ROZDZIAŁ XXVIII

1.2K 155 22
                                    

"Nie powiem: nie płaczcie, albowiem nie wszystkie łzy są złe."

John Ronald Reuel Tolkien

Ptak rozłożył swe czarne, silne skrzydła i poszybował w sam dół, przedzierając się pomiędzy drzewami. Jego doskonały wzrok sprawnie wychwycił przyczajone postaci w cieniu skał, czy inne, dziwne twarze, wydające się na coś czekać. Prawdopodobnie na wolno podążającą w ich stronę grupę osób odzianych w czarne, długie płaszcze z niewielkimi, pomarańczowymi chmurami namalowanymi na nich. Coś nienaturalnego, wręcz mrocznego biło od zdeterminowanych przybyszów. Coś, co sprawiło, że nawet czarny kruk wrogo zaskrzeczał i pognał dalej...

— Śmierć — szepnęła Shuri, spoglądając na niknące na niebie czarne skrzydła. Towarzysze jej na czele z Naruto drgnęli, niczym obudzeni ze snu. — Czarny kruk zapowiada śmierć.

Sear lekko położył dłoń na udzie mistrza, jakby w pocieszeniu, chociaż Uzumaki, który dostrzegł to, śmiało stwierdził, że raczej był to gest oddania.

Co dziwne maska Seara, o wyglądzie również kruka, nie wzbudziła niechęci mistrza. A może po prostu Shuri nie dała po sobie nic poznać.

Nieważne, pomyślał blondyn, przenosząc swoje spojrzenie na piątkę podążającą w ich kierunku, a raczej — czekającego na nich — Kakashiego.

— Nie ruszać się — wyszeptała władczo Shuri. Każdy z nich potulnie skinął głową. Dłoń mistrza uniosła się w górę. Czujnie wyczekiwali, aż opadnie w dół — wtedy dopiero miało zacząć się piekło.

— Witaj, Kakashi. — Naruto usłyszał melodyjny, kobiecy głos, który z łatwością przypisał do Konan. Wiedział, że koło niej przystawało czworo innych członków, o bardzo silnych czakrach. Żaden z nich na daną chwilę nie starał się ukryć.

Otwarty atak — rzekł Kyuubi to, czego sam Naruto się domyślił.

— Zapytałabym, czy możesz nas przepuścić, ale oboje wiemy, jaka będzie twoja odpowiedź. Więc, naturalnie, nie mam innej możliwości niż cię...

— Teraz. — Dłoń mistrza opadła w dół. Przeistoczyli się w swoje cienie i w jednej, krótkiej sekundzie znaleźli się naprzeciwko wrogów.

Przez twarz Konan przemknęło lekkie zaskoczenie, które zaraz potem opanowała. Odchyliła twarz, a białe kartki wyfrunęły do przodu, atakując nie oddział ANBU, lecz z zamiarem dopadnięcia Kakashiego. Ten jednak bezczelnie uśmiechnął się pod maską i zwinnie ominął ostre krawędzie papieru. Jego kompani w postaci Hinaty, Kiby i Shikamaru oraz kilkorga innych senseiów, sprawnie wycofali się poza granicę bitwy. Według planu mieli teraz dołączyć do tych, którzy czuwali w wiosce.

Czas, w którym to się stało, Naruto określił do dwóch sekund. Nie więcej, nie mniej. Dokładnie tyle, ile ustalili.

Sprawnym spojrzeniem oszacował z kim będą musieli się zmierzyć. Konan, aktualna liderka przybyłych, Deidara, którego zwykli określać mianem szaleńca, spokojny, lecz przerażający Sasori. I dwóch innych, których nie znał.

Niedobrze, nie będzie wiedział, czego się spodziewać.

Odruchowo uskoczył, sztylet obcego mężczyzny przefrunął koło niego. Potem Naruto zdumiony obserwował, jak zatrzymuje się w powietrzu i powraca w jego kierunku.

Zaklął, znowu w ostatniej chwili odskoczył. Sam wykonał płynny cios, razem z Saiem, który znalazł się nagle tuż obok. Niestety, Deidara z nienaturalnym śmiechem powstrzymał oba ataki.

— Kurwa! — krzyknął blondyn na głos. Sai kiwnął mu głową, kiedy obaj znaleźli się po drugich stronach, otaczając tym samym członka Akatsuki.

Szkarłatny Zmrok ✔ (SasuNaru)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz