Miasteczko Xien liczyło sobie pięćset mieszkańców, w tym niecałe stu dwudziestu w samym jego centrum. Jednak dzisiaj mogło się wszystkim wydawać, że jest ich o wiele więcej. Wszystko to było spowodowane dzisiejszym Świętem Wiosny. Ludzie poubierani byli w barwne tradycyjne stroje, jak yukaty, kimona, hanfu czy qipao. Wszystkie domy i sklepy na ulicach były przystrojone w kwieciste girlandy, papierowe lampiony i barwne świecidełka. W tle rozbrzmiewała muzyka grana przez muzykantów na koto, shamisenie, morin chuur, taiko czy cymbałach. Wszędzie porozstawiane były stragany z jedzeniem i przeróżnymi przedmiotami, a także z różnymi festiwalowymi zabawami, jak strzelanie z łuku lub łowienie jabłek czy rybek w balii. W samym centrum miasteczka odbywały się pokazy walk na miecze lub sztuk walki, a także przedstawienia teatralne, opowiadające przez taniec historie o bogach, demonach i ludziach. Nie mogło również zabraknąć tańców i pieśni, przy których ludzie także się wspólnie bawili.
Jo była urzeczona tym widokiem. Był zupełnie inny niż Święto Wiosny odbywające się w Resembool. Owszem, także były tam stragany i grano muzykę, ale zawsze odbywało się wiele konkursów, takich jak zjedzenie ogromnej ilości jedzenia, siłowanie na ręce lub przeciąganie liny, a gdy rozpalało się olbrzymie ognisko, wszyscy zaczynali przy nim tańczyć i śpiewać, a nawet niektórzy pić do upadłego. Ani ona, ani nikt z jej przyjaciół nigdy nie odpuścił pójścia na Święto Wiosny. Zawsze mieli wtedy dużo zabawy i ogromny ubaw. Zdarzało im się również, że ładowali się wtedy w kłopoty, z których potrafili – nie zawsze skutecznie – wybrnąć.
Jo uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie tego wszystkiego.
- Co chcesz najpierw robić? – zapytał się jej z uśmiechem Chao Shi.
Jo zastanowiła się i zapytała dzieciaków:
- A wy co najpierw chcecie?
Chow Mein, Hoi Sin i China Zhao zaczęli się przekrzykiwać. Każde chciało iść w inne miejsce. Dopiero po jakiś dziesięciu minutach zdecydowali się na stoisko, gdzie rzucało się kamykami, żeby zbić puszkę i zdobyć nagrodę. Każda osoba miała po trzy szanse na rzut. Dzieciaki cały czas próbowały, ale nie za bardzo im się to udawało, jednak widać było, że nie mają zamiaru się poddać.
Chao Shi tylko wzdychał z rezygnacją, rozglądając się wkoło.
- Zaraz wrócę. – powiedział po chwili – Idę coś kupić do zjedzenia. – i odszedł w stronę innych stoisk.
Jo odprowadziła go wzrokiem.
- Może panienka także spróbuje? – zapytał ją przygarbiony staruszek, który zajmował się stoiskiem, przy którym właśnie byli. W pomarszczonej dłoni trzymał nieduże kamyki.
Jo uśmiechnęła się do niego serdecznie. Jak już była tutaj, nie miała zamiaru odpuścić takiej zabawy, no i obiecała Mistrzowi, że będzie dobrze się bawić. Wzięła kamyki od staruszka i spojrzała na różnokolorowe puszki, chcąc ocenić odległość. Zrobiła krok w tył, uniosła prawą rękę i z całej siły rzuciła kamieniem. Trafiła w sam środek puszki, zwalając ją na ziemię. Chow Mein, Hoi Sin i China Zhao byli pełni podziwu. Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Ponownie rzuciła kamień. Znów trafiła w sam środek. Za trzecim razem było tak samo. Dzieciaki zaczęły podskakiwać i radośnie się śmiać, gdy usłyszeli od staruszka, że za trzy celne trafienia Jo dostaną maskotki jakie będą chcieli. Chow Mein wziął lisa, Hoi Sin – tygrysa, a China Zhao – małpkę. Natomiast Jo – która na początku nie chciała maskotki, ale uległa naleganiom staruszka i dzieciaków – wybrała sobie średniej wielkości pandę wielką. Gdy staruszek zdejmował z pułki maskotkę pandy, usłyszała za sobą znajomy głos:
- Naprawdę dobrego masz cela, Jo.
CZYTASZ
Początek
FantasyTOM 1 "Lekcja, której nie towarzyszy ból, niczego Cię nie nauczy, Ponieważ nie można niczego uzyskać, Nie poświęcając czegoś w zamian." Joanne Elisabeth Amori jest córką dwójki państwowych alchemików, żyje razem z rodziną i przyjaciółmi w Resemboo...