Dylemat

6.9K 1K 417
                                    

Gdy doszli na miejsce, przeciskając się przez zatłoczony korytarz, Sherlock oparł się o kuchenny blat i zaczął obserwować buszującego po szafkach Johna.

– Trzymaj – powiedział z uśmiechem blondyn, wręczając Sherlockowi szklankę z colą. – Dałem słowo pani Hudson i zamierzam go dotrzymać – dodał, kiedy Holmes przyglądał się zawartości naczynia.

– Nie musisz mnie pilnować.

– Nie martw się, nie zamierzam. Chcę żebyś się dobrze bawił.

Brunet spojrzał w kierunku salonu pełnego imprezowiczów i skrzywił się odrobinę.

– Nie jest chyba tak źle, nie? – kontynuował John, upiwszy łyk swojego napoju.

– Ujdzie – mruknął Sherlock.

„Rozmowny, nie ma co" – stwierdził w myślach Watson.

W tym samym momencie do pomieszczenia wpadł jak burza Frank.

– A tu jesteś! – wydarł się, kiedy tylko dostrzegł Johna, który obrzucił go pytającym spojrzeniem. – Sara właśnie przyszła – oznajmił rudzielec.

Blondyn zerknął na swojego korepetytora, najwyraźniej rozważając coś w głowie, co zdradzała jego niepewna mina. Po szybkiej wymianie myśli, zwrócił się do Sherlocka:

– Zaraz wracam, ok?

– Dobra. – Holmes starał się zachować obojętność w głosie, co John najwyraźniej kupił, bo klepnął go w ramię z radosnym wyrazem twarzy i rzucił "super", po czym zniknął za rogiem. Holmes wziął większy łyk coli i usiadł na jednym z krzeseł, ustawionych przy prostokątnym stole. Z salonu dochodziła głośna muzyka i przebijające się przez piosenki wybuchy entuzjazmu rozbawionych gości. Zwiastowało to rozpoczęcie durnych konkursów, głównie ograniczających się do spożywania alkoholu na czas. Holmes westchnął pod nosem, odwracając się plecami do hałasów wydobywających się z salonu. Głośne "Lary! Lary!" skandowane przez jedną część, próbowano przekrzyczeć, wołając imię jego konkurenta.

– Sam! Dajesz, Sam!! Pij, pij, pij!!

Sherlock zerknął w kierunku, w którym poszedł John, w nadziei, że ten wróci i wybawi go od towarzystwa rozwrzeszczanych uczniów. Niestety, w zasięgu wzroku nie było Watsona. Za to pojawił się Henry, który ku nieszczęściu Holmesa skierował się w jego stronę. Brunet odwrócił wzrok, zajmując się swoim piciem.

– No Holmes, John cię już zostawił? – rzucił z szyderczym uśmiechem, siadając obok niego.

– Daruj sobie – burknął w odpowiedzi brunet, posyłając mu lodowate spojrzenie.

– Chyba możesz już iść do domu. Johnny będzie dość zajęty Sarą, a ja nie chcę na imprezie psychola, więc...

Holmes odstawił szklankę z cichym stuknięciem.

– Nie prosiłem się o przebywanie w takim towarzystwie i nie myśl, że sprawia mi to przyjemność – odrzekł, patrząc mu prosto w oczy.

– Ani ja, no ale John ma miękkie serce i widać ulitował się nad tobą. Zresztą, pewnie nie bezinteresownie. – Chłopak zmierzył Holmesa wzrokiem. – A tak w ogóle to co chcesz od niego w zamian za lekcje chemii?

– Nie twoja sprawa.

– Martwię się o kumpla – odparł z udawaną troską.

– Jasne, tak samo się martwisz, jak twoja siostra potrafi logicznie myśleć. Ale to chyba u was rodzinne, prawda?

Henry zmarszczył groźnie brwi i podniósł się gwałtownie.

– Nie waż się obrażać mojej rodziny, świrze!

– Nie obrażam, tylko stwierdzam fakty. Na zajęciach Samy?... Dolly?, a nie... Sally, nie grzeszy inteligencją, a tlenione loczki i mini spódniczki nie zrekompensują jej ubytków w wiedzy. Chociaż najwyraźniej to nie przeszkadza dziewięćdziesięciu trzem procentom chłopaków z naszej szkoły, z którymi się umawia.

– Chcesz powiedzieć, że moja siostra jest pusta i się puszcza?!

– To ty to powiedziałeś.

***

John dostrzegł Sarę, stojącą z koleżankami przy wejściu na taras.

– No stary, trzymam kciuki – rzucił Frank, zaciskając demonstracyjnie palce.

Blondyn wziął większy wdech i podszedł do dziewczyny. „ No dobra, John, nie schrzań tego" – pomyślał.

– Cześć, Saro.

– Och, cześć, John.

Koleżanki Sary zaczęły szeptać coś między sobą i chichotać po cichu.

– No to my idziemy się czegoś napić – rzuciła jedna z nich i cała trójka oddaliła się w głąb pokoju.

– Gratuluję wygranej. To był świetny mecz. Twoje podanie uratowało wynik – zaczęła Sara.

– Dzięki. To zasługa całej drużyny. – Potarł nerwowo kark. – Ładnie wyglądasz – rzucił przejeżdżając szybko wzrokiem po sylwetce dziewczyny.

– Dziękuję. – Uśmiechnęła się nieśmiało, poprawiając pasmo kasztanowych włosów za uchem.

– Masz może ochotę...

Watson nie zdążył dokończyć zdania, bo przeszkodził mu Bill, który prawie na niego wpadłszy, rzucił "bójka" i wskazał w stronę kuchni. W pokoju zapanowało ogólne poruszenie.

– Biją się! – zakrzyknął ktoś z tłumu. Na ten sygnał wszyscy zebrani skierowali się w miejsce wspomnianej rozróby. John spojrzał w kierunku zbierającej się grupki ciekawskich.

– Co się stało? – zapytał kolegi.

– Nie wiem. Chodź – odpowiedział Bill.

– Gdzie Sherlock? – dodał z niepokojem, próbując znaleźć wśród zebranych Holmesa.

Bill wzruszył tylko ramionami.

„Kuchnia. Sherlock... O nie" – przeszło mu przez myśl, kiedy przedzierał się przez zatłoczony korytarz.

~~~~~~

Dziękuję Wam za komentarze i głosy, które bardzo motywują do pisania. ^^ Nie sądziłam, że ten fanfik będzie miał takie "powodzenie" (że w ogóle jakikolwiek mój ff będzie miał). ;)


Sherlock: Korepetycje z MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz