Rok szósty.
Było tak ciepło i strasznie miękko. Dawno już nie czuła się tak dobrze. Dawno nie miała aż tak lekkiego snu. Od kilku miesięcy bowiem nękały ją straszne koszmary, które na nowo odtwarzały scenę śmierci Dracona Malfoya.
Hermiona nie była osobą, która ze spokojem przyjmowała fakt, że mogła kogoś zabić. Tak samo jak nie popierała pokolenia anorektyczek, bulimiczek i osób z góry we własnych oczach przegranych, nie popierała pokolenia morderców, tchórzy i Śmierciożerców.
I kiedy tak leżała w ciepłym łóżku dotarło do niej, że wszystko czego przez całe życie unikała, teraz nagle stało się częścią niej i dotyczyło jej samej. Coraz mniej jadła, a jeśli już coś skonsumowała musiała to od razu zwrócić, gdyż wydawało jej się, że zjadła jakąś część ludzkiego ciała. We własnych oczach przegrała na starcie, kiedy zabiła Dracona. Była morderczynią poprzez czyn, którego się dopuściła, no i tchórzem, bo nie potrafiła przyznać się do zbrodni. W końcu doszła do wniosku, że zachowała się jak rasowy Śmierciożerca i znowu poczuła, że lada moment zwymiotuje, więc przerwała rozmyślania. Otworzyła powoli oczy.
Leżała w skrzydle szpitalnym na jednym z łóżek. Musieli ją tutaj przenieść, zaraz po tym jak zemdlała na błoniach. Rozejrzawszy się dookoła zauważyła przyjaciół, szepczących coś cicho pod oknem. Niestety nie mogła dosłyszeć, o czym rozmawiali.
– Obudziła się – powiedziała Ginny, która jako pierwsza odnotowała jej przebudzenie.
– Jak się czujesz? – zapytał Harry podchodząc do łóżka, podobnie jak Ron i Ginny.
– Spałaś pół dnia, zaczynaliśmy się martwić – bąknęła rudowłosa histerycznie.
– Oj dajcie jej już lepiej coś powiedzieć – mruknął Ron, zerkając na przestraszoną Hermionę. – I nie nachylajcie się tak, ona potrzebuje tlenu.
Gryfonka uśmiechnęła się na widok twarzy przyjaciół. W gardle poczuła wielką gulę, która nie pozwalała jej nic powiedzieć. Była wdzięczna, że w tych najtrudniejszych chwilach przyjaciele wspierali ją, ale miała wrażenie, że na to nie zasługiwała.
– Niepotrzebnie siedzieliście tu tyle czasu... Ale dziękuję, jesteście kochani – wybełkotała w końcu.
Poczuła się słabo. Podniosła rękę do czoła i odgarnęła włosy, które lepiły się od jej potu. Ginny otworzyła usta. Nie była pewna czy powinna pytać Hermionę o cokolwiek w takim stanie, ale wolała zaryzykować. W końcu musiała być pewna, od czego zależało jej zasłabnięcie.
– Hermi – zaczęła po chwili, troszkę niepewnie. – Jak to się stało, że... no wiesz... ty...
– Zemdlałaś – pomógł dziewczynie Harry.
Ginny poczuła nagły, ogromny wyraz sympatii do Pottera.
Jest słodki – pomyślała spoglądając ukradkiem na chłopaka. Gryfon właśnie pochylał się nad przyjaciółką i sprawdzał czy przypadkiem nie ma gorączki.
Też bym mogła zachorować, jakbym miała taką opiekę – jęknęła w duchu dziewczyna, ale zaraz po tym skarciła się. Przypomniała sobie obietnicę jaką złożyła dwa lata temu Ronowi po aferze z walentynką (przyrzekła, że nie będzie już więcej naprzykrzała się Harry'emu) i miała zamiar jej dotrzymać.
Hermiona przygryzła mocno wargę. Nie odpowiedziała od razu, bo sama nie była tego pewna.
– Ja... – rzekła w końcu, marszcząc brwi. – Ja mam okropne halucynacje...
CZYTASZ
SUPRA VIRES
FanfictionHermiona Granger, wzorowa uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, nosi w sercu brzemię. Podżegana przez Pansy Parkinson, będąc w piątej klasie, postanowiła zabić Dracona Malfoya. Wraz z bohaterką przenosimy się do jej wspomnień i widzim...