Gwiazdozbiory

7.4K 1.1K 401
                                    

John wybiegł z mieszkania, szukając wzrokiem postaci swojego korepetytora. Burza ciemnych loków mignęła mu za zakrętem.

– Hej! Sherlock! Czekaj! – zawołał, biegnąc w tamtym kierunku. Gdy wypadł zza zakrętu, w ostatniej chwili wyhamował tuż przed postacią bruneta.

– Matko – jęknął, próbując złapać równowagę. Holmes szybkim ruchem pociągnął go do siebie, ratując przed spotkaniem z chodnikiem.

– Dzięki – westchnął, spoglądając w szaro-niebieskie oczy chłopaka. Oczy, które tak jak i cała reszta były bardzo blisko. Zdecydowanie za blisko. Odskoczył od swojego wybawcy czując, że mimo rześkiego powietrza, zrobiło mu się dziwnie gorąco.

– Czemu uciekłeś? – rzucił, żeby przerwać ciszę.

– Nie uciekłem – odparł krótko i odwrócił się na pięcie.

Watson nie dawał jednak za wygraną.

– Mój dom jest w drugą stronę – odparł, zrównując się z idącym w obranym kierunku Holmesem.

– A mój w tę. Do widzenia, John. – Zerknął na niego przez ułamek sekundy i przyśpieszył kroku.

Blondyn westchnął głośno i złapał chłopaka za ramię, odwracając w swoją stronę.

– Nie mogę cię tak odstawić do pani Hudson – odparł, wskazując na skaleczenie przy oku.

– Widać jeszcze nie zrozumiałeś. A myślałem, że jesteś odrobinę mądrzejszy od całej reszty – burknął brunet.

– Niby czego? – zapytał, unosząc pytająco brwi.

– Że ze mną nie warto się zadawać – rzucił, chcąc odejść, ale uchwyt Johna nie zelżał.

– Tak się składa, że lubię mieć własne zdanie. I pozwól, że sam to ocenię. – Uśmiechnął się półgębkiem i puścił ramię chłopaka. Holmes zerknął w dół na wolną rękę. Widocznie rozważał jakąś odpowiedź, i gdy podjął decyzję, spojrzał w niebieskie oczy blondyna.

– Nie musisz udawać, John.

– Udawać?

– Nie zrezygnuję z lekcji. Dałem słowo.

– Czekaj. Ty myślisz, że ja to robię, żeby nie stracić tych głupich lekcji?

„Kurcze, po części ma trochę racji. Na początku, tak było, ale on nie jest taki zły. Nie zasłużył sobie, żeby go tak traktować" – pomyślał.

– Daruj sobie. Wiem co sobie pomyślałeś. Taki z niego żałosny świr, a niech pozna trochę normalnego życia – syknął, przypominając sobie słowa Henry'ego. „Nie robi tego bezinteresownie. Kto by chciał przebywać z takim żałosnym świrem? John nie ma kasy na korki i musi być zdesperowany, że z tobą wytrzymuje. Ale nie myśl, że będzie twoim kumplem. Tacy jak ty zawsze będą sami. Nikt cię nie zechce, Holmes." –Przełknął ślinę, czując rosnącą w gardle gulę.

„Uczucia to słabość. Jesteś inny i oni nigdy tego nie zrozumieją." – Słowa Mycrofta zaczęły mieszać się ze zdaniami Henry'ego.

Sherlock pragnął jak najszybciej oddalić się od Johna, całego zgiełku ulicy. Zamknąć się gdzieś, gdzie będzie sam. W ciszy. Gdzie będzie mógł spokojnie pomyśleć.

– Słuchaj, przepraszam za to co się stało. Nie powinienem cię zostawiać. Nie wiem co ci nagadał Henry, ale przysięgam nigdy tak nie pomyślałem. Fakt, na początku miałem wątpliwości co do naszej współpracy, ale teraz wiem, że niepotrzebnie. Nie jesteś świrem.

Sherlock: Korepetycje z MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz