19

75 10 0
                                    

Na szczęście Luke nie przychodził już do mojego pokoju. Dlatego mogłam być już przebrana w odpowiednie ciuchy i siedzieć przed oknem. Obserwowałam jak cała wioska przygotowuje się na atak. Dosłownie wszyscy, nawet dzieci. Oczywiście te zupełnie małe zostały w domach i opiekowało się nimi parę kobiet.

Słyszałam jak mój przyjaciel cały czas chodził po domu. Raz w jedną, a raz w drugą stronę. Zastanawiałam się co mógł robić, ale nie chciałam mu przerywać. Ciągle wyczekiwałam momentu, w którym w końcu mieszkańcy opuszczą Denver, a gdybym zapytała Luke'a, dlaczego ciągle chodzi, mogłoby się to bardzo przedłużyć.

Jak można tak długo się zbierać? Ja się przebrałam i koniec. Załatwiłabym tą ich całą królową w dwie sekundy kilkoma machnięciami ręki, ale oczywiście nie chcą mnie ze sobą wziąć! Zamierzają wszystko załatwiać sami, obrzydliwi egoiści... Wszyscy idą, tylko ja mam zostać tak? No to jeszcze zobaczymy...

Po dwóch godzinach czekania w końcu zaczęli się zbierać w centrum, na czymś zastępującym plac. Zasłoniłam rolety, żeby mniej rzucać się w oczy i mogłam widzieć co dzieje się na zewnątrz tylko dzięki wąskiej szparze. Jednak ona całkowicie mi wystarczyła.

Kiedy wszyscy już stali i przestali rozmawiać, na plan wkroczył wielki, wszechmogący i władający wszystkim co się rusza Luke! Pf... No tak, a któżby inny? Miałam go już naprawdę dość.

Uchyliłam okno, żeby usłyszeć chociaż coś.

- Więc mężczyźni idą... a kobiety... z dziećmi. W przypadku niebezpieczeństwa musimy... – słyszałam naprawdę niewiele. Ciche rozmowy zagłuszały mi przemowę Luke'a. A zresztą... Po co ja tego słucham? Niech sobie mówi, rozkazuje, ja i tak podążam własną ścieżką.

Po kilkudziesięciu minutach, co w mojej głowie było wiecznością, w końcu zaczęli ustawiać się w nieznany mi szyk. Po chwili wyszli z wioski, a kiedy straciłam z oczu ostatnią osobę, wyszłam z pokoju. Pociągnęłam za klamkę i... przypomniałam sobie, że Luke zamknął mój pokój. Wulgaryzmy same nasuwały mi się na język. Rozejrzałam się rozgniewana po pokoju. W oczy rzuciło mi się duże okno, które było moim ratunkiem. Gniew ustąpił miejsca zdeterminowaniu. Odsłoniłam rolety i otworzyłam szklaną powłokę na oścież. Wyszłam przez nią na dwór na szczęście bez większego problemu. Mój pokój był na parterze, ogólnie cały budynek był parterowy. Zeskoczyłam więc swobodnie z wysokości maksymalnie trzech metrów.

Trochę straciłam na czasie, więc pobiegłam sprintem w kierunku ścieżki, która prowadziła do zamku królowej. Gdy byłam już bliżej, nieco zwolniłam i uważałam, żeby przypadkiem mnie nie zauważyli. Kiedy wyjrzałam zza ostatniego budynku na granicy wioski, ledwo co dostrzegłam tę mimo wszystko dużą grupę, ponieważ znikali już za zakrętem. Szli naprawdę bardzo szybko.

Biegłam obok drogi kryjąc się za drzewami. Niestety bardzo mnie to spowalniało. Nie mogłam sobie pozwolić na odpoczynek.

Zaczynała zbliżać się już noc, a ja byłam bardzo zmęczona. Na moje nieszczęście oni jednak nie planowali się zatrzymywać. Nie mogłam ich zgubić, więc nie pozostało mi nic innego, niż dalsze podążanie za nimi. Mogłam dłużej się wyspać będąc w domu...

*

Słońce zaczynało wstawać. Byłam tak niemożliwie zmęczona, że sama sobie się dziwiłam, że jeszcze nie padłam z wycieńczenia. Nagle, gdy zaczęłam tracić już wszelkie nadzieje, zobaczyłam, że cała grupa skręca w las. Odetchnęłam z ulgą. To było moje zbawienie.

Bez zbędnego myślenia, na resztkach sił, znalazłam odpowiednie drzewo i wdrapałam się na przedostatnią najwyższą gałąź. Nie traciłam czasu na przygotowywanie sobie posłania, tylko zwyczajnie położyłam się na gołych gałęziach i momentalnie zasnęłam. Nie powinni mnie zauważyć, jestem przecież zakamuflowana...

*

Obudziłam się gdy słońce właśnie zachodziło. Spałam cały dzień?! Wstając prawie spadłam z drzewa, ale to drobny szczegół. Po zejściu na ziemię porozglądałam się dookoła siebie. Podeszłam w miejsce, w którym odpoczywali, a raczej... mieli odpoczywać. O nie... Zaczęła ogarniać mnie panika. Chodziłam w kółko i nie wiedziałam co mam zrobić.

Nie było ich.

Pobiegłam jeszcze bez celu wzdłuż ścieżki i przebiegłam może pół kilometra, ale nie było ich. Miałam tak głęboki sen, że nawet nie słyszałam kiedy się pozbierali. Co ja mam do cholery jasnej zrobić?!

Szłam przed siebie bez celu, w końcu kiedyś na pewno ich zobaczę.

Po przejściu paru albo parunastu kilometrów, już sama nawet nie wiem ilu... nagle usłyszałam tętent kopyt. Strach obleciał mnie całą. Byłam przerażona. Na konie mogli sobie pozwolić tylko wysłannicy królowej. A że potrzebny mi był w tej chwili dość szybki transport... Cóż... Nie mogłam nie skorzystać.

Stanęłam na środku drogi, a policjant zatrzymał konia nieco zdezorientowany. Ja bez wahania, nie czekając i bez chwili zastanowienia, bardzo szybko zabrałam trochę z zasobów mocy, którą posiadałam, a że ostatnio często jej nie używałam, miałam jej w sobie bardzo dużo.

O dziwo nawet taka mała porcja wystarczyła, aby jednym machnięciem ręki zwalić ze zwierzęcia opasłego i nie mającego pojęcia co się dzieje, policjanta. Byłam z siebie bardzo zadowolona.

Sam koń natomiast chyba zrozumiał z kim ma do czynienia, bo potulnie zniżył głowę jakby mi się... kłaniając? Hm, miło z jego strony. Podszedł do mnie, a ja płynnie na niego weszłam. Parę lat temu jeździłam konno, więc mam w tej sprawie niemałe doświadczenie.

Policjant zaczął się wybudzać i jeszcze coś wołał, ale ja już tego nie słyszałam, byłam za daleko. Jechałam kłusem, a koń był mi bardzo posłuszny i przyjemnie się na nim jechało. Czasami mówiłam coś do zwierzęcia, jakieś proste zdania, a on niezauważalnie kiwał głową jakby chciał mi dać do wiadomości że... mnie rozumie?

∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

Dziś 856 słów, więc myślę że tak przeciętnie. Mam już plan na koniec książki, także nie zdziwcie się, ponieważ powinien on nastąpić za 3-4 rozdziały. Nie martwcie się jednak, bo mam w planach napisanie następnej, po trochę większej przerwie ;)

Następny rozdział tradycyjnie w piątek o godz. 21/22

Nie wiem co jeszcze dodać, więc pozdrawiam wszystkich, którzy to czytają xd

Do zobaczenia w piątek ;)

Jedyna [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz