ROZDZIAŁ 7: STRAŻNIK TAJEMNICY

295 12 9
                                    

Rok piąty.


Pansy Parkinson już dwa tygodnie temu odkryła, że naszyjnik, który nosi na szyi nie jest zwykłym prezentem od Lucjusza. Miał on niezwykłą moc, jednak na razie dziewczyna zarówno nie wiedziała, jak i nie chciała go używać. Skoro ojciec Dracona uznał, że dopiero za jakiś czas dowie się wszystkiego, Pansy nie mogła sprzeciwiać się jego woli.

Niestety zdarzyło się coś, co sprawiło, że zmieniła zdanie. Podczas gdy pewnej nocy śledziła Hermionę, przypadkowo natrafiła na ciekawą scenę. Granger przebywała w bibliotece, kiedy nagle podszedł do niej Draco Malfoy, nie zwracając najmniejszej uwagi na Parkinson, którą na pewno dostrzegł. Uśmiechając się bezczelnie i triumfalnie w jej stronę usiadł obok Granger i zaczął z nią rozmawiać jak cywilizowany człowiek. Ku jeszcze większemu zaskoczeniu Ślizgonki, Hermiona po chwili odwróciła głowę i pomachała w jej kierunku.

Musiał zrobić ze mnie idiotkę – pomyślała Pansy wychodząc jak najszybciej z biblioteki. Jeszcze mi za to zapłaci.

Parkinson, kiedy tylko od ojca dowiedziała się, że Granger uciekła, od razu domyśliła się, kto pomógł Gryfonce. To musiał być Draco. Zresztą takiego samego zdania był Alex, z którym ostatnio dużo rozmawiała. Podziwiała młodego Śmierciożercę, dlatego mówiła mu o wszystkim. Oboje byli pewni, że Draco zrobi wiele, byle tylko wygrać zakład przed końcem roku.


***


– Widziałaś jak się spojrzała? – zapytał Malfoy z ukontentowaniem Hermionę, kiedy tylko Ślizgonka opuściła bibliotekę na czwartym piętrze.

– Jasne – przyznała, pierwszy raz uśmiechając się naprawdę szczerze do blondyna. – Dlaczego wy się tak nie lubicie? – zapytała go, kiedy ten zaczął skrobać piórem w jednej z lektur.

– Hę? – mruknął, podnosząc wysoko głowę, by móc spojrzeć wprost na dziewczynę.

Granger pierwszy raz miała okazję oglądać Malfoya z tak bliskiej odległości. Grzywka wpadała mu do oczu, które były niesamowicie szare. Nigdy nie widziała innej osoby o równie popielatych źrenicach, które od pokoleń przechodziły z ojca na syna w rodzinie Malfoyów. To nadawało im dystansu i chłodnej powierzchowności, kiedy rozmawiali z ludźmi.

Jego twarz była bardzo przystojna, ale zawierała w sobie także coś z dziewczęcej niewinności. Gdyby nie znała jego charakteru mogłaby nawet pomyśleć, że jest łagodny i spokojny.

– Dlaczego mam wrażenie, że Pansy tobą gardzi? – sprecyzowała pytanie, czując na sobie wzrok Ślizgona. Schyliła głowę natarczywie przyglądając się pismu orchońskiemu. – Przecież kiedyś byliście razem, skąd ta nienawiść? – dokończyła nieśmiało przewracając kartkę, jakby odpowiedź na pytanie które zadała w ogóle jej nie interesowało.

– Mruczysz coś pod nosem, nie rozumiem co tam do siebie gadasz... – odrzekł, co było nieprawdą, doskonale słyszał jej słowa, jednak bawiło go to, że Granger czuła się zażenowana sytuacją.

Szatynka podniosła głowę spoglądając z oburzeniem na Dracona, jak wtedy w Dołohow Sedis.

– Czemu Parkinson chce żebyś zginął, Malfoy? – powtórzyła, już mniej cierpliwie.

– No, nareszcie cię słyszę – stwierdził wesoło, dalej przyglądając się jej z uwagą, po czym wyjaśnił szybko. – Z powodu nic nieznaczącego zakładu – powrócił do wertowania lektury. Musiał coś pokazać dziewczynie, co znalazł wczoraj po kolacji.

– Zakładu? – zapytała troszkę zawiedziona. Poczuła się troszkę pewniej, kiedy blondyn na nią nie patrzył, dlatego postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej na temat jego relacji z "mopsem". – A możesz podać mi motyw, którym kierowałeś się zrywając z Pansy? Byliście taką ładną parą... – zakpiła z sarkazmem.

SUPRA VIRESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz