Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w swoim starym pokoju. Ale... Ale jak to? Nie! To niemożliwe! Ja muszę tam wrócić! Zostawiłam Luke'a samego! Zaczęłam bić pięściami w ścianę. Potem chodziłam w kółko po pokoju coraz bardziej przyspieszając tempo chodu. Następnie siadłam na środku, podkuliłam nogi i płakałam. A później zaczęłam szeptać.
- Ja tak bardzo chcę tam wrócić... Nie, nie tu... Do świata, w którym wszystko zaczęło się układać. Przynajmniej w relacjach z innymi ludźmi. Błagam, proszę... Nie mogę tu zostać...
Obudziłam się. Nie miałam pojęcia, gdzie się znajdowałam, ale czułam, że jestem w pozycji leżącej i ktoś jedną ręką podtrzymuje moją głowę, a druga znajduje się pod moimi udami. Włosy bezwładnie opadały mi do tyłu. Do ciemnego miejsca docierał nikły promień księżyca z zewnątrz. Co jakiś czas powiewało chłodem. Gdy wyostrzyłam wzrok przyjrzałam się osobie, która mnie trzymała. Był to Luke. Kiedy powoli opadała mu głowa, a on zamykał oczy, wtedy gwałtownie podnosił głowę, a sytuacja powtarzała się.
Czułam przypływ nowych sił. Ta regeneracja dała mi naprawdę dużo energii. Byłam jak nowo narodzona. Mój towarzysz z kolei wyglądał, jakby nie spał od momentu, w którym zemdlałam i pewnie tak było. Nie chciałam, żeby z mojego powodu się zaniedbywał. Postanowiłam się w końcu odezwać.
- Hej Luke, połóż się. Widzę, że jesteś niewyspany – powiedziałam szeptem.
Spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami z rozszerzonymi źrenicami spowodowanymi słabym światłem księżyca.
- Nie, naprawdę...
- Nalegam – naciskałam. Widziałam jego wory pod oczami i z tego powodu czułam się winna. Przy okazji w samotności i ciszy pomyślałabym o tym wszystkim i na spokojnie przeanalizowała.
- Ale ktoś musi stać na warcie i obserwować, czy...
- Jestem wyspana. Idź spać – przerwałam mu. Chciał jeszcze coś dodać, ale nie miał już na to sił. Położył się w miejscu, w którym przed chwilą siedział i momentalnie jego oddech się wyrównał.
Po dogłębnej analizie stwierdziłam, że znajdujemy się w drzewie, a słabe światło wypływało z dziury przez którą zapewne Luke mnie tu przeniósł i z resztą sam przeszedł. Była na równi z gruntem. Usiadłam na jej krawędzi, podwinęłam nogi i otuliłam je rękoma.
Ta czarownica, ta wredna... nie można jej nazwać królową. Jak ona śmie trzymać skazanych w takich lochach?! Przecież oni tam umierali z zimna! Pewnie gdyby nie moja moc, rano również bylibyśmy martwi. A może to nie jej wina, tylko tych policjantów... Szczerze mówiąc – wątpię.
No a pobyt w moim pokoju? W moim domu? W tym normalnym, nudnym świecie? Czy to przez ten chwilowy brak mocy? Jak najbardziej możliwe... Miejmy nadzieję, że nie będę tam więcej wracać. Tak bałam się, że tam zostanę...
Odwróciłam głowę w stronę Luke'a. Jego brązowe włosy opadały mu na czoło. Miał lekko rozchylone pełne usta. Musiałam przyznać, że był bardzo przystojny. Nie będę tego ukrywać, zaczynał mi się coraz bardziej podobać. Do tego jeszcze tak się o mnie martwił i o mnie dbał. Czy to nie ideał mężczyzny? Bo jeśli nie, to naprawdę nie mam pojęcia kto nim jest.
~~~~ parę godzin później ~~~~
Luke powoli zaczął się budzić. Spojrzał na mnie, kompletnie wypoczętą i bez żadnych śladów nocnego czatowania. Zdziwił się nieco, ale potem odpuścił.
- Masz jakiś plan? – zapytałam, bo faktycznie nie wiedziałam na czym stoimy.
- Taa, mniej więcej. Musimy iść wzdłuż tej drogi, którą nas tu przyprowadzili, tyle że w drugą stronę. No i w pewnej odległości od niej, ponieważ czasami przechodzą po niej inni, gorsi policjanci i z tymi byśmy już sobie tak łatwo nie poradzili.
- Ok, a mniej więcej w jakim czasie dojdziemy do naszej wioski?
- Wtedy szliśmy krótko, ale tylko dlatego, że szliśmy bardzo szybko i bez postojów. Teraz będziemy musieli je robić od czasu do czasu, więc jeśli nie będzie żadnych przeszkód, powinniśmy zdążyć w dwa dni. Oczywiście na noce musimy znaleźć sobie kryjówkę – wyjaśnił mi w skrócie.
- No dobrze, a kiedy wyruszamy?
- Jeśli faktycznie jesteś wypoczęta, możemy już teraz.
Zaczynał wstawać świt, była pewnie gdzieś około piąta rano. Sądziłam, że im szybciej, tym lepiej.
- Tak, jestem gotowa.
Wstaliśmy i wyszliśmy z naszej kryjówki. Luke pokazał mi ścieżkę, która znajdowała się kilkadziesiąt metrów od nas i widziałam tylko jej skrawek pomiędzy drzewami. Przedzieraliśmy się przez gąszcz ani razu nie tracąc ścieżki z oczu. Słońce już całkiem wstało, a mi zaczynało chcieć się pić. Niestety nie mieliśmy czegokolwiek ze sobą, więc moje pragnienie było niemałym problemem. Na razie nie chciałam martwić tym Luke'a, więc myślałam o czymś innym.
Niestety, nie mogłam już wytrzymać. Nie dałabym rady.
- Wiesz może gdzie tu jest jakiekolwiek źródło, rzeka? Cokolwiek?
- Też chce mi się pić. Poczekaj chwilę, zaraz powinno być małe źródło.
Szliśmy już dobre pół godziny od ostatniego wypowiedzianego przez mojego towarzysza słowa, a wody jak nie było, tak nie ma.
- Nie chcę cię martwić, ale chyba ten cały wodopój powinien już być.
I w tym momencie przedarliśmy się przez wyjątkowo duże iglaste drzewo i wkroczyliśmy na polanę. Na jej środku był o nietypowo dziwnym kształcie dół.
- O nie. O nie, o nie, o nie... Ono wyschło – powiedział zachrypiałym już lekko głosem Luke.
No to się wpakowaliśmy. I co my teraz mamy zrobić? Myślałam czasem o tym, w jaki sposób umrę, ale nigdy nie sądziłam, że będzie to śmierć z pragnienia. Naprawdę? Liczyłam na coś widowiskowego... Z resztą tyle już przeszliśmy i teraz co? Zabrakło nam wody. To już koniec?
- Wziąłem to pod uwagę. Na szczęście mam plan B – poinformował mnie mężczyzna. Spojrzałam na niego niepewnym wzrokiem, ale on tylko uśmiechnął się tajemniczo.
∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞
Kto jest ciekawy ,,planu B" Luke'a? Na miejscu Rose bym się bała, bo po nim można się wszystkiego spodziewać ;D
882 słowa kochani! Jestem z siebie dumna :D Przepraszam, że tak późno dodaję rozdział, ale obietnica to obietnica ;) Sama i tak jestem padnięta, więc przepraszam za jakiekolwiek powtórzenia lub błędy interpunkcyjne...
Dziękuję za gwiazdkowanie i czytanie mojej książki <3
Pamiętajcie - następny rozdział w piątek ;)

CZYTASZ
Jedyna [ZAKOŃCZONE]
FantasyHej, nazywam się Rose. Rose Wood. Dziś są moje czternaste urodziny. Dzień jak co dzień? Nie tym razem. Bo właśnie tego dnia z Rose dzieje się coś dziwnego, a jakby było jej mało problemów, to okazuje się że zaginęła jej mama. Co stało się z jej rod...