"Zbrodnia" i kara

5.9K 857 405
                                    

Nie chciał wracać do domu, mając w perspektywie konieczność zakomunikowania ojcu o bójce i spotkaniu z dyrektorem. Gdyby nie to, przejąłby się bardziej szalonym pomysłem poszukiwania mordercy krążącego po Londynie. Myśli jednak skupiły się na możliwie jak najłagodniejszym przedstawieniu sprawy i spodziewanych konsekwencjach.

Słońce powoli zachodziło za budynkami, kiedy wreszcie dowlekł się do domu. Miał nadzieję, że tym razem zastanie ojca trzeźwego, bo mówienie mu o problemach w szkole, w chwili alkoholowego zamroczenia było najgorszą rzeczą jaką mógł zrobić.

Wallace Watson siedział rozparty na kanapie i oglądał jakiś film sensacyjny. Chłopak wszedł do salonu od razu zauważając, że na stole znajduje się szklanka z resztkami whisky na dnie. Nie był to dobry znak, ale jeśli ojciec nie skontaktowałby się z dyrektorem, mogło to tylko pogorszyć obecną sytuację.

– Tato – zaczął, biorąc większy oddech. – Muszę ci o czymś powiedzieć.

Mężczyzna łypnął na niego, z obojętnym wyrazem twarzy.

– Co zrobiłeś? – odezwał się, sięgając po szklankę. Wychylił ostatni łyk trunku, spoglądając na syna z wyczekującym, a zarazem ponurym wyrazem twarzy.

– Pobiłem się z kolegą z drużyny. Dyrektor chce się z tobą spotkać z tego powodu.

Wallace przymrużył oczy.

– Nie mogłeś tego załatwić poza szkołą – burknął. – Myślisz, że nie mam co robić, tylko latać do dyrektora szkoły?! – dodał podniesionym tonem. – Wystarczą mi problemy z twoją siostrą – mruknął pod nosem. – John miał już nadzieję, że konwersacja dobiegła końca, ale ojciec zapytał, po chwili ciszy. – O co poszło?

– Po prostu, pokłóciliśmy się. – Gniewny wzrok mężczyzny sprawił, że sprecyzował wypowiedź odrobinę bardziej: – Miałem inne zdanie na temat pewnej sprawy.

– Bardzo go pobiłeś? – Pan Watson podniósł się nieśpiesznie z kanapy i zbliżył do Johna.

– Nie wiem... Trochę. – Odwrócił wzrok w stronę telewizora. – Straciłem nad sobą panowanie – dodał ze wstydem.

– Jak chcesz wyjść na ludzi, skoro wszczynasz bójkę z powodu jakiejś pierdoły?

– To nie była pierdoła – odparł podniesionym tonem. Nie spodobało się to panu Watsonowi, który złapał go za ramię i mocno zacisnął na nim palce.

– Nie podnoś na mnie głosu – warknął, wzmacniając uchwyt. John starał się zachować opanowanie i nie okazywać przechodzącego przez rękę kłującego bólu.

– Nie chcę więcej słyszeć o żadnych wybrykach i wizytach u dyrektora, zrozumiano?

Blondyn przytaknął. Chwyt rozluźnił się nieco, ale silna dłoń cały czas spoczywała na jego ramieniu, w każdej chwili gotowa do ponownego zaciśnięcia.

– Zapamiętaj, jeżeli już coś robisz, to rób to porządnie – dodał patrząc na syna ze znużeniem zmieszanym z rozczarowaniem. W lekko przymarszczonych brwiach, wciąż czaiła się groźba wybuchu gniewu. Gdy tylko ojciec zabrał rękę, oswobodzony John odsunął się od niego nieznacznie i mruknął:

– Mogę już iść?

Wallace machnął ręką na znak, że zakończył rozmowę i poczłapał do kuchni, jak podejrzewał chłopak, za pewne po kolejną porcję whisky.

***

Siedział przed gabinetem dyrektora, czekając jak na ścięcie. Ojciec powinien zaraz przyjechać. Po dwóch bardzo długich minutach, dostrzegł go w głębi korytarza. Poważna mina i szybki krok zwiastowały, że chciałby jak najszybciej mieć to już za sobą. „Ja też" – westchnął w myślach John, bez słowa podnosząc się z krzesła i wchodząc do gabinetu za ojcem.

Sherlock: Korepetycje z MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz