Pod kluczem

6.2K 949 294
                                    

John przez całą drogę wpatrywał się w przesuwający się za oknem krajobraz, widocznie czymś się zamartwiając. Zajechali na komisariat, gdzie zaprowadzono ich do jednego z pokoi przesłuchań.

– Tylko niczego nie kombinuj. Zadzwonię do twojego brata – oznajmił Lestrade, otwierając drzwi i wprowadzając ich do środka.

– No, oczywiście – jęknął brunet, opadając z rezygnacją na krzesło. – Znowu będzie prawił kazania – burknął, zarzucając nogi na stół i chybocząc się na krześle z buntowniczym wyrazem twarzy. Policjant westchnął ze zrezygnowaniem, widocznie przerabiając już nie raz taką sytuację i zwrócił się do Johna, który niepewnie obserwował pomieszczenie.

– Musisz podać numery do swoich rodziców, żebyśmy mogli się z nimi skontaktować – polecił, podając chłopakowi kartkę papieru i długopis. Blondyn podszedł do stołu i napisał numer telefonu do swojego ojca.

– Po co ta szopka, Lestrade? – odezwał się nagle Holmes, zauważywszy przygnębiony wyraz twarzy współtowarzysza niedoli.

– Naruszyłeś nietykalność cielesną funkcjonariusza na służbie, to nie są żarty, Sherlocku – odparł poważnym tonem.

– Potknął się i tyle – fuknął, ostentacyjnie zdejmując nogi ze stołu. – Zresztą, to dotyczy mnie. John nie ma z tym nic wspólnego, więc nie widzę podstaw do zatrzymania.

Policjant przewrócił tylko oczami, zabierając kartkę ze stołu.

– Oboje wiemy, że było inaczej. A twój kolega przebywał w miejscu niedozwolonym i musimy poinformować o tym jego opiekunów.

Zerknął na zapisane cyferki i widniejące obok imię oraz nazwisko: Wallace Watson.

– To numer do twojego ojca, tak? – zapytał Lestrade. Blondyn przytaknął. – A numer do matki?

– Zginęła w wypadku – odpowiedział z wyczuwalnym w głosie smutkiem.

– Przykro mi – odparł lekko zmieszany. – Musicie tu posiedzieć, aż nie przyjadą wasi opiekunowie – dodał, a potem zniknął za metalowymi drzwiami. Usłyszeli zgrzyt zamykanego zamka i w pokoju zapanowała cisza. Watson obszedł stół i usiadł na drugim krześle, naprzeciwko bruneta. Nieobecny wzrok utkwiony w szarym blacie był oznaką zamyślenia. Wizja wściekłego ojca majaczyła mu w głowie, wywołując nerwowy odruch zaciskania dłoni w pięści.

– Oni tak tylko gadają. Mycroft wszystko załatwi – odezwał się Holmes, aby przerwać denerwującą ciszę i pocieszyć zestresowanego kolegę.

– Powiedz to mojemu ojcu. Jak się dowie, że wylądowałem na komisariacie, to nie będzie go obchodziło dlaczego – mruknął z osowiałą miną.

– Nie musiałeś iść ze mną – odparł, opierając łokcie na blacie i przybliżając się tym samym do blondyna.

– Nie musiałem – westchnął. – Ale chciałem – dodał, podnosząc wzrok i napotkawszy skupione na jego osobie spojrzenie szaro-niebieskich oczu, uśmiechnął się lekko.

Holmes wyprostował się, poczuwszy, że na jego twarz wpełza fala ciepła. Sam nie wiedział kiedy mięśnie jego twarzy skopiowały niewielki uśmiech jakim obdarował go blondyn.

– A ty nie musiałeś wywalać tego policjanta – dodał John, rozluźniając się nieco. Odchylił się do tyłu, wygodnie wsparłszy się o plastikowe oparcie. Rozprostował zaciśnięte wcześniej w pięści ręce i położył je na kolanach. W pamięci cały czas miał dotyk smukłych palców na swoim nadgarstku. Wpatrywanie się w swoje dłonie, przerwał głos Holmesa.

Sherlock: Korepetycje z MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz