ROZDZIAŁ XXVII

1.2K 153 21
                                    

"Głosem narodu jest harmonia czysta, mieczem — jedność i zgoda, celem — prawda."

Cyprian Kamil Norwid

Pierwszy atak miał nastąpić dwa dni przed pełnią. Itachi wyraźnie zaznaczył, że będzie to atak rozpoznawczy, ale to wcale nie znaczyło, że mniej niebezpieczny. Shuri i Naruto nie byli naiwni. Oboje bardzo dobrze wiedzieli, że to co ma się wydarzyć będzie ich sądem ostatecznym.

Byli zaangażowani we wszelkie strategiczne działania. Uzumaki tym razem pozostał wtajemniczony, za postanowieniem mistrza, we wszystko. Do tego nie tylko wykonywał polecenia, ale sam je wydawał — kiedy mistrz był zajęty czymś innym, to jego wyznaczał na dowódcę.

Cały oddział ANBU z pomocą Itachiego nakładał liczne pieczęci chroniące na wioskę. Bitwa według planu miała się odbyć w jej okolicach, tak, by wszyscy mieszkańcy pozostali bezpieczni.

Sasuke zaś relacjonował każdy kolejny ruch Tsunade, która tym razem i jego, i jego oddział obdarzyła dużym zaufaniem. Niektórzy nawet twierdzili, że został jej prawą ręką.

Naruto z Sasuke tylko czasami wymieniali między sobą kpiące uśmieszki, czy elektryzujące spojrzenia, potem odchodzili, każdy w swoją stronę. Nie było czasu na pogaduszki, seks czy inne relacje. Wszystkie te rzeczy w jeden chwili stały się zbędne. Liczyło się tylko jedno.

— Mam nadzieję, Naruto, że się im nie dasz — powiedziała pewnego późnego wieczoru Shuri, kiedy zostali sami w siedzibie organizacji. Panował już mrok, przez co ledwo widzieli porozrzucane plany wioski na stole.

— O to może być spokojny, mistrz.

Shuri, choć zmęczona, zdołała się nikle uśmiechnąć.

— Wolę zginąć niż...

Dłoń Shuri spoczęła na jego ramieniu, tym samym przerywając wypowiedź.

— Na śmierć jeszcze przyjdzie czas — szepnęła.

Potem oddaliła się w stronę wyjścia powolnym, acz pewnym krokiem. Uzumaki patrzył na jej sylwetkę, póki ta nie zniknęła za progiem drzwi.

Westchnął.

Już prawie dwa lata, pomyślał. Dwa lata, kiedy zdecydowałem się dołączyć do ANBU i odbyć roczny trening. Nigdy nie sądziłem, że tak to wszystko się potoczy...

— Los potrafi być skurwysynem — szepnął, acz nie słychać było w jego głosie ani smutku, ani nienawiści. Właściwie można było usłyszeć jakieś dziwne nutki rozbawienia. A może tak tylko się wydawało?

***

— Przygotowują się — osądził Hidan grobowym tonem. Obito Uchiha prychnął pod nosem.

— Nic im to nie da — osądził, na co pozostali zgodnie pokiwali głowami. Jedynie Nagato stojący w cieniu, wydawał się być jakiś dziwnie milczący. Twarz miał nienaturalnie spiętą bardziej niż zazwyczaj.

Tylko Konan przypatrywała mu się z niepokojem, zauważając to wszystko. Dlatego zdecydowała się upewnić:

— Naprawdę uważacie, że... przecież Itachi i Kisame...

— Stoją nam tylko na przeszkodzie — stwierdził oschle Uchiha. — Zdmuchniemy ich życia niczym przebrzydłe, irytujące muchy...

— Nie mogę się już doczekać! — oświadczył Deidara z błyskiem w oku. — To będzie sztuka w czystej postaci!

— Niewątpliwe... — usłyszeli cichy głos Nagato. Potem już ich przywódca nic się nie odezwał.

Konan nadal obserwowała go z nieodgadnionym i niezdefiniowanym lękiem. Coś było nie tak...

Szkarłatny Zmrok ✔ (SasuNaru)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz