Chris
Ten sam dzień, 20:50Nie dowierzałem. Eva zaprosiła mnie do swojego domu, była ubrana wyjątkowo seksownie, patrzyła prosto w moje oczy, żartowała i śmiała się razem ze mną, a na dodatek całowała mnie i chciała jeszcze więcej. Była taka szczęśliwa. Nie myślałem o konsekwencjach, w głowie miałem jedynie to, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałem dokładnie co. Eva zawsze była cichą myszką, odsuniętą ode mnie i zdystansowaną z powodu mojego trybu życia. Nie chciała się w nic pakować, ale widocznie uległo to zmianie. I to diametralnej.
Gdy usłyszałem słowa dziewczyny wypowiedziane wręcz błagalnym tonem, coś we mnie pękło. Oczywiście, że chciałem to zrobić, zwłaszcza z Evą, ale moje myśli zaczęły krążyć wokół czegoś innego. Nie byłem na niej skupiony, bo nie potrafiłem. Rozmyślałem, co będzie dalej. Dziewczyna chyba zauważyła, że coś nie gra i odsunęła się ode mnie, poprawiając swój podwinięty top.
- Możesz już iść, Chris - powiedziała głosem ledwo słyszalnym, a ja poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Niczego nie planowaliśmy, ale widziałem, jak bardzo ją zraniłem. Zresztą, nie pierwszy raz.
- Chyba nie myślałeś, że serio chcę uprawiać z tobą seks? - wybuchnęła śmiechem. Uniosłem brwi do góry i cicho westchnąłem.
Po raz kolejny zrobiła mi nadzieję. Potraktowała mnie tak, jakbym nie miał serca. Halo, przecież Schistad też ma uczucia. Jestem tylko człowiekiem.
- Sama do mnie wrócisz, Mohn - rzekłem oschle i wyszedłem.
Wsiadłem do auta, od razu odpalając silnik. Włączyłem radio i usłyszałem piosenkę Lights down low. Uwielbiałem ten utwór. Po chwili dostałem esemesa. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i go odblokowałem.
William idealnie trafił. Miałem wtedy ogromną ochotę ostro się najebać i wrócić na ziemię, bo przy Evie totalnie wariowałem.
Na chwilę skupiłem wzrok na drodze, aby nie spowodować jakiejś kolizji, a zaraz później odczytałem kolejną wiadomość od mojego kumpla.
Parsknąłem śmiechem i wróciłem do kierowania autem. Po dwudziestu minutach jazdy znalazłem się pod domem Williama. Zaparkowałem swoje auto pod bramą, po czym spojrzałem na telefon i zobaczyłem, że jest już przed 22:00. Trochę się zdziwiłem, ale szczerze mówiąc, to miałem wyjebane na to, że robi się późno. Nie obchodziło mnie też to, że jutro szkoła. Chciałem się tylko napić i zapomnieć o Evie.
Niespodziewanue do mojego samochodu wsiadł William.
- Siemka - podał mi rękę.
- Kopę lat, stary! - odwzajemniłem uścisk, śmiejąc się.
- Czuję, że musisz się porządnie najebać - powiedział powoli. - Więc nie owijajmy w bawełnę i po prostu jedźmy do jakiegoś pubu i wybawmy się!
- Czuję, że ty też potrzebujesz rozrywki - mrugnąłem do niego, śmiejąc się pod nosem. William spojrzał na mnie, kiwając twierdząco głową. Odpaliłem silnik i ruszyłem przed siebie. Przez całą drogę rozmawialiśmy o swoich problemach. Zawsze dziękowałem światu, że mam obok siebie takiego kumpla jak William. Jego przyjaźń była najlepszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać w życiu. Bez niego nie dałbym sobie rady i byłbym nikim.
- Stój - powiedział zachrypniętym głosem William. Popatrzyłem się na niego pytająco, a ten pokazał mi palcem pub. Od razu zrozumiałem, więc zaparkowałem pod budynkiem, po czym obydwoje wysiedliśmy z pojazdu.
Wchodząc do środka klubu zatrzymali nas oczywiście ochroniarze. Sprawdzili nasze dokumenty, a następnie wpuścili.
- Ten lokal jest zajebisty, dlatego kazałem ci tutaj stanąć - przyznał kumpel, idąc w stronę baru.
- Byłeś tu beze mnie? Skurwiel! - szturchnąłem go w ramię. Obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem, po czym usiedliśmy na wysokich krzesłach barowych, zamawiając trunki.
Na początek wziąłem kilka shotów, a zaraz potem byłem królem parkietu. William nie pił dużo, co wtedy wydawało mi się trochę dziwne
Nie znałem tam nikogo, ale to akurat mi nie przeszkadzało. Poznałem fajną dupeczkę, z którą od razu złapałem wspólny język, dosłownie.- Chris - usłyszałem głos Williama obok siebie. - Eva źle się czuje - przerwał nam gorący pocałunek.
- W dupie ją mam - powiedziałem, głośno wzdychając.
- Dostałem esemesa - pokręcił głową. - Eva majaczy, jest najebana w trzy dupy i Noora nie może sobie z nią poradzić. Muszę lecieć - wyjaśnił, pokazując głową wyjście.
- Stary, olej tę sukę - burknąłem. Nagle dziewczyna, z którą się całowałem, odeszła.
- Kurwa, Chris, ogarnij się. Po co ci to udawanie, że ci na niej nie zależy? - zapytał rozzłoszczony.
- Spławiłeś mi właśnie fajną laskę, ops... - zacząłem majaczyć.
- Chodź, idziemy - szarpnął mnie za ramię i wyprowadził z pubu. Wsiadł za kierownicę mojego samochodu i kazał zająć mi miejsce pasażera.
- Ty pomożesz Noorze, a ją zostanę tu. O tutaj! - wskazałem na swoje siedzenie.
- O nie, ty idziesz ze mną. W chuju mam to, że nie chcesz - powiedział stanowczo William.
Po trzydziestu minutach jazdy byliśmy już pod domem Evy. Pierwszy wysiadł mój kumpel, a ja trochę się wahałem. W końcu po kilku głębokich zastanowieniach, również wysiadłem. Zbliżaliśmy się do drzwi. William zapukał i już po chwili stała przed nami Noora, opierając się ręką o futrynę.
- Frajer - powiedziała, mierząc mnie wzrokiem.
- Dziwka - odwzajemniłem arogancję.
- Chris! - szturchnął mnie William. Nagle zobaczyłem Evę stojącą za wysoką blondynką. Była w jakiejś męskiej bluzie i krótkich spodenkach. Nie wyglądała na pijaną, a raczej na zdziwioną całą tą sytuacją.
- Co wy tutaj robicie o 3 w nocy? - zapytała zaspana Eva.
- Musicie sobie coś wyjaśnić - powiedzieli obydwoje jednocześnie.
- Wejdź, Chris. A wy, barany, marznijcie tutaj - uśmiechnęła się złowrogo. Wszedłem do środka, a Noora i William poszli do mojego samochodu.
- Eva... ja przepraszam - nie dokończyłem jednak, bo dziewczyna nagle mi przerwała.
- Chris, nie chciałam cię zranić, nie chciałam cię wykorzystać - pogładziła mnie po policzku. - Po prostu nie wiedziałam, jak mam powiedzieć ci, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
"Co? Eva nie chce mnie znać?" - pomyślałem.
CZYTASZ
different
FanfictionW TRAKCIE EDYCJI Eva to dziewczyna, która z początku jest nieśmiała i wstydliwa. Dopiero po imprezie, na której zdradza swojego chłopaka ze szkolnym fuckboyem, dochodzi do niej, że zdecydowanie woli alkohol i dobrą zabawę niż wierność. Ale nic nie t...