ROZDZIAŁ 6: TAJEMNICA W DOŁOHOW SEDIS

307 12 3
                                    

Rok szósty.


Hermiona musiała pogodzić się z faktem, że Draco nie żyje. Przyszło jej to ciężej, niż myślała, przeżyła wewnętrzne piekło, coś tak ciężkiego, że nawet trudno to opisać. Dwa dni po tym jak wyszła ze skrzydła szpitalnego i wydawało jej się, że wszystko wróciło do normy, jeszcze raz do niego trafiła. Przez tydzień leżała obojętnie i nie potrafiła wykrzesać z siebie ani odrobiny chęci życia. Nie była szczęśliwa, ani smutna.

W dzień bała się nocy, momentu kiedy zaśnie. Męczyły ją sny podobne do koszmarów, w których na nowo była morderczynią. Odtwarzały one ponownie przebieg wydarzeń sprzed wakacji. Madam Pomfrey odstawiła od Hermiony wszystkie lekarstwa wiedząc, że cierpienia, które towarzyszyły dziewczynie to cierpienia duszy, nie ciała.

Nawet Minerwa McGonagall odwiedziła ją kilka razy i panna Granger była przekonana, że zna ona już całą prawdę. Harry i Ron przypuszczając, że lada moment może wydać się zbrodnia, której dopuściła się ich przyjaciółka, znaleźli wytłumaczenie na jej chorobę. Uporczywie twierdzili, że to przez porwanie, które miało miejsce rok temu, a na pytanie: "Dlaczego depresja objawiła się tak późno?", odpowiadali: "Już dawno zauważyliśmy, że coś jej dolega" – zaczynał zwykle Harry, po czym Ron dodawał przytakując: "Pewnie psychika dłużej nie wytrzymała obciążenia, a Hermiona przemęczała się nawet w wakacje, za dużo się uczyła".

Po długich naradach z profesor McGonagall i Poppy Pomfrey, Dumbledore wezwał państwa Granger do szkoły, by odwiedzili córkę. To posunięcie okazało się strzałem w dziesiątkę.

Wreszcie dotarło do Gryfonki, że tylko dzięki niej rodzice są i będą bezpieczni. Widok zdrowych rodziców podziałał na nią kojąco. Uśmierzył jej ból i przekonał, że to co zrobiła było uzasadnione. Po odwiedzinach wyszła ze szpitala, aż w końcu swoim zwyczajem zaczęła ponownie udzielać się na lekcjach, pomagać przyjaciołom i kłócić ze Ślizgonami. Oczywiście, nie były to już takie wrzaski, jak za czasów, kiedy Parkinson i Malfoy uczęszczali do szkoły, ale przynajmniej Hermiona miała na kim wyładować swoją złość.

– Wiecie co... zaczynam tęsknić za Trelawney, kiedy myślę o Snape'ie – stwierdził Ron, spoglądając spode łba na swoją niedokończoną pracę z Eliksirów.

Był słoneczny piątek. Większość uczniów spędzała ten czas na błoniach, niektórzy trenowali grę w quidditcha, tylko Hermiona uparła się, żeby od razu po zajęciach odrobić kilka przedmiotów, dlatego Ron, Ginny, Harry i Hermiona siedzieli w Pokoju Wspólnym Gryffindoru.

Ginny przestała boczyć się na przyjaciół, kiedy Ron wymyślił bajkę, że Hermiona tyle razy życzyła śmierci Draconowi, że teraz poczuwa się winna tego, że go nie ma w szkole i dlatego powiedziała im w skrzydle szpitalnym, że go zabiła.

Chłopaki właśnie wspominali z utęsknieniem wymyślanie wypadków na lekcje wróżbiarstwa, Granger natomiast odrabiała pracę domową z Transmutacji.

– No nie, Hermiono, a ty dalej nad tym ślęczysz? – zapytał Weasley przyjaciółkę.

– Przypominam ci Ron, że w czasie kiedy ty nabazgrałeś kilka zdań z Zaklęć i to z moją małą pomocą – zaczęła swoim przemądrzałym tonem – ja odrobiłam aż trzy przedmioty – dodała wstając. Nie mogła pozwolić, aby ktokolwiek miał lepiej od niej odrobione lekcje, tym bardziej Ślizgon – Alex. Chłopak często był tak samo dobrze przygotowany do zajęć jak ona, więc do prac dodatkowych przygotowywała się jeszcze solidniej niż przedtem, by znów być prymuską.

– Oj przestań, przecież wiesz, że żartuję – powiedział Ron, siląc się na uprzejmy ton, ponieważ chciał, by sprawdziła mu kolejną pracę domową. – Gdzie idziesz? – zapytał zerkając na nią, gdyż właśnie odchodziła.

SUPRA VIRESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz