12

100 10 0
                                    

- Jak mogliśmy tak łatwo dać się złapać?! Gdybyśmy tylko zdążyli dotrzeć do bazy... – przez te pewnie nieprzemyślane słowa, które wypowiedział Luke, poczułam się zawstydzona i zakłopotana. To teoretycznie przeze mnie tak wolno biegliśmy. Pewnie gdybym schowała się w jakiejś lepszej kryjówce w pobliżu magazynu, a chłopak by mnie zostawił i pobiegł dalej, zawiadomiłby resztę i byłby bezpieczny razem z resztą mieszkańców wioski, to nikogo by nie złapali, ewentualnie mnie. Akurat ja nie jestem ważna w przeciwieństwie do niego. Żałuję, że nie wpadłam na ten pomysł wcześniej, gdy uciekaliśmy.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, chociaż raczej tak go nazwać nie można, aby spojrzeć co robi Luke. Okazało się, że śpi. Widocznie dosyć długo byłam zamyślona i nawet nie zauważyłam kiedy zdążył się położyć. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Za oknem było bardzo ciemno, a mój organizm potrzebował snu. Też mogłam iść w ślady mojego towarzysza i zasnąć, ale wiedziałam, że nie zdołałabym tego zrobić. Byłam rozbudzona, a poza tym było niemożliwie zimno. Zamarzłabym. Nie wspominając o niewygodnych pryczach, które były tylko kawałkiem kamienia zawieszonym na dwóch łańcuchach. Podeszłam do zakratowanego okna i spojrzałam w gwiazdy.

Zaczynało być jeszcze zimniej. Na poważnie zaczęłam się martwić o Luke'a, miałam nadzieję że jego organizm jest wytrzymały i nie zamarznie. W przeciwieństwie do mojego. Czułam, jak moje palce drętwieją. Chwilę później nie mogłam już nimi ruszać. W stopach czułam nasilające się mrowienie. Zakręciło mi się w głowie i moje ciało już przechylało się do tyłu, kiedy nagle zobaczyłam coś, na co moje oczy gwałtownie otworzyły się i rozszerzyły, przez co miały pewnie kształt pięciozłotówek. Pod oknem, między dwoma kamieniami z których zbudowane były lochy wystawał malutki listek, który był koloru jaskrawozielonego. Biła od niego żółta poświata. Kucnęłam i lekko go musnęłam, kiedy nagle nie czułam już odrętwienia, bólu, ani mrowienia. Dotknęłam roślinę jeszcze raz i poczułam bijące od niej ciepło. Opuszki moich palców zaczynały się rozgrzewać. Stopniowo gorąco przechodziło przez moje dłonie, potem całe ręce, aż dotarło do serca. Reszta ciała momentalnie przestała być zimna.

Byłam tym zaskoczona i nie miałam pojęcia, co robić. Postanowiłam więc obudzić Luke'a. Trudno, wyśpi się innym razem. Szturchnęłam go lekko, a on gwałtownie odskoczył ode mnie.

- Oparzyłaś mnie! – szepnął z wyrzutem, a następnie spojrzał na moje ręce. Jego mina momentalnie zmieniła się na zaskoczoną, jego oczy rozmiarem zapewne dorównywały już moim. Nic więcej nie dodał.

Byłam nie mniej zaskoczona niż on, nie miałam jednak czasu się nad tym wywodzić. Odwróciłam się z powrotem do listka, który zdążył zamienić się już w łodygę z wieloma innymi liśćmi. Nie miałam pojęcia kiedy roślina zdążyła się tak rozwinąć. Nagle zobaczyłam, jak z łodygi wypływa żółta woń i momentalnie mnie owija. Zamknęłam oczy na dłuższą chwilę, a gdy je otworzyłam, poczułam się jakbym była w nie swoim ciele. Coś mną sterowało. Nie miałam własnej woli. Postanowiłam mimo wszystko zaryzykować i oddać się całą sobą tej magicznej sile. Moje ciało podeszło do ściany pod oknem i delikatnie wzięło do ręki jeden z listków rośliny. Następnie zaczęło go rozciągać, aż zrobił się bardzo długi i położyło go na ziemi tak, że koniuszkiem dotykał ściany. Potem moja dłoń zaczęła palcem rysować po kamieniu linię dochodzącą aż do krat okna. Odsunęłam się i rozluźniłam. Nic już nie sterowało moim ciałem. To było bardzo dziwne i wyczerpujące uczucie. Luke patrzał na wszystko z osłupieniem ciągl w tej samej pozie, w jakiej wyskoczył z łóżka. Nie dziwię mu się.

Wyostrzyłam wzrok i przyjrzałam się linii, którą przed chwilą narysowałam. Zaczynała powoli nabierać żółtego koloru. Po paru sekundach nie trzeba było specjalnie się przyglądać, aby zauważyć słoneczny odcień nieco się mieniący. I w tym momencie zobaczyłam coś, co zdziwiło mnie najbardziej ze wszystkich rzeczy które dziś mnie w jakikolwiek sposób zaskoczyły. Linia owijała się wokół jednej z krat, a ta zaczęła się topić. Podeszłam bliżej okna i dotknęłam następnej z krat. Jeszcze zanim zetknęła się z moimi palcami, już krople szarawej wody spływały po kamieniach. Ale ja chciałam zrobić to jeszcze szybciej. Skumulowałam całą swoją energię, której zresztą niewiele mi już zostało, ale wystarczająco, żeby pokonać tę przeszkodę i momentalnie ją wypuściłam, a cała ściana od strony zewnętrznej zamieniła się w wodę i opadła z pluskiem na ziemię. Teraz czułam się wyczerpana, jak jeszcze nigdy dotąd, ale wiedziałam że musimy odejść na bezpieczną odległość. Po usłyszeniu odgłosów jakiś mężczyzna w stroju policyjnym bez wahania do nas podbiegł i karabinem wymierzył cios w naszą stronę. Nie zastanawiał się długo. Strzelił. Srebrny pocisk leciał w moją stronę. Ten facet musiał długo ćwiczyć, kula leciała w stronę mojego serca. Szybko skumulowałam ostatnie resztki energii które mi zostały i popchnęłam kulę ciepła w stronę pocisku, a ten roztopił się parę centymetrów przed moim ciałem. Machnęłam ręką w stronę policjanta, który odleciał na kilkanaście metrów w tył niestety nie uderzając o nic głową po drodze. Będzie żył. A szkoda.

Biegliśmy ile sił w nogach przed siebie, Luke ciągnął mnie za rękę, bo trochę nie nadążałam. Przeskoczyliśmy przez ogrodzenie i przebiegliśmy jeszcze kilkadziesiąt metrów, kiedy w tyle usłyszeliśmy syreny. Było mi strasznie słabo. Wiedziałam, że nie dam już rady. Zemdlałam.

∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

Także tak... Chciałam was bardzo przeprosić, ponieważ zapowiedziałam ten rozdział na poprzednią sobotę, a dodałam teraz...

Za to w nagrodę będę dodawać teraz rozdziały R E G U L A R N I E we wtorki i piątki ok. godz. 20/21

Ten rozdział ma 857 słów, także trzymajcie kciuki, żeby liczba słów się utrzymywała w każdym następnym rozdziale. 

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i wyświetlenia i tradycyjnie zapraszam do promowania mojej książki znajomym ;x

Jedyna [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz