Był późny wieczór. Jo siedziała, po turecku na łóżku, w jednym z pokoi wynajętego mieszkania. Za oknem rozbrzmiewała muzyka nocy. Naprzeciwko niej, w nogach łóżka, leżał Dark. Pies cichutko pochrapywał. Dziewczyna delikatnie podrapała go za uchem. Czarny wilczur zamruczał, ale się nie obudził.
Chociaż on się wyśpi – pomyślała Jo, lekko się uśmiechając.
Westchnęła. Ona nie potrafiła tak spokojnie zasnąć, jak jej pupil. Od powrotu do ojczyzny dręczyły ją koszmary, które nie dawały jej zapaść w błogi sen. Gdy tylko próbowała usnąć, widziała martwe twarze swoich zabitych creteńskich przyjaciół. Do tej pory wzbierało się jej na mdłości, kiedy sobie przypominała tą makabryczną, wyjętą jak z jakiegoś koszmarnego snu scenę. Nadal miała przed oczami poruszające się przez wiatr i zwisające na sznurach truchła Creteńczyków. Palce, uszy i nosy poodcinano. Oczy wydłubano. Na prawie nagich ciałach wyrżnięto ostrym narzędziem krwawe napisy. Twarze wykrzywione były w niemym krzyku. A przy otwartych ustach znajdowały się zeschnięte stróżki krwi po odciętych językach. Taki widok dla dwunastoletniego dziecka był czymś przerażającym, potwornym i traumatycznym. Takiego bestialskiego czynu mógł dopuścić się jakiś potwór, ale nie człowiek. Chyba, że ten człowiek był potworem w ludzkiej skórze.
To wspomnienie mocno wyryło się w pamięci dziewczyny i niestety nie chciało odejść.
Jo podkuliła nogi i objęła je ramionami. Zwiesiła głowę, opierając czoło o kolana. Drżała, a z oczu popłynęły jej łzy. Livia, Serge, Yvonne, Mary, Avis, Leaf, Robbie, Chari, Alonzo, Kengo, Shiho – oni wszyscy... Oni wszyscy zostali schwytani i niesłusznie oskarżeni, a potem skazani na okrutną i haniebną śmierć.
Porachunki, samosąd i morderstwo z zemsty – tak można było tylko określić ten bestialski czyn. Najgorsze było to, że coś takiego uczyniły osoby z najwyższej instancji państwa Crety, wspomagane przez namowy i podszepty rywali oraz byłych kompanów jej creteńskich przyjaciół. Mistrz mówił, że gdyby władza była uczciwa i czysta jak łza, a nie umoczona i chcąca ukryć swoje niecne postępki, wtedy do niczego takiego by nie doszło, a osoby z Trupy nadal by żyli. Miał rację i Jo dobrze o tym wiedział, ale i tak nie mogła sobie podarować, że nie mogła im pomóc.
Dwunastolatka pociągnęła nosem i wytarła zapłakane oczy wierzchem dłoni. Nagle usłyszała ciche pukanie. Jo podniosła głowę i spojrzała na drzwi. Wiedziała kto za nimi stoi, ale się nie odezwała. Osoba po drugiej stronie zapukała jeszcze kilka razy, a potem przestała. Dziewczyna myślała, że dała za wygraną i poszła sobie, gdy niespodziewanie drzwi skrzypnęły. Za lekko uchylonych drzwi wyjrzała ciemnooka i smagła twarz mężczyzny. Był to Ahmed Ayala – jej Mistrz, opiekun i osoba, która powstrzymała ją przed wymierzeniem należytej kary mordercom jej przyjaciół.
Na samo wspomnienie tego faktu, dziewczyna skrzywiła się.
- Mogę wejść? – zapytał ją łagodnym, ale niepewnym tonem.
Jo odwróciła od niego wzrok, zupełnie ignorując jego pytanie. Mistrz, uznając to za zgodę, wszedł do środka. Dark leniwie otworzył jedno oko, sprawdzając kto to, lecz za chwilę znów je zamknął.
- Nie możesz zasnąć? – zapytał ponownie mężczyzna, zamykając za sobą drzwi.
Dwunastolatka nie odpowiedziała, tylko położyła prawy policzek na kolanie. Ayala zbliżył się do łóżka i usiadł na jego brzegu. Jego uczennica była odwrócona do niego plecami.
- Postanowiłaś już nigdy do mnie się nie odezwać?
Kolejny brak odpowiedzi.
Westchnął ciężko. Oderwał czarne oczy od dziewczyny. Usiadł do niej bokiem.
CZYTASZ
Początek
FantasiTOM 1 "Lekcja, której nie towarzyszy ból, niczego Cię nie nauczy, Ponieważ nie można niczego uzyskać, Nie poświęcając czegoś w zamian." Joanne Elisabeth Amori jest córką dwójki państwowych alchemików, żyje razem z rodziną i przyjaciółmi w Resemboo...