2

360 18 0
                                    


Nie ukrywając, lekko się przestraszyłam. Może to jakiś znajomy z klasy chciał mi wyciąć taki żałosny żart? Z takim nastawieniem poszłam do szkoły. Moją pierwszą lekcją był j. polski. Niezbyt przepadałam za tym przedmiotem, no ale mus to mus. Zdziwiłam się troszkę, ponieważ nie było moich przyjaciółek. Obydwóm rzadko zdawało się chorować, a teraz nie przyszły do szkoły? Nawet mnie o tym nie powiadomiły... Mogły napisać jakiegoś smsa, powiedzieć że ich nie będzie. Poza tym miałam wrażenie, że ludzie się ciągle na mnie dziwnie i natarczywie patrzą. Może mi się tak wydawało, a może naprawdę tak było?

Po dzwonku wyszłam z klasy i w ciągu kilku sekund stało się kilka rzeczy naraz. Wszystko wokół tak jakby zatrzymało się w czasie, a mi zakręciło się w głowie i zemdlałam. Na początku nic nie widziałam, było ciemno. Chciałam podnieść powieki, ale były zbyt ciężkie. Słyszałam głosy. Na początku ich nie rozumiałam. Po dłuższej chwili dało się usłyszeć wołania o pomoc. Ale to nie był jeden głos. Było ich więcej.

Otworzyłam oczy i przebudziłam się. Byłam w gabinecie pielęgniarki szkolnej, nade mną stały moje przyjaciółki. Przyglądały mi się, a gdy dostrzegły, że na nie patrzę, uśmiechnęły się i mnie przytuliły. Kompletnie nie wiedziałam co się stało. Chciałam zapytać o to Lily, jednak dziewczyna wyręczyła mnie.

- Zemdlałaś na szkolnym korytarzu. Podbiegłyśmy i zawołałyśmy pielęgniarkę. Na szczęście szybko się wybudziłaś – wyjaśniła.

- A gdzie byłyście na pierwszej lekcji? – zapytałam.

- Właśnie chciałyśmy ci to powiedzieć... Wszystkiego najlepszego Rose! Kupowałyśmy dla ciebie prezent! Trzymaj, rozpakuj teraz! – dała mi zapakowany w ozdobny papier sześcian.

- Wow! Jaki piękny naszyjnik! Dziękuję wam bardzo! – odpowiedziałam i przytuliłam dziewczyny.

Pielęgniarka kazała nam wyjść, a my do końca czasu spędzonego w szkole rozmawiałyśmy o różnych pierdołach.

Po powrocie do domu faktycznie nie zastałam w nim mamy. Jeśli faktycznie o godzinie 17 będzie w domu, to zostało mi jeszcze dużo czasu. Nie wiedząc co mam zrobić, poszłam do łazienki przygotować sobie relaksacyjną kąpiel. Kiedy jedną nogą byłam już w wannie, zawibrował mój telefon. Ciekawość wzięła górę. Osuszyłam mokry fragment ciała i odczytałam wiadomość.

Nieznany numer: To nie wszystko.

Moje przerażenie wzrosło dwa razy bardziej niż ostatnim razem. A co jeśli to nie są żarty? A jeśli ktoś mnie prześladuje? Mam komuś o tym powiedzieć? Ale komu? Mamie nie powiem, bo pewnie wzięłaby to zbyt poważnie, a o Olivii i Lily nawet nie myślę. Są naprawdę dobrymi przyjaciółkami, jednak jeśli cokolwiek bym im powiedziała, następnego dnia cała szkoła już by o tym wiedziała. Jaką miałabym wtedy opinię? Wszyscy sądziliby, że jestem dziwaczna i nienormalna. Mówią, że nie masz się przejmować tym, co inni o tobie myślą, jednak mnie bardzo interesuje zdanie znajomych. Dobra. Jeśli ta sytuacja powtórzy się jeszcze kilka razy, dopiero wtedy zacznę się tym przejmować. Na razie szkoda zawracać sobie tym głowy. Rose, nie myśl o tym. Nie myśl. Zrelaksuj się.

Mama już długo nie przychodziła. Właściwie spóźniała się trzy godziny. Żadnego smsa z poinformowaniem o jakichkolwiek komplikacjach, nic. Dzwoniłam do niej kilkanaście razy, ale za żadnym nie odbierała. Zaczęłam się już poważnie martwić. Stwierdziłam, że położę się spać. Tak, to najlepsze co mogę zrobić. Jednak na korytarzu znowu zaczęło mi się kręcić w głowie. Dokładnie tak samo, jak w szkole. Nie zdążyłam zrobić kroku, a już runęłam na podłogę. Potem straciłam świadomość. Tym razem znowu słyszałam głosy, ale o wiele więcej. Spośród szumu udało mi się wyłowić parę zdań: ,,Już prawie", ,,Jeszcze tylko trochę". Jednak również tym razem przeważały wołania o pomoc. Były tam również głosy dziecięce, na pewno. Dużo kobiet płakało. Niemowlaki głośno krzyczały. Po paru minutach otworzyłam oczy. Wszystko było zamglone, siedziałam na ziemi, przynajmniej tak mi się wydaje. Widziałam tłum ludzi. Ogromny tłum. Kiedy obraz zaczął mi się wyostrzać, poczułam jakby ktoś uderzył mnie w głowę i znowu zemdlałam.

Obudziłam się w moim domu, na korytarzu. W tym samym miejscu, w którym zasłabłam. Na zewnątrz było bardzo ciemno. Spojrzałam na zegarek i mało co, a dostałabym zawału. Były dwie godziny po dwunastej! Jak?! Ostatnim razem gdy TO się zdarzyło, nie minęło nawet pół godziny, a teraz? Coś tu jest bardzo nie tak... Może powinnam pójść do psychologa? I co bym mu wtedy powiedziała? ,,Przepraszam, czasami zdarza mi się zemdleć i mieć dziwne wizjo podobne wyobrażenia. Biorą w nich udział postaci, które widzę pierwszy raz w życiu na oczy i nie rozpoznaję ich twarzy. Aha, no i nieznany numer wypisuje do mnie dziwne smsy". Przecież to brzmi tak realnie *wyczujcie ten sarkazm*. Pewnie od razu wypędziłby mnie ze swojego gabinetu twierdząc, że jest psychologiem, a nie cudotwórcą. Zresztą... Właściwie, to sama bym tak powiedziała.

W kuchniwszystko pozostało nienaruszone i w takim stanie, w jakim ją zostawiłam.Wywnioskowałam z tego, że mamy nadal nie ma w domu. Zaniepokoiłam się jeszczebardziej, ale w nocy nic nie zdziałam. Chcąc uporządkować myśli ,położyłam sięspać – tym razem bez żadnych przeszkód.     

∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞ 

Dziękuję wszystkim za dalszą motywację do pisania <3

Pozdrawiam moją mamę i @MsrMalfoy143

Co do rozdziału - 830 słów z czego jestem mega dumna :D

Gwałtowny wzrost długości rozdziałów przepowiadam, radujcie się xd Ale za to nie będę ich już wstawiała codziennie, jak do dzisiaj. Jednak nie martwcie się, i tak będą się pojawiać często ;) 

Do zobaczenia w takim razie za kilka dni :)


Jedyna [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz