ROZDZIAŁ 4: PORWANIE W WIOSCE

367 17 3
                                    

Rok szósty.


Co z twoim synem, Lucjuszu? – Czarny Pan udał głęboko zamyślonego. Oczywiście mało obchodził go los Dracona, jednak zauważył zmianę jaka zaszła w Malfoyu w ciągu wakacji, po zniknięciu syna. Mężczyzna wracał coraz rzadziej do swojego domu i małżonki. Coraz częściej zostawał tutaj w Dołohow Sedis – rezydencji Dołohowa, jednego ze Śmierciożerców, który udostępnił lokum.

Co najważniejsze willa mieściła się na skraju Zakazanego Lasu a Voldemort wiedział, że gdzieś nieopodal stoi Hogwart. Niestety ku jego irytacji zamek był tak doskonale strzeżony przez prastare zaklęcia, że nawet on nie mógł ich na razie złamać.

Lord przyjrzał się Lucjuszowi. Większość Śmierciożerców już dawno wpadłaby w depresję. Malfoy jednak zamiast pogrążyć się w rozpaczy, jeszcze bardziej starał się wypełniać zadania wyznaczone przez Czarnego Pana.

– Dalej nic nie wiadomo, Mistrzu – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Nikt nie wie co się z nim stało, a Pansy nie jest już w stanie odpowiedzieć na moje pytania.

– Nie próbowałeś na niej Veritaserum? – zapytał Czarny Pan od niechcenia. Mało osób zdawało sobie sprawę, że Ślizgonka zaniemogła od wakacji na tyle, że zdecydowali się ją tu ukryć. Voldemort właśnie przypomniał sobie, że za dwie godziny czeka go spotkanie z Evanem, ojcem dziewczyny, który twierdzi, że mała powinna wracać do szkoły. W takim przypadku ktoś inny musiałby przejąć naszyjnik.

Lord zaśmiał się pod nosem. Głupiec nie widział córki od miesiąca, gdyby to zrobił przeraziłby się tym, co by zastał.

Może i Voldemort przystałby na taki układ, kazałby zdjąć magiczny przedmiot z jej szyi, gdyby znalazła się chętna osoba, która zastąpiłaby Pansy. Albowiem po tym, co stało się ze Ślizgonką, wszyscy Śmierciożercy wycofali swe jeszcze nie tak dawne błagania zgodnie z którymi oferowali noszenie amuletu przy sercu. Nawet on sam, Czarny Pan, nie przypuszczał, że zwykłe pilnowanie może aż tak zaszkodzić właścicielowi naszyjnika. Miał szczęście, że chciał najpierw wypróbować działanie amuletu na kimś kompletnie zbytecznym.

– Nie, Mistrzu, to mogłoby ją zabić, jest taka wycieńczona... – mruknął Lucjusz z żalem.

Mężczyzna czuł się winny za to, co stało się ze Ślizgonką. Dając jej przed rokiem naszyjnik nie miał pojęcia, jakie zagrożenie ją czeka. Według niego Czarny Pan celowo nie wspomniał o realnym zagrożeniu; wiedział, że gdyby Malfoy poznał prawdę, nie zgodziłby się wręczyć go Parkinson.

– Nic jej się nie stanie, mój Panie? – zapytał w końcu, spuszczając głowę.

Pansy kupiła sobie u niego specjalne względy. Draco nigdy tak naprawdę go nie słuchał, zawsze miał własne zdanie i choć wypełniał jego polecenia, Lucjusz wiedział, że chłopak robi to niechętnie i z przymusu, gdy nadarzała się tylko okazja, wymykał mu się spod kontroli.

Właśnie przypomniało mu się, kiedy raz doszło do jego słuchu, że Draco spotykał się z tą małą Weasleyówną, której kilka lat temu podrzucił pamiętnik Toma Riddle'a. Był wściekły, że rodzony syn nie myśli o nazwisku, które zawsze powinno kojarzyć się z szacunkiem i respektem. Natychmiast wezwał do siebie Dracona i nakazał mu przestać widywać się z Ginny. Chłopak oczywiście wykonał rozkaz, jednak po tym wydarzeniu odsunął się od ojca jeszcze bardziej.

– Niestety, nie mogę cię o tym zapewnić – przerwał rozmyślania Lucjuszowi Voldemort. – Ale wydaje mi się, że wkrótce nie będzie nam potrzebny ten naszyjnik, niedługo będziemy mogli go zniszczyć i zastąpić innymi.

SUPRA VIRESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz