Przez dłuższą chwilę Jo i Ayala patrzyli na siebie w milczeniu.
- Przepraszam, Mistrzu – powiedziała nagle piętnastolatka. Było jej wstyd, że znów pomyślała o czymś takim, co trzy lata temu. – Przepraszam.
Na trupiobladej twarzy mężczyzny pojawił się słaby uśmiech. Brudną od krwi dłonią dotknął jej policzka. Chociaż nic nie mówił, to dziewczyna znała odpowiedź.
Jo uśmiechnęła się, a w jej zielonych oczach pojawiły się łzy.
- Żałosne – skomentowała Poison z przesiąkniętym cynizmem głosem, przypatrując się całej sytuacji. – Wy i te wasze odrażające zachowanie.
- Drwij dalej – odezwała się Jo, nie odrywając wzroku od Mistrza. – Może dla Ciebie jest to żałosne i odrażające, ale nie dla nas. – Położyła swoją dłoń na znajdującej się na jej policzku dłoni mężczyzny. – Dla nas to normalne, ludzkie. – Dziewczyna delikatnie zdjęła dłoń Ayali ze swego policzka, na którym pozostał czerwony ślad. – To definiuje nas jako ludzi. Świadczy o tym, że jest się człowiekiem. – Alchemiczka spojrzała lodowatym i obojętnym wzrokiem na homunculuskę. – Niestety taka podła kreatura jak Ty i cała zgraja Twojego równie podłego rodzeństwa na czele z waszym Ojcem, nigdy tego nie zrozumie.
Homunculuska zaśmiała się.
- Myślisz, że mnie sprowokujesz? – zapytała z kpiną. – Daruj sobie.
- Nie wygracie – powiedziała Jo, nie zważając na jej drwinę. – Skazałaś na śmierć wiele istot. Ludzi i chimery...
- Jedna chimera, czy jeden człowiek nie robi różnicy – prychnęła lekceważąco jej wroga przeciwniczka. – Nic nie znaczą.
- O Painie i Ache również tak powiesz?
Jo zauważyła, że to pytanie zupełnie zbiło Poison z tropu. Homunculuska straciła swój wcześniejszy pewny siebie i arogancki ton.
- O czym Ty mówisz? – syknęła, wiercąc ją wzrokiem.
Alchemiczka lekko się uśmiechnęła, również patrząc na nią.
- Pain nie żyje – oznajmiła jej. Zauważyła, że choć próbowała tego po sobie nie pokazywać, to ta wiadomość ją zszokowała. – Nie ja go zabiłam, tylko zrozpaczona i wściekła mieszkanka tego domostwa. – Piętnastolatka nie odrywała od niej wzroku, obserwując dokładnie każdą jej reakcję. – Nie wiem, czy Ache jeszcze żyje. Gdy oddalałam się stamtąd, to właśnie walczyła z dwójką doskonale wyszkolonych xingijskich wojowników. – Dziewczyna prychnęła z rozbawieniem, przypominając sobie wcześniejsze słowa przeciwniczki. – Ale dla Ciebie to nie ważne. Jak to powiedziałaś? – Udała, że się zastanawia. Na moment oderwała od niej wzrok. – A! Już pamiętam. – Znów na nią spojrzał. – „Jedna chimera, czy jeden człowiek nie robi różnicy. Nic nie znaczą.". Czy to nie tak brzmiało? – zapytała, badając reakcje homunculuski. – To jeśli tak uważasz, to także znaczy, że życie Paina i Ache, niczym u chimer i ludzi, również nie ma dla Ciebie znaczenia? Nic dla Ciebie nie znaczą.
Poison zazgrzytała ze złości zębami. Nie trudno było zauważyć, że nie spodobało jej się to, co powiedziała Jo. Homunculusy stworzone przez Ojca nienawidziły być porównywane do czegokolwiek, a tym bardziej do chimer i ludzi. Tutaj również nie było wyjątku.
- Ty bezczelna smarkulo...!
Homunculuska ruszyła w ich stronę, wyciągając szponiastą rękę.
Jo, niewzruszona i świadoma tego, co zaraz nastąpi, wpatrywała się w jej pełną furii twarz. Bała się, ale nie dawała po sobie tego poznać. Nie mogła stracić zimnej krwi. Prawą rękę położyła na automalii, przygotowując się na odparcie ciosu. W głowie układała dalszą strategię obrony, a może nawet i ucieczki. Nie mogła się zdekoncentrować i przy tym dać się zabić. Nie mogła pozwolić umrzeć nikomu – nawet sobie.
Poison była szybka, ale Jo dorównywała jej tą szybkością. Ją i jej przeciwniczkę dzieliły sekundy. Jeszcze chwila, a obie by się starły – Poison zamierzając wymierzyć ostateczny cios, a Jo chcąc obronić Mistrza i siebie.
- Jo!
- Panie Ayala!
Usłyszały nagle wołanie sporej grupy osób.
Jo spojrzała w bok. Dokładnie nie wiedziała skąd nadchodzą, ale byli dość niedaleko. Wśród nawoływań rozpoznała głosy Mei Lin, Shi Fenga, Lina czy Chao Shi. W tle dało się także słyszeć poszczekiwanie Darka i niezbyt głośne pomruki Spirit. Alchemiczka zerknęła na Poison. Ta również patrzyła w tamtą stronę, co ona. Stała nieruchomo. Jej dłoń, zakończona ostrymi pazurami, zawisła w powietrzu, blisko twarzy dziewczyny. Zaś w fioletowych oczach homunculuski dostrzegła nieokreśloną emocję, której dokładnie nie potrafiła zdefiniować. Jednak jednego była pewna – jej przeciwniczka nie miała zamiaru dalej atakować.
- To już koniec, Poison – zwróciła się do niej Jo. – Poddaj się.
Homunculuska spojrzała na nastolatkę i jej Mistrza. Jej usta wykrzywiły się w pełen zadowolenia uśmiech.
- Nasza misja się skończyła – powiedziała, intensywnie wpatrując się w Ayalę. – Na nas już czas. – Opuściła rękę, odsuwając się od nich. – Mam nadzieję, że znowu się spotkamy, młoda alchemiczko. Wtedy nie będę miała dla Ciebie już litości.
Jo nic nie odpowiedziała.
Poison zerknęła w miejsce skąd dochodziły głosy. Nie zaszczycając Jo i Ayali jakimkolwiek spojrzeniem, ruszyła pędem w kierunku dojo, wymijając ich bez słowa.
Misja? Co ona miała na myśli? – Zastanowiła się Jo, odprowadzając ją wzrokiem.
Gdy homunculuska zniknęła, przy ich dwójce znalazła się grupa mieszkańców wioski z panem Chenem na czele. Mówili coś do niej, ale dziewczyna ich nie słuchała. Jej wzrok spoczął na Mistrzu, który od jakiegoś czasu był nieprzytomny. Piętnastolatka odgarnęła mu z twarzy przydługą, kruczoczarną grzywkę. Oddychał – płytko, ale żył.
Mężczyźni przynieśli prowizoryczne nosze i umieścili na nich Ayalę. Mei Lin i Shi Feng pomogli wstać Jo. Dziewczyna podziękowała im i podeszła do Mistrza. Dark i Spirit kręcili się blisko niej. Po szerokiej desce, na której leżał mężczyzna, spływała krew. Blade dłonie ułożone były na ledwo unoszącej się klatce piersiowej. Natomiast jego twarz wykrzywiona była w grymasie bólu.
Jo patrzyła jak kilku mężczyzn podnosi nosze i kieruje kroki w stronę dojo. Pozostali podążyli za nimi. Piętnastolatka i jej zwierzęcy przyjaciele jeszcze chwilę zostali. Po raz ostatni zerknęła w miejsce, gdzie zniknęła Poison. Czuła w środku nieokreślony niepokój, który nie chciał jej opuścić.
- Wszystko się zmieni, kochani – powiedziała, spoglądając na Darka i Spirit. Oba zwierzaki nie spuszczały z niej wzroku. – Wszystko. – Jej spojrzenie podążyło za nieprzytomnym Mistrzem i mieszkańcami Xien. – Czuję to. – i mówiąc to, ona i jej pupile ruszyli za wszystkimi.
CZYTASZ
Początek
FantasyTOM 1 "Lekcja, której nie towarzyszy ból, niczego Cię nie nauczy, Ponieważ nie można niczego uzyskać, Nie poświęcając czegoś w zamian." Joanne Elisabeth Amori jest córką dwójki państwowych alchemików, żyje razem z rodziną i przyjaciółmi w Resemboo...