PROLOG

3.3K 265 61
                                    

"[...] niech nie ślubuje przebrnąć przez ciemności nocy, kto nie widział jeszcze zmroku."

John Ronald Reuel Tolkien

Ulice Konohy były już opustoszałe i prawdę powiedziawszy nie wiadomo było czy to przez ciemność, która zapanowała, czy przez deszcz, który lał od dobrych paru godzin. Uzumaki właśnie wracał do domu o tej późnej porze i niczym samotny cień przyglądał się beznamiętnie obszernym kałużom oraz latarniom, które od czasu do czasu złowrogo mrugały. Ta noc wydawała się być dziwnie spokojna i nawet deszcz nie przybierał na sile, tylko cicho i jakby za czyimś przyzwoleniem padał, i padał, i padał...

Blondyn z rękami w kieszeniach i głową odchyloną ku górze patrzył na ciemne i niebywale puste niebo. Tylko jedyny księżyc trwał tam równie samotny i pozbawiony energii — bo jakiś taki wyblakły — jak blondyn. Ta myśl uderzyła w Naruto ze zdwojoną mocą i stwierdził, że pora się otrząsnąć. Nic to jednak nie dało. A wręcz jeszcze bardziej przyciągnęło szare, złowrogie wspomnienia, które napierały na jego umysł, chcąc się wedrzeć jak najgłębiej. Naruto wiele razy potrafił się od nich wyzwolić, ale teraz, zmęczony po dziennym treningu z Kakashim i przygnębiony, dał się im pochłonąć.

Miał zaledwie szesnaście lat, ale życie dało mu popalić. Najpierw rodzice, którzy oddali za niego i za wioskę życie, następnie ludzie, którzy się od niego odwrócili. A potem — potem nastał czas, że Naruto błędnie stwierdził, iż życie jednak nie było takim skurwielem. Ależ był naiwny! Wystarczyło zaledwie kilka chwil szczęścia, by brutalna rzeczywistość uderzyła ze zdwojoną mocą. Przyjaciel, jedyny który go rozumiał, jedyny, który jak nikt potrafił przeniknąć do prawdziwych obaw Naruto, właśnie ten — pozostawił go. Nie, nie pozostawił, zwyczajnie odrzucił, jak jakąś zepsutą i już zużytą zabawkę. Tak właśnie Naruto o sobie myślał. Zabawka. To słowo do całej sytuacji bardzo pasowało.

Sakura Haruno, jego partnerka z drużyny, twierdziła, że przesadza, niekiedy nawet broniła Sasuke, o którego właśnie się tyczyło, ale prawda była taka, że nie było czego tu wyjaśniać. Ot co, Uchiha poszedł swoją własną, popierdoloną drogą i pozostawił ich wszystkich, mówiąc, że są tylko zawadą. Niekiedy, gdy Naruto miał te lepsze dni, wtedy przychodził czas na wybaczenie. A przynajmniej na myśl o nim. Czy potrafiłby? Czy dałby radę?

Nie wiedział, jedyne czego był pewny to to, że sprowadzi go z powrotem. Co potem — czas pokaże. Po kilku przygnębiających i szarych miesiącach Uzumaki już nie był tego taki pewien. Sądził, że nie da rady już egzystować w tym świecie. Nie miał siły do czegokolwiek — a energia, chęć wykrzyczenia po raz kolejny w twarz Sasuke, co o tym w wszystkim myśli, odeszła bezpowrotnie i zabrała nawet resztki gniewu. Był tylko smutek — jedyny jego prawdziwy przyjaciel.

Znowu pozostał sam.

Westchnął, czując jak zimno owiewa jego ciało. Był cały przemoknięty, ale ten fakt w ogólnie nie robił na nim wrażenia. Przecież to tylko woda. Szedł dalej odizolowany od rzeczywistości i dopiero gdy zobaczył, że jest już przed starym i zniszczonym blokiem, którego nazywał domem, przystanął.

Krople spadające z nieba nagle zaczęły robić się coraz mniejsze i mniejsze, aż w końcu zniknęły całkowicie. W powietrzu czuć było orzeźwiający zapach, pojawiający się zawsze po deszczu. Naruto drgnął niespodziewanie, zaskakując samego siebie. Wydawało mu się... nie, coś było cholernie nie w porządku. Ktoś go obserwował.

Zdumiony własnym rozumowaniem, obrócił się gwałtownie, w gotowości już trzymając ostre i śmiertelne niebezpieczne kunaie. Spodziewał się nikogo nie zobaczyć, a jednak jego wrodzony instynkt miał rację. Przed nim, w świetle ulicznej lampy, stała jakaś postać. Gdy zmrużył oczy, mógł jej się przypatrzeć uważniej.

To była dziewczyna o nienaturalnie bladej cerze i czerwonych, krwistych oczach. Włosy miała związane z tyłu w kucyk i czarne. Ubrana była w równie ciemny płaszcz, przez co wyglądała niczym zmora. Może miała jakieś dwadzieścia lat, chociaż równie dobrze mogła być w wieku Naruto, chłopak nie umiał tego precyzyjnie określić, bo chłodne oblicze i oczy, które szlifowały go na wskroś, były zbyt surowe. Mimowolnie się wzdrygnął i przypomniał sobie, że wcześniej już przecież widział takie spojrzenie. Sasuke był tego dobrym przykładem, ale nawet on w porównaniu z nią wydawał się być ciepłą osobą.

— Nie jesteś zbyt ostrożny. — Chłodny, wypruty z emocji głos, ale jednocześnie niezwykle donośny, dobył do niego, wprawiając w jeszcze większe osłupienie.

Naruto, uważaj, jej chakra jest... — zaczął Kurama.

—... dziwna — szepnął Uzumaki, nie zdając sobie z tego sprawy. Po chwili otrząsnął się i krzyknął głośno, próbując nie dać po sobie poznać swego przerażenia:

— Kim jesteś?

Kobieta najpierw nie odpowiedziała, mrużąc oczy i analizując. Potem zaś rzekła:

— Cieniem.

Naruto nie zrozumiał, zdziwiony czekał na dalsze wyjaśnienia.

— Jestem cieniem. Przychodzę i odchodzę, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. W twoim świecie, Naruto, nie istnieję.

Ta odpowiedź go nie usatysfakcjonowała, dlatego zapytał wprost:

— Jak masz na imię? I skąd mnie znasz?

— Nie posiadam imienia.

— Skąd mnie znasz? — ponowił.

— Od dawna cię obserwuję.

Naruto był zdumiony. Dlaczego niby miała go obserwować? Chciała go zabić? Skoro tak, to po co by się ujawniała, przecież mogła zrobić to szybko i sprawnie. Po cichu, ponieważ, z tego co Uzumaki wywnioskował, to właśnie tak działała. Tylko stwierdzenie, że nie istniała — co to znaczyło? Tyle pytań, na które niestety nie znał odpowiedzi.

— Dlaczego? — udało mu się wydukać. I wtem poruszyła się, tak, że już po chwili stała zaledwie kilka centymetrów dalej. Jej oczy skrzyżowały się z niebieskimi tęczówkami Naruto.

— Dlatego, że chcę byś dołączył do elitarnego oddziału skrytobójczego. Byś stał się jednym z nas.

Wtedy dopiero Naruto pojął:

— ANBU.

Dziewczyna wydawała się na coś czekać. Naruto zdezorientowany pokręcił głową. To nawet mu się nie śniło. On w ANBU? Nie mieściło mu się to w głowie. W prawdzie ostatnio rzeczywiście stał się o wiele silniejszy, ale wiedział, że to i tak było za mało, że...

— Spokojnie.

Jej ręka zacisnęła się na jego ramieniu. Ten uścisk był mocny i pewny. A przez niego przemknęła nieznana blondynowi energia.

— Nim oficjalnie dołączysz, przeszkolę cię. Pod moim okiem staniesz się jednym z najlepszych.

Naruto, nawet nie wiedząc kiedy, odpowiedział:

— Zgoda.

Jedyne co zapamiętał to nikły uśmiech na porcelanowej twarzy, a potem wszechogarniającą ciemność...

***

Światło ulicznej latarni zadrżało raz, a potem drugi. Wiatr nagle wezbrał i runął, gnając ze szmerem dalej, i wtedy dwie, całkiem różne postaci rozpłynęły się wśród mroku nocy. Pozostało po nich zaledwie wspomnienie.

Szkarłatny Zmrok ✔ (SasuNaru)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz