Rok szósty.
Dopiero pod koniec klasy szóstej Hermiona całkowicie zaakceptowała myśl, że zabiła Dracona Malfoya. Z dziwnie niewytłumaczonym smutkiem zauważyła, że z czasem koszmary nawiedzały ją coraz rzadziej. Właśnie w takich momentach wytykała sobie z nostalgią, że jej sumienie jest do reszty wypaczone, gdyż przebacza ono zbrodnię, której się dopuściła.
Niestety zmienność nastrojów z ubiegłego roku, pozostała bez zmian. Więc z czasem dla lepszego samopoczucia wmawiała również sobie, że jej czyn był czysto heroiczny, bo pomogła zejść z tego świata Śmierciożercy. Przecież Malfoy nie zasługiwał na nic innego jak śmierć...
Sama nie wiedziała jak udało się jej przeżyć w zeszłym roku i zdać SUMY naprawdę dobrze. Chyba tylko dzięki systematycznej pracy otrzymała wysokie wyniki, bo z pewnością nie uczyła się przed egzaminami. Na samych testach koncentrowała się najlepiej jak umiała. Przypominała sobie to co wyczytała z książek wcześniej, bądź czego dowiedziała się z lekcji i przyniosło to wyśmienity rezultat: na ocenach z testów i dla samej dziewczyny, która zapomniała chociaż przez moment o morderstwie.
Harry z Ronem zapewnili przyjaciółkę, że Ślizgon na pewno był martwy, kiedy porzucali go w lesie i co więcej nikt ich nie widział, kiedy to robili. Dziewczyna jednak nie mogła pozbyć się myśli, że może powinna przyznać się do zbrodni i wyznać całą prawdę. Weasley gorąco jej tego odradzał, wzdrygając się na samą myśl o Azkabanie i dementorach, Harry wolał ten temat przemilczeć.
Jak co noc siedzieli przy kominku, w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, odrabiając zadane przez profesorów lekcje.
– No nie – pisnął Ron, kiedy zrobił dużego kleksa w pracy domowej z Eliksirów. – Nie chce mi się drugi raz tego przepisywać...
– Poczekaj, zrobię coś z tym – poleciła Granger, sięgając po swoją różdżkę z lipy, z włóknem serca smoka. – Neviare!
Połyskująca czarna ciecz na pergaminie rudzielca wsiąknęła w kartkę. Rzucił pełne zachwytu spojrzenie, w stronę przyjaciółki.
– Jesteś wspaniała – stwierdził Ron, po czym dopisał ostatnie zdanie. Przeciągnął się leniwie, na dzisiaj skończył z lekcjami. Odgarnął rude kosmyki włosów, opadające na czoło i dodał szczerze zadowolony. – Trochę przyjemności teraz nie zaszkodzi. Kto zagra ze mną w szachy?
Wstał uśmiechając się od ucha do ucha. Podszedł do grupki chłopców, którzy zawieszali na tablicy ogłoszeń, według polecenia Harry'ego, zawiadomienia o dodatkowych treningach quidditcha. Neville, który siedział obok rudzielca, także się podniósł by móc dopingować przyjaciela w turnieju. Ron był mistrzem taktyk w ogrywaniu przeciwników.
Chłopcy przystali ochoczo na rozgrywkę szachową. Na środku pokoju Dean Thomas wyczarował wielki, kwadratowy stół, gdzie lada chwila miały spocząć szachy czarodziejów oraz mnóstwo krzeseł dookoła, dla widzów. Harry, Hermiona i Ginny nie ruszyli się ze swoich miejsc, pozostając na ulubionych miejscach przy kominku, tuż obok dużego wolnego od portretów kawałka ściany.
Kiedy w zeszłym roku Potterowi doszły indywidualne lekcje, na pozostałych przedmiotach nie musiał koncentrować się aż tak bardzo. Niestety w żadnym razie nie dotyczyło to Eliksirów. Po dokończeniu ostatniej linijki eseju na temat Eliksiru Tańczącej Wody, Harry rozsiadł się wygodnie na sofie obok Ginny, która właśnie uzupełniała magiczną krzyżówkę.
Kiedy tylko kilka dni temu chłopak wyjaśnił jej nieco sprawę z Malfoyem i kiedy wyżaliła się mu na ramieniu oboje zaczęli częściej rozmawiać i jeszcze częściej ze sobą przebywać. Gryfon już dawno przed sobą przyznał, że Ginny podobała mu się. Nie dlatego, że była śliczna – nigdy nie brakowało jej adoratorów, których ciągle skutecznie odstraszał Ron, choć ona o tym nie wiedziała, lecz dlatego, że zauważył jak wiele ich łączy. Oboje pasjonowali się na przykład quidditchem, co u dziewczyn było rzadkością.
CZYTASZ
SUPRA VIRES
FanfictionHermiona Granger, wzorowa uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, nosi w sercu brzemię. Podżegana przez Pansy Parkinson, będąc w piątej klasie, postanowiła zabić Dracona Malfoya. Wraz z bohaterką przenosimy się do jej wspomnień i widzim...