kobieta już miała wymierzyć swój ostateczny cios, między nią a Ayalą wyrosła ponad czterometrowa ściana ognia. Homunculuska odskoczyła w tył, jak najdalej od płomienia. Stanęła naprzeciw niej i zaczęła z uwagą przyglądać się przeszkodzie. Ognista zapora pojawiła się przed nią ni stąd, ni zowąd, kompletnie zagradzając jej drogę do ofiary. Nagle Poison zrobiła unik, odskakując znów kawałek dalej. Grot włóczni, która wyleciała za płomiennego muru, wbił się w najbliżej stojące drzewo. Kobieta przez sekundę patrzyła w zdumieniu na broń, a potem znowu jej fioletowe spojrzenie spoczęło na niewygodnej przeszkodzie. Niespodziewanie zaczęła się śmiać, a na jej twarzy pojawił się obłąkańczy uśmiech. Takiego zwrotu akcji chyba w ogóle się nie spodziewała. Za przygasającej ściany ognia wyłoniła się postać Jo. Piętnastolatka stanęła kilka metrów od homunculuski.
- Proszę, proszę, proszę, a kogo my tu mamy? – odezwała się Poison, nadal chichocząc. W jej głosie było słychać kpinę i pogardę. Była parę centymetrów wyższa od Jo, ale nosząc długie, czarne botki na szpilkach wydawała się jeszcze wyższa. Miała mlecznobiałą skórę, ostre rysy twarzy i takie same fioletowe oczy jak Ache i Pain. Ubrana była w czarne legginsy i długą, czarną bluzkę z sięgającym aż do pępka dekoltem. Strój bezpośrednio przylegał do jej szczupłego ciała, eksponując przy tym kobiece atuty homunculuski. Czarne jak smoła, średniej długości włosy ułożone miała w boba. Przednie kosmyki sięgały jej prawie do obojczyków, a tylne natomiast tylko do karku, na którym widniał znak Uroborosa. – Czy to nie ulubienica Ayali?
- Co wy tu robicie? – zapytała ją prosto z mostu Jo, nie mając ochoty bawić się z nią w słowne potyczki. Czuła jak w środku cała się trzęsie, ale nie dawała tego po sobie poznać. – Co wy knujecie?
CZYTASZ
Początek
FantasiaTOM 1 "Lekcja, której nie towarzyszy ból, niczego Cię nie nauczy, Ponieważ nie można niczego uzyskać, Nie poświęcając czegoś w zamian." Joanne Elisabeth Amori jest córką dwójki państwowych alchemików, żyje razem z rodziną i przyjaciółmi w Resemboo...