15

79 11 1
                                        

Obudziłam się i powoli podniosłam do pozycji siedzącej. Musiałam być ostrożna, aby nie spaść z posłania. Bardzo bolał mnie kark i plecy. Zaczęłam je rozmasowywać, a w międzyczasie zerknęłam szybko w miejsce, w którym miał spać Luke. Byłam jeszcze zaspana, ale coś zwróciło moją uwagę. Obróciłam się ponownie i dostrzegłam, że go tam wcale nie ma. Nie ma go! Teraz byłam już maksymalnie rozbudzona.

Siedziałam drugą godzinę nie ruszając się z miejsca. Nie wiedziałam co robić. Słońce już dawno wzeszło. Nie chciałam się nigdzie ruszać, bo kompletnie nie miałam orientacji w otoczeniu i nie miałabym bladego pojęcia w którą stronę iść. Ciągle tylko siedziałam i zadręczałam się myślami. Tak długo nie wracał... Co mu się stało? Może jakieś dzikie zwierzę go dopadło? Albo nie wiedział jak wrócić? Albo...

Od parunastu minut w głowie miałam najczarniejsze scenariusze śmierci Luke'a. Siedziałam z podkulonymi nogami i owiniętymi wokół nich rękami. Na każdy szmer lub szelest gwałtownie odwracałam głowę w tamtą stronę, z której on dobiegł. Niestety, ani jeden nie świadczył o przyjściu mojego towarzysza.

Zaczęłam płakać. Właściwie to nie był płacz, a ciche skomlenie. Moje nogi już dawno zdrętwiały. Powoli zaczynał doskwierać mi głód, jednak prawie w ogóle go nie czułam. Oprócz potrzeby pożywienia się wszystkie inne moje potrzeby były zaspokojone – nie było mi zimno, moja higiena była w znośnym stanie. W środku czułam jednak pustkę. W ogóle sobie nie wyobrażałam, co by było, gdyby Luke już nie powrócił.

Wtem nagle coś głośniej zaszeleściło. Byłam pewna, że to on, a jednak się myliłam. Z krzaków wyłonił się niedźwiedź. Tak, niedźwiedź. Nie był na szczęście dużych rozmiarów, jednak małych również nie. Mogłabym go chyba nazwać przeciętnym. Na początku nieruchomo siedziałam na swoim miejscu, po czym ocknęłam się i zaczęłam myśleć trzeźwo. Momentalnie uspokoiłam swoje emocje i opanowałam płacz. Na przeżycie miałam tylko jeden pomysł, miejmy nadzieję, że nie będę musiała improwizować...

Na szczęście zwierzę nie widziało dokładnie mojego posłania, ponieważ częściowo zasłaniał je pień drzewa. Bardzo powoli zaczęłam obniżać się do pozycji leżącej i szczelniej przykrywać się gałęziami. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, nie powinien mnie zauważyć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Uwaga, jeśli aktualnie coś jesz, zalecam to odłożyć, przełknąć i dopiero wtedy czytać dalej. Nie wracaj do konsumpcji przed zakończeniem rozdziału.

PS Rada ta dotyczy osób wrażliwych lub takich, które nie chcą, żebym obrzydziła im jedzenie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~  

Gdy byłam już tak opatulona, że widziałam niedźwiedzia tylko przez małą szparę, zaczął się zbliżać do miejsca, w którym się znajdowałam. Znieruchomiałam i zamknęłam oczy. Wstrzymałam oddech. Teraz mogłam słyszeć jedynie jego kroki. Miś chwilę powęszył, po czym się odwrócił i spokojnie, bez pośpiechu, poszedł w tylko sobie znaną stronę. Gdy zniknął za drzewami, odetchnęłam głośno i odczekałam chwilę. Następnie zdjęłam z siebie wszystkie gałęzie, po czym znowu coś za mną zaszeleściło. Odruchowo z powrotem zaczęłam się osłaniać, gdy zobaczyłam że to był Luke. Moje oczy wypełniły się łzami. Zeskoczyłam z drzewa, żeby go objąć, jednak nie zdążyłam tego zrobić, gdyż nagle głośno syknął. Wtedy spojrzałam na jego lewą rękę. Na dłoni miał dosyć głębokie draśnięcie pazurem, ale nie mogło się ono równać z tym, co zobaczyłam na jego przedramieniu. Właściwie to nie tylko na przedramieniu, bo głęboka szrama sięgała aż do bicepsa. Coś musiało go mocno skrzywdzić, ponieważ rana przebijała się przez mięso, a w niektórych miejscach sięgała nawet kości. Cała ręka była zakrwawiona. Otworzyłam szeroko oczy i kierowałam wzrok to na jego twarz, to na rękę. Z jego miny można było wyczytać wszystkie emocje, które mu towarzyszyły. Na początku starał się je kryć, jednak potem sobie odpuścił, bo zabierało mu to zbyt dużo sił. Na jego twarzy przeważał wyraz niemożliwego i strasznego bólu. Z resztą... Nie dziwię mu się. Ledwo trzymał się na nogach.

Drugą ręką przytrzymywał bluzkę ku górze, tworząc w pewnym sensie koszyk, w którym znajdowały się różne jagody i liście. Jego włosy były posklejane krwią, właściwie to była ona wszędzie. Na ubraniach, na jego twarzy... Przerażało mnie to. Wcale mnie nie brzydziło, najgorsze było to, że miałam ogromną chęć mu pomóc, ale nie wiedziałam jak.

Lekko go pchając, poprowadziłam go w stronę jego posłania. Odwrócił głowę i na mnie spojrzał, a ja nabrałam takiego wyrazu twarzy, który świadczył, że całkowicie wiem co robię. Oczywiście w rzeczywistości było zupełnie na odwrót. Na szczęście uwierzył we mnie i nie martwił się już tak bardzo. Kiedy już usiadł, otworzył usta zapewne po to, żeby zacząć mi wszystko wyjaśniać. Wtedy gwałtownie przyłożyłam swój palec wskazujący do jego ust nakazując mu milczenie. Zdziwiło go to trochę, ponieważ myślał, że właśnie czekam na wyjaśnienie zdarzenia, z resztą zadziwiłam sama siebie, ale posłuchał mnie i potem już nic nie mówił.

Wyjęłam ostrożnie całe pożywienie z jego bluzki, uwalniając tym samym jego drugą rękę. Jedzenie odłożyłam na gałąź, która znajdowała się najbliżej mnie.

Wzięłam niepewnie jego rękę w swoje dłonie i zaczęłam się jej przyglądać. Nie wyglądało to za dobrze, wręcz źle. Bardzo źle. Jeszcze gorzej. Im dłużej się wpatrywałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, jak ma ją zniszczoną. Najprawdopodobniej nabawił się także zakażenia.

Zaczęłam się rozglądać po okolicy licząc na to, że nagle znikąd pojawi się książka z roślinami leczniczymi i ich właściwościami. Albo jeszcze lepiej. Nagle ktoś wyjdzie zza krzaków z odpowiednim kwiatem wyjaśniając mi po kolei, co robić.

Niestety, jak było do przewidzenia, nic podobnego się nie wydarzyło. Wiedziałam o właściwościach leczniczych roślin tak dużo, jak łysy o grzebieniu. Nagle zalała mnie fala pewnego uczucia. Właśnie uświadomiłam sobie, że jesteśmy bezradni. Luke przyszedł do mnie z prośbą o pomoc, byłam jego jedyną nadzieją. I co? Okazało się, że ja również nie jestem w stanie mu pomóc.

Nagle jego oczy zaczęła spowijać dziwna mgła. Gadał od rzeczy. Nie poznawał mnie. Wiedziałam już czego są to oznaki. Śmierci.

∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

Przepraszam was za kończenie rozdziału w tak tragicznym momencie, ale na szczęście dalsza część pojawi się w piątek około godz. 22

Dziś rozdział razem z dopiskiem w środku miał 930 słowa! #NajdłuższyRozdziałWŻyciu Dlatego też przerwałam w takim momencie :v

Jeśli dotarłeś już tutaj, zostaw po sobie ślad ;)

A tak btw to mam już mniej więcej pomysł na drugą książkę, mam nadzieję że pojawi się zaraz po skończeniu tej, także trzymajcie kciuki!

Jeśli interesuje was ile rozdziałów zamierzam zrobić, to myślę, że gdzieś ok. 26/7 (oczywiście razem z tymi, które już są), więc zbliżamy się do końca książki ;)

Jedyna [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz