Rok piąty.
Granger spojrzała w lustro i omal nie zemdlała na widok tego, co w nim dostrzegła. Wymęczona zdarzeniami ubiegłego dnia postać wpatrywała się w Hermionę z przerażeniem.
Jej odbicie w lustrze jeszcze nigdy nie wyglądało tak żałośnie. Włosy, które i tak nie raz były powodem wyzwisk, teraz przypominały niemal siano. Każdy kosmyk na głowie układał się w swoją własną stronę i mimo usilnych prób okiełznania ich różnymi czarodziejskimi mleczkami czy żelami efekt pozostał bez zmian.
Miała ciężką noc za sobą. Wiła się na łóżku przekręcając z boku na bok, kiedy nie mogła usnąć. Ale to nie włosy okazały się najgorszym skutkiem ubocznym po nocy. Miała również podkrążone oczy, małe, wielkości rozłupanego orzeszka laskowego i tak wielkie cienie pod oczami jakich w życiu nie widziała, nie tylko u siebie, ale w ogóle u kogokolwiek. Na dodatek jej cera nawet nie była blada, a po prostu szara, o sto razy gorsza od jasnej karnacji Severusa Snape'a.
Wyjęła różdżkę z kieszeni szaty szkolnej i zabrała się za siebie. Spróbowała wzmocnić skórę zaklęciami rozjaśniającymi, przyciemniającymi a nawet regenerującymi, każdym jakie tylko pamiętała, ale na nic się to zdało.
Wyglądam jakby zaatakował mnie hipogryf, a potem pocałował dementor – pomyślała do siebie gorzko. Miała jeszcze pół godziny do śniadania, dlatego zdecydowała się jeszcze raz przemyśleć to, co ustaliła w nocy. Miała kilka wyjść związanych z wczorajszą rozmową z Draco.
Po pierwsze mogła nikomu nic nie mówić o tym, co usłyszała, licząc po cichu na to, że był to tylko bardzo głupi, ale w końcu żart i że dzisiaj będzie tak, jakby wczorajszej rozmowy nie było. Oczywiście ten plan spełzłby na niczym, kiedy tylko zobaczyłaby triumfujące oblicze Malfoya.
Po drugie mogła natychmiast pobiec do Dumbledore'a i bez żadnych dowodów, podpartych jedynie jej słowami, wyznać mu przebieg kłótni. Nawet gdyby tak zrobiła, tak naprawdę dyrektor nie zrobiłby nic – nie mógł wyrzucić ucznia tylko za to, że był "zły".
Trzecim wyjściem była jeszcze jedna rozmowa z Draconem, ale tego Hermiona drugi raz by nie zniosła. Dlatego leżąc wczoraj w łóżku i wpatrując się w baldachim doszła do wniosku, że jest ktoś, z kim mogłaby porozmawiać zamiast Ślizgona. Ta osoba znała go dosyć dobrze, przynajmniej tak sądziła.
Westchnęła z rezygnacją, jeszcze raz zerkając ukradkiem w lustro. Niestety w jej wyglądzie niewiele się zmieniło. Poszła z wolna do Pokoju Wspólnego, ale na kanapie siedziały tylko dwie osoby, tak pochłonięte sobą, że nawet nie zwróciły uwagę na nowo przybyłą.
Zmarszczyła brwi, jako prefekt chyba powinna odjąć punkty za całowanie się w miejscu publicznym, ale mimo rozmyślań nie odezwała się ani jednym słowem i pospiesznie wyszła zostawiając zakochanych ponownie samych.
Dwadzieścia minut, które zostały jej do śniadania przeczekała w Wielkiej Sali. Po tym upływie czasu zaczęli się schodzić uczniowie, przybył też Harry, z głośno narzekającym Ronem.
– To tylko Salazar Slytherin był w stanie wymyślić śniadanie o siódmej – oświadczył z przekonaniem rudzielec, po czym dodał jeszcze pewniej. – Jakby nie mogło być godzinę później.
Potem do Wielkiej Sali wszedł ktoś, kto tak rozproszył jego uwagę, że nie odezwał się już ani słowem, potulnie zajmując miejsce koło Hermiony. Nie dostrzegła, kto to był.
By nikt nie zauważył jak ona sama wygląda, przyniosła ze sobą podręcznik do Transmutacji. Więc kiedy uczniowie zjawili się, jedyne co zauważyli to zawzięcie pochyloną nad lekturą Gryfonkę, zapewne tak zafascynowaną książką, że śniadanie przestało się liczyć.
CZYTASZ
SUPRA VIRES
FanfictionHermiona Granger, wzorowa uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, nosi w sercu brzemię. Podżegana przez Pansy Parkinson, będąc w piątej klasie, postanowiła zabić Dracona Malfoya. Wraz z bohaterką przenosimy się do jej wspomnień i widzim...