22

777 74 25
                                    

Proszę, włącz tę nutkę w tle. Skomentuj i zagłosuj, jeśli rozdział Ci się podoba...

(Perspektywa Chrisa)

Ten sam dzień, 10:15

Spałem u Evy. Kiedy się obudziłem, zobaczyłem, jak dziewczyna słodko śpi z ręką na moim torsie. Nie miałem zamiaru jej budzić. Chciałem tylko leżeć z nią, spoglądać na jej lekko widoczne piegi na nosie i po prostu trzymać ją mocno w swych ramionach.

Gdy tak wpatrywałem się w twarz rudowłosej, doszło do mnie, że czuję do niej coś więcej. Ona miała w sobie to, czemu trudno było się oprzeć. I tu was zdziwię, bo to nie był tylko pociąg seksualny. Wiem, że się powtarzam, ale Eva była dla mnie najważniejsza.

- Patrzysz na mnie, kiedy śpię? - spytała zachrypniętym głosem.

- Chyba muszę się napatrzeć, co? - powiedziałem, po czym mocniej przytuliłem ją do siebie. Poczułem jej wolne bicie serca i przysięgam, że w tamtej chwili zrobiło mi się w chuj smutno. Tak bardzo bałem się jej odejścia. Po raz pierwszy czułem się tak totalnie rozbity.

Ale co innego miałem wtedy zrobić, niż po prostu dać jej odejść i pozwolić być szczęśliwą beze mnie?

"Cholera, a miało być tak pięknie" - pomyślałem.

- Chris, która jest godzina? - jej głos wyrwał mnie z rozmyślań.

- Em, moment - sięgnąłem po telefon. - Dwadzieścia po dziesiątej.

Eva, usłyszawszy to, próbowała wygramolić się z mojego uścisku, jednak nie pozwoliłem jej na to.

- Muszę się zbierać, mam lot o trzynastej - odparła, a ja wypuściłem ją z mych ramion. Dziewczyna wstała z łóżka i udała się do wyjścia.

- Eva, nie rób mi tego - powiedziałem łamiącym się głosem, patrząc na zamykające się drzwi. Uderzyłem pięścią w białą pościel, jednocześnie przeklinając pod nosem. - Kurwa mać, to już koniec - szepnąłem pod nosem, chowając twarz w dłonie.

Ten sam dzień, 11:05

Eva wraz z jej mamą pakowały ostatnie potrzebne rzeczy, a ja znosiłem z góry na dół wszystkie walizki. Ręce trzęsły mi się jak cholera, bo nie wiedziałem, jak miałem pożegnać dziewczynę. Bałem się, że wymięknę i powiem jej, że coś do niej czuję. A nie mogłem jej tego wyjawić. Nie wtedy. Nie w tamtym momencie.

Parę dni wcześniej napisałem list. List, który nie miał ujrzeć światła dziennego, ale postanowiłem, że wręczę go Evie przy naszym pożegnaniu. Chciałem, aby przeczytała go w samolocie.

- Wszystko spakowane - powiedziała mama dziewczyny, podając mi ostatnią walizkę. - Teraz tylko czekać na taksówkę.

Spojrzałem na Evę, a ona na mnie. Miała łzy w oczach.

- Będzie mi brakować tego miejsca - rzekła rudowłosa, siadając na jednym z bagaży. Między nami nastała cisza, w której trwaliśmy przez kilka chwil. Czułem ogromne napięcie unoszące się w tym pomieszczeniu.

- O której ma być taksówka? - zapytałem, przerywając napiętą sytuację.

- Powinna już być - odpowiedziała mama Evy. - Ale jak zwykle się spóźnia.

Spojrzałem na zegarek. Chciałem tylko, aby jego wskazówki się zatrzymały. Na zawsze.

Po kilku minutach milczenia, mama dziewczyny oznajmiła, że taksówka czeka i musimy już zapakować walizki do bagażnika. Wyniosłem je więc na dwór, a kierowca zabrał i wsadził do tyłu. Wszystko z daleka obserwowała Eva. Podszedłem do niej i popatrzyłem w jej smutne oczy.

- Eva, nie wiem, co mam ci powiedzieć - zacząłem. - Ale wiedz, że te pół roku to był najlepszy okres czasu w moim życiu. Pokazałaś mi, że świat może mieć też zalety, a nie tylko wady. Uświadomiłaś mi, że nie można być egoistą. I ty, słoneczko, przez te sześć miesięcy, stałaś się dla mnie najważniejsza. Wiesz, z początku byłaś pieprzonym zakładem, ale po czasie zrozumiałem swój błąd - pokiwałem głową, ujmując twarz Evy w swoje ręce. - Zrozumiałem, że nie chcę cię tylko przelecieć - uśmiechnąłem się słabo - i podziwiam cię, bo wybaczyłaś mi te wszystkie świństwa, jakie ci wyrządziłem. Gdybym tylko mógł, zacząłbym tę znajomość od nowa. Wtedy bym cię już nigdy nie skrzywdził. Każda rozmowa z tobą jest warta wszystkiego. Możesz mi nie wierzyć, ale nigdy o tobie nie zapomnę. Zmieniłaś mnie. No, może nie do końca jestem dobrym człowiekiem, ale choć trochę stałem się lepszy. Spotkaliśmy się z jakiegoś powodu, prawda? - spojrzałem na dziewczynę, która była cała zapłakana. - Więc albo jesteś przypadkiem, albo przeznaczeniem. Wiesz, raczej wątpię, że spotkaliśmy się po prostu przypadkiem, bo w takie coś nikt nie wierzy. Mohn, obiecaj mi coś - otarłem jej łzy. - Obiecaj mi, że ułożysz sobie tam życie, że będziesz szczęśliwa. Obiecaj mi, że o mnie nie zapomnisz i będziemy razem utrzymywać kontakt. Obiecaj mi, że wrócisz. Obiecaj, Eva - wyszeptałem. Nagle poczułem, jak łza powoli spływa po moim policzku.

"Cholera, dzisiaj jest to jutro, którego wczoraj się tak bałem" - pomyślałem.

Eva przytuliła się do mnie i ścisnęła chyba najmocniej, jak potrafiła. Po chwili jednak oderwała się ode mnie i otarła łzy.

- Chris, co mam ci powiedzieć? Że cię kocham? - wbiła swój wzrok we mnie. - Czuję, że nie umiem spojrzeć prawdzie w oczy. Nie umiem żyć tutaj szczęśliwie. Nie umiem z tobą rozmawiać jak człowiek z człowiekiem. Pokochałam cię i mówię to w stu procentach serio. Nie jestem prototypem, który rzuca słowa na wiatr, wiesz? - pociągnęła nosem.

Przyciągnąłem Evę do siebie i ponownie przytuliłem.

- Nie rób tego, do cholery! Nie próbuj mnie pocieszać, uspokajać, po prostu daj mi dokończyć, Chris - chciała się wyrwać z uścisku, jednak ja nie chciałem jej puścić. - Ja też o tobie nigdy nie zapomnę. Bo będziesz śnił mi się każdej jednej, pieprzonej nocy, a ja z każdym snem będę sobie przypominać ciebie i nas razem. Choć ta relacja jest strasznie pojebana, to jesteś dla mnie kurewsko ważny, idioto. I zapewne, kiedy mi się przyśnisz, ja zatęsknię i z każdym razem trudniej będzie mi się z tym pogodzić, że nie ma cię przy mnie, wiesz? Wtedy obudzę się, otworzę oczy i dojdzie do mnie, że to tylko sen. Potem zacznę szukać cię wzrokiem z myślą, że leżysz gdzieś obok. Ale nigdzie cię nie znajdę, bo przecież będziemy na dwóch końcach ziemi. Choć gdybym poszperała w swych wspomnieniach, na pewno byś tam był, bo wspomnień mamy bardzo dużo, prawda? - spojrzała na mnie, a ja skinąłem potwierdzająco głową.

- Eva! Chodź, taksówka czeka! - zawołała mama dziewczyny.

- Chris, muszę iść - zaszlochała. - Przepraszam.

- Nie przepraszaj - ponownie otarłem jej łzy. - Obiecaj mi, że będziesz ostrożna i dasz mi znać, gdy tylko wylądujesz. Obiecaj, że nasz kontakt się nie urwie. Obiecaj, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.

- Obiecuję. Wybacz, ale dziewczyny czekają na lotnisku - wbiła wzrok w podłogę. - Żegnaj, Chris. Kocham cię - na te dwa słowa moje serce zaczęło bić szybciej. Przytuliłem Evę do siebie i pocałowałem ją.

- Przeczytaj to, ale dopiero w samolocie - powiedziałem, odrywając się od dziewczyny i wręczając jej list. - Myśl o mnie czasem, księżniczko.

Eva schowała list do kieszeni kurtki i wsiadła do taksówki.

- Do widzenia, pani Mohn - pożegnałem się z jej mamą, która także miała łzy w oczach, patrząc na mnie. Takiego załamanego, bezsilnego i totalnie rozbitego.

Kierowca odpalił silnik, a ja pomachałem Evie na pożegnanie.

W tamtym momencie byłem pewien, że już zawsze będzie nas coś łączyło, bo mówi się, że tak właśnie jest, gdy dwoje ludzi choć przez chwilę było ze sobą szczęśliwych.

Smutnym wzrokiem spojrzałem na ulicę, która była pusta. Zostałem całkiem sam, a jej już nie było. Odeszła.

differentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz