XVII. Rozdział

1.1K 115 6
                                    

TRZYNAŚCIE LAT TEMU...

Ayane opierała się o stare drzewo, przewrócone kiedyś przez burzę. Oplotła ramionami kolana i płakała bardzo głośno. Uciekła z Wioski Ukrytej w Liściach. Nie usłyszała ruchu w pobliskich krzakach. Dopiero wtedy zauważyła kogoś, gdy ta osoba stanęła przed nią.

Mężczyzna o czarnych włosach, sięgających do łopatek, ubrany w fioletową yukatę, uważnie jej się przyglądał z łagodnym uśmiechem na ustach.

- Pan Orochimaru? - zapytała przez łzy.

- Och, Ayaneś... jaka szkoda, prawda? - udał współczucie, przyklękając przed nią. - Tacy młodzi, którzy mieli zostać rodzicami, przykre. - Mlasnął niezadowolony. - Ale to wcale nie musiało się wydarzyć.

- C-co ma pan na myśli?

Jeden z saninów wyciągnął dłoń w jej stronę i zaczął delikatnie mierzwić włosy.

- Wcale nie musieli ginąć. Mogłaś ich ocalić. Ty, jako ta, która w pewien sposób jest połączona z bestią - wyznał, zniecierpliwiony. - Ale prawda jest jedna, że nie żyją.

Dwa ostatnie słowa przelały czarę goryczy. Dziewięć ogonów odepchnęły od siebie sanina. Na ich widok oblizał wargi i uśmiechnął się szeroko.

- Cóż za odwaga - przyznał szczerze. - Możesz patrzeć na te ogony? Te, które odebrały życie wielu ludziom we wiosce oraz twej rodzince? - Pokręcił głową. - Ayane, nie jestem twoim wrogiem. Opuśćmy razem to miejsce.

Wyciągnął do niej rękę. Długo myślała, co zrobić. Ciągle pamiętała powtarzane w kółko ostrzeżenia. Trzeci hokage mówił, by nie zbliżała się do niego. Był niebezpieczny.

- Pozwolę ci zapomnieć o bólu. Spędzimy razem czas, jak wtedy, gdy była nas trójka. Pozwól się, ocalić. Wioska się na nas wypięła i pozostawiła na pastwę losu. - Wiedział, że chciała zaprzeczyć. - Przecież jesteś tutaj. Nikt nie poszedł za tobą, dziecko... nikt też nie ocalił ich. Pozbyli się potwora i ponownie go zapieczętowali.

- To nie jest potwór! - krzyknęła stanowczo.

- A kim ty jesteś dla nich? Bronią. Jesteśmy odrzutkami. Nigdzie nie pasujemy. Chodźmy już - powtórzył.

- Nigdzie nie idę! - Pokręciła głową, chowając ogony.

- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem.

Kły i żółte oczy mignęły jej, nim wszystko zalała ciemność.

TERAZ...

- Nie dam się drugi raz zniewolić! - wrzasnęła Ayane.

Mori cofnęła się, gdy zauważyła, jak dwa ogony zaczęły szybciej ruszać się w powietrzu. Po obu dłoniach kunoichi z Liścia spływały pioruny.

,,Nareszcie się obudziłaś. Usunąłem truciznę z twego ciała. I co ja mam z tobą teraz zrobić? Cóż... chyba zaczniemy od sprawdzenia twej kontroli i reakcji".

Ból. Miała go dość. Była zbyt roztargniona, by przewidzieć atak Orochimaru i dała się zabrać. Pięć lat temu została uratowana, ale już wtedy była kimś innym. Przez co przeszła zniszczyło ją. Tortury, eksperymenty i niekończący się ból.

Osiem lat życia w strachu. Osiem lat pełnych lekkich snów i ciągłego płaczu.

,,Co się stało, czyżbym przesadził? Poproszę Kabuto, by przyniósł ci coś na ból".

,,- Panie Orochimaru... to boli...

- Pobiorę tylko próbki, nie wierć się".

,,Uruchomię urządzenie i poczujesz lekkie szczypanie, ale będzie dobrze".

W tamtej chwili jej ciało przeszedł okropny ból. Krzyczała, ile sił w płucach. Pokazał się jeden ogon. Potem dwa. Trzy.

Cztery.

Głośniejsze krzyki.

Pięć.

Wrzaski i prośby o pomoc.

Sześć.

Jadowity uśmiech węża.

Siedem.

Osiem...

...dziewięć.

Ból ustał, ale tylko na chwilę, by ogony się schowały, a następnie kolejna fala cierpienia przywoływała je od początku. Ayane czuła, że niewidzialne noże wbijały jej się w ciało, a igły w mózg. Jakby była rozdzierana, kawałek po kawałku. Błagała o śmierć, gdy prośby o ratunek były nieskuteczne.

Błagała ich. Błagała, by ze sobą ją zabrali albo ocalili. Po skończonym eksperymencie, znów zamknięto ją w ciemnym pokoju z jedną świeca. I to ona przypominała jej, że na świecie wciąż istnieje światło. Do tego czasu wciąż wierzyła, że wkrótce albo ucieknie albo umrze. Byleby to się skończyło.

Ayane patrzyła na postać Kameruna. Wolała jego zielone włosy. A nie tę twarz. Żółte włosy i czułe, niebieskie oczy. Tylko nie uśmiechał się.

- Nie pozwalaj sobie na wiele! - Z błyskawicami zaatakowała Kameruna, ale ten się bronił. - Nie masz prawa go udawać! - Wyminął ją z prawej strony, ale wtedy odbiła się od lewej nogi, zatoczyła koło i znalazła się przed nim. Nie uderzyła. Objęła go. - Oni nie żyją - załkała. - I nic tego nie zmieni. Choć chciałabym by było inaczej, jesteś iluzją. Koszmarem.

Błyskawice na dłoniach wystrzeliły. Przybrały postać włóczni i przebiły go na wylot. Kamerun był cicho. Nie krzyczał z bólu. Po prostu rozpłynął się.

Mori zniesmaczona porażką kolejnego przywołańca, zastygła bez ruchu. Dziwny kunai, który widziała podczas walki swego towarzysza, minął ją. Wiedziała, że Smakosz pojawi się za nią. I tak też się stało. Ayane biegła na nią, rzuciła kunai i zniknęła.

Kilkakrotnie pojawiała się w jednym miejscu i znikała. Mori dostawała już kręćka, gdy czyjaś pięść uderzyła ją w szczękę. Zatoczyła się do tyłu.

Dwa ogony wyprostowały się. Chakra szybko się kumulowała, przybierając postać dwóch niebiesko-czerwonych kul.

- Nibi-dama! - zawołała. Mori na raz przywołała trzy bestie, ale kule od razu je zniszczyły. Kisaragi zakręciła się w powietrzu i z hukiem upadła na ziemię.

- Moja ręką! - załkała żałośnie, desperacko próbując poruszyć zmiażdżoną kończyną, która raczej już więcej się nie przyszłuży. - Ty suko! Zapłacisz mi za Ayane uśmiechnęła się słodko. Czerwone oczy na powrót stały się niebieski.

- Wygrałam.

Sięgnęła po zwykły kunai i wbiła go w udo prawej nogi Mori, która od kolana po kostkę była rozszarpana. Kisaragi zawyła głośniej.

- Wyobraź sobie, że Orochimaru zadał mi większy ból. Ale nie jestem nim, więc twoje życie nie jest zagrożone.

Ayane wstała i skinęła głowę na
Genmę, że to koniec walki, więc to ogłosił. Mori cudem podźwignęła się na równe nogi, ale jej prawa strona była całkowicie zmasakrowana.

- Jeszcze zobaczysz! Jesteś nikim! Zabawką Orochimaru! Jego własnością! Sama będziesz czołgać się do jego stóp.

Jedną ręką wykonała gest i dmuchnęła ogniem. Nikt nie zdążył zareagować.

,,Czuję cię, Ayane!" - usłyszała znajomy głos.

Kamienna ściana wyrosła tuż przed dziewczyną. Mori pozbawiona sił, upadła.

To nie była jej moc. I tym razem to nie był Gaara. Jednak poznała tę moc od razu. Czekała na ten głos.

Przebudzony Demon | Gaara ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz