Rok szósty.
Kiedy Hermiona obudziła się nazajutrz rankiem, nikogo nie było obok niej w łóżku. Nie przypominała sobie, kiedy Draco wstawał, ani też momentu, w którym usnęła w nocy. Musiała więc ze zmęczenia zapaść w mocny sen, bo zwykle nawet najmniejszy ruch powodował, że otwierała oczy. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę łazienki. Trochę się czuła jak po całym dniu spędzonym na karuzeli – nie tylko kręciło jej się w głowie, ale też mdliło ją.
Madam Pomfrey zwykle przychodziła o szóstej do skrzydła szpitalnego, więc zdawała sobie sprawę, że powinna poczekać jeszcze godzinę, zanim gdziekolwiek by się udała. Bo co by było gdyby na przykład zemdlała? Niestety potrzeby fizjologiczne okazały się silniejsze.
Będąc w łazience usilnie starała się omijać lustro, by przypadkiem nie zobaczyć swojego odbicia. Z ulgą zauważyła, że ktoś przyniósł jej przybory toaletowe i doszła do wniosku, że z pewnością pomyślała o tym Ginny. Na jednym z wieszaków dostrzegła też swój szlafrok.
Kiedy wyszła odświeżona z toalety, trochę poczuła się lepiej. Co prawda nawet wolała nie dotykać włosów, które mimo, że były czyste, były również i nierozczesane, więc zostawiła sobie na później ich szczotkowanie. Dochodząc zmęczona z powrotem na łóżko ledwo powstrzymała się z rzuceniem na jego środek. Jednak nie mogła tego uczynić, gdyż ktoś już na nim spoczywał.
Malfoy przebrany był w szatę szkolną i odwrócony do niej tyłem bezceremonialnie grzebał w jej półce. Kiedy znalazł czego szukał (oczywiście parę śmieci wyrzucił na podłogę i tak już na niej pozostały) oczy zalśniły mu z uciechy.
– Czekoladki? – zapytał, nareszcie odwracając się do niej przodem i wyjmując Czekoladowe Żaby z pudełka.
Dziewczyna pokiwała głową z dezaprobatą, więc sam zabrał się za jedzenie. Usiadła obok niego, gorzko wzdychając nad okrutnością świata. Sama nie chciała na siebie patrzeć w lustrze, dlaczego więc ktokolwiek musiał widzieć ją w stanie, kiedy prawdopodobnie mieniła się we wszystkich kolorach tęczy na twarzy?
– Wiem – zaczął Draco przełykając pierwszy kęs czekoladki – że wczorajszy sen dotyczył mojej domniemanej śmierci.
Westchnęła jeszcze głębiej niż poprzednio. Oczywiście, że zrozumiał to po tym, co wygadywała w nocy, szkoda tylko, że teraz będzie musiała ciągnąć ten temat.
– Gratuluję spostrzegawczości – zakpiła, choć była pewna, że wiedział to już wczoraj, tylko, że ubiegłej nocy wolał nie męczyć jej swoimi pytaniami i chwała mu za to.
– A dzięki wielkie – powiedział bez obrazy, po czym głośno się wyziewał. – Nie wyspałem się przez ciebie, po tym kiedy wepchnęłaś się na moją połowę.
Zignorowała jego żarciki. Odkąd tylko się obudziła, miała tak chwiejne nastroje, że teraz najchętniej rozpłakałaby się jak niemowlak, sama nie wiedząc dlaczego. Na całe szczęście nie dała tego po sobie poznać.
– To będzie jeszcze za mną chodziło, dopóki pewnie nie przypomnę sobie wszystkiego. Tylko zastanawiam się dlaczego Pansy zmodyfikowała mi tak nieumiejętne pamięć. Chyba powinna wiedzieć jak to się robi...
– A co powiesz na moje rzekome zabójstwo? – wywrócił teatralnie oczami. – Sam bym się lepiej zabił. Cóż, była zdenerwowana...
– Wiem. Jeśli chce się rzucić zaklęcie trzeba zapomnieć o wszelakich uczuciach, nawet tych najbardziej uciążliwych i dręczących – wyrecytowała Hermiona, po czym wślizgnęła się pod kołdrę, bo poczuła, że leci do przodu, choć w rzeczywistości nie ruszyła się ani o milimetr. Usiadła wygodniej obok niego, tyle że on wcale nie zamierzał przykrywać się czymkolwiek.
CZYTASZ
SUPRA VIRES
FanfictionHermiona Granger, wzorowa uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, nosi w sercu brzemię. Podżegana przez Pansy Parkinson, będąc w piątej klasie, postanowiła zabić Dracona Malfoya. Wraz z bohaterką przenosimy się do jej wspomnień i widzim...