14

87 12 1
                                    

Jeśli kiedykolwiek ktokolwiek spotka na swojej drodze Luke'a, to nigdy, ale to przenigdy nie zgadzajcie się na jego pomysł. No chyba, że ma uratować wam życie. Ale tylko wtedy. W takiej kolejności rzeczy niestety byłam zmuszona się zgodzić.

Nie zamierzam tłumaczyć ,,planu B" wymyślonego przez Luke'a, po prostu opiszę co się po kolei wydarzyło.

Mój towarzysz, chociaż wcześniej wytłumaczył mi swoją myśl, i tak krok po kroku instruował mnie później co mam robić. Najpierw podeszliśmy do skraju drogi i schowaliśmy się za drzewami najbliżej niej. Żaden z przechodzących policjantów nas nie zauważył, a przynajmniej mieliśmy taką nadzieję. Po długim oczekiwaniu z daleka nadchodził chuderlawy i trochę zgarbiony człowiek. Miał na sobie mundur policyjny. Na plecach widniał mały plecaczek ze wzorem moro i z którego bocznej kieszeni wystawała dwulitrowa butelka wody. Świeżej, czystej wody. Powoli zaczynała mnie otumaniać dzika chęć zdobycia napoju, ale w ostatniej chwili się opanowałam. Stwierdziliśmy wspólnie, że ten facet nadaje się idealnie. Domyśliliśmy się, że raczej dopiero zaczynał pracę u królowej. Można to wywnioskować po jego drobnej posturze.

Trzeba było wziąć się w garść, nie można przepuścić tak idealnej okazji. Nie może nam przelecieć przed nosem.

Kiedy mężczyzna zbliżył się na odległość około dziesięciu metrów, wyszłam spokojnym ruchem z krzaków, otrzepałam się z gałęzi i liści, wyprostowałam się i zimnym wzrokiem spojrzałam na policjanta. Z bliska wyglądał jeszcze mizerniej. To dobrze.

- Proszę zejść z drogi – prostując się rozkazał mi próbując naśladować ton nie znoszący sprzeciwu. Pisząc ,,próbując" miałam na myśli, że mu się to nie udało.

- Jak śmiesz odezwać się pierwszy? I jeszcze mi rozkazywać! Zastanów się pierw kto przed tobą stoi, czyżbyś mnie nie poznawał?! – odparłam oburzonym tonem zachowując kamienny wyraz twarzy. Tak wczułam się w moją rolę, że opuszki palców zaczęły strzelać iskrami, ale na szczęście szybko je ugasiłam.

- A kim niby pani jest, żeby w taki sposób zwracać się do służby? – zapytał, tym razem bardziej zaciekawionym tonem.

- Otóż wstydź się! Wstydź się! Jak śmiesz?! Ty... ty niegodziwy... Jak możesz nie poznawać swojego pracodawcy?! Swojej władczyni?! Swojej królowej! – teraz już krzyczałam.

I w tym momencie Luke niemożliwie cicho, płynnie i zgrabnie wyszedł z krzaków i zaczął się podkradać do faceta. Już sięgał po butelkę, gdy niespodziewanie mężczyzna upadł na kolana i zaczął mnie przepraszać. Mój towarzysz teatralnie przewrócił oczami i schylił się, ponawiając próbę.

- Pani! O, pani... Przepraszam! Ja... ja nie wiedziałem... Ja... ja... tak mi przykro. Pani, tylko niech pani mnie nie karze! Niech pani mnie nie zwalnia, muszę wykarmić rodzinę! Żonę, dwóch synów i dwie córki... Błagam, niech pani się jeszcze zastanowi... Niech pani się na mnie nie gniewa!

Zdziwiłam się nieco jego reakcją, chyba zbyt dobrze udałam złość. Na szczęście nie zauważył zmiany wyrazu mojej twarzy, gdyż całował moje buty.

- Powstań, nie maż mi się tutaj – rozkazałam, a on posłusznie podniósł się do pozycji stojącej. – To miała być próba. Zamierzałam sprawdzić, jak zareagujecie i jak zachowujecie się na służbie. Gratuluję, udało ci się. Nie zwolnię cię. Muszę jeszcze coś dodać. Nie waż się opowiadać o tym innym z pracy, ponieważ ich również chcę przetestować. Ruszaj dalej i nie odwracaj się.

Policjant odszedł tak szybkim krokiem, że wyglądało to jakby biegł. Cóż, nie dziwię mu się. Od razu schowałam się z powrotem za drzewem, jeszcze tego by brakowało, żebym musiała odstawiać drugą taką scenkę przed następnym.

Po oddaleniu się z krzaków wyłonił się Luke z butelką w dłoni. Podał mi ją, a ja odkręciłam zakrętkę i napiłam się. Miałam mały problem z otwarciem, skąd wywnioskowałam, że otworzyłam ją jako pierwsza. Mój towarzysz nie musiał na mnie poczekać, mógł napić się od razu. Nie zrobił tego. Dał mnie jako pierwszej. To miłe z jego strony. Nawet bardzo.

Po wypiciu niecałej połowy butelki oddałam ją Luke'owi. Zapytał się mnie, czy może wypić do końca, a ja przytaknęłam. Tyle mi wystarczyło, a mężczyźni potrzebują większego nawodnienia od kobiet.

Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej. Do zmierzchu ani razu się nie zatrzymywaliśmy. Mój towarzysz ciągle zachęcał mnie i dodawał motywacji do kontynuowania drogi bez przystanków. Dopiero gdy słońce zaszło za horyzontem znaleźliśmy specyficzne drzewo z idealnie ułożonymi gałęziami, aby zrobić na nich posłanie. Każdy robił swoje. Luke czasami trochę mi pomagał, ale w większości sama dawałam radę. Kiedy obydwoje już leżeliśmy, mój towarzysz się do mnie odezwał.

- Hej, śpisz już?

- Nie, a co?

- Chciałem ci powiedzieć, że bardzo dobrze wczułaś się w rolę królowej. Masz całkiem niezłe umiejętności aktorskie.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć, nigdy nie umiałam przyjmować komplementów, a ten ewidentnie był jednym z nich. Zamiast podziękować, czy coś w tym rodzaju, po prostu leżałam cicho i udawałam, że śpię. Po dłuższej chwili oczekiwania na odpowiedź, Luke odezwał się ponownie:

- Dobranoc.

Potem nic już nie powiedział, wywnioskowałam więc że śpi. No albo ewentualnie patrzy w gwiazdy tak, jak ja teraz. Ewentualnie. Po godzinie ja również trafiłam w objęcia Morfeusza.

∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

Wattpad trochę inaczej liczy słowa niż Word, więc na Wattpadzie wyszło ich 788, a w Wordzie 802, więc można to liczyć jako 800, prawda? :)

Nie mam pojęcia, co jeszcze dopisać w tej notatce pod rozdziałem, więc po prostu podziękuję za wszystkie wyświetlenia i gwiazdki ;)

Jedyna [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz