Razem naprzeciw światu

3.7K 466 250
                                    

Pustka. Kompletna pustka. Rzadko zdarzało mu się nie móc znaleźć słów, ale ta sytuacja należała do tych z gatunku wyjątkowo kłopotliwych. Nie miał pojęcia co powinien powiedzieć. Z jednej strony jego zamroczony umysł w przebłyskach rozsądku kazał mu milczeć, z drugiej zaś chciał znowu poczuć ciepło dłoni Johna na swojej skórze. Cholernie się bał i zarazem pragnął ponownie tego doświadczyć. Błękitne oczy kapitana, wpatrzone w niego z oczekiwaniem, tylko pogarszały jego stan. Zacisnął na kołdrze drżące dłonie, nie chcąc, żeby Watson zauważył jak bardzo się stresuje. Jego pewność siebie zaczęła kurczyć się już w chwili, kiedy blondyn zajął się odpinaniem guzików jego koszuli i roztrzaskała się na drobne, gdy dłonie Johna musnęły jego odsłonięty tors. Przez alkohol krążący mu w żyłach, nie potrafił kontrolować swoich emocji. Nie chciał niczego zepsuć. Zawsze, gdy na czymś mu zależało, wszystko partaczył. Nie miał zamiaru rozklejać się przed Watsonem, ale wspomnienia z dzieciństwa zaprzątnęły mu myśli, wywołując narastającą falę paniki. Poderwał się z łóżka i bez słowa pobiegł do łazienki, prawie wywracając się po drodze.

– Sherlocku?! Wszystko w porządku? – Zaskoczony Watson wpatrywał się w zamknięte drzwi łazienki, starając się zrozumieć co wydarzyło się przed momentem.

Brunet uwiesił się umywalki, próbując zapanować nad trzęsącymi się nogami. Wziął kilka głębszych wdechów, przymykając oczy. Słyszał jak John ponawia swoje pytanie, wyraźnie zaniepokojony jego zachowaniem.

– Tak! – odpowiedział krótko, nie ufając swojemu głosowi na tyle, żeby sformułować dłuższą wypowiedź. Osunął się na zimne płytki, skuliwszy się przy ścianie między prysznicem a umywalką. Mycroft powtarzał mu, że jest wyjątkowy, ale on nie był pewien czy nadal chce taki być. Gdyby mógł być jak jego rówieśnicy, byłoby mu łatwiej. Przyciągnął kolana do klatki piersiowej, chowając twarz w dłoniach. Wspomnienia sprzed lat stanęły mu przed oczami, przywołując najgorsze lęki.

***

Pięć lat wcześniej

Grupka dzieciaków wpatrywała się w niego szyderczo. Zacisnął uchwyt na ozdobnym papierze, w który zapakowany był prezent, przejeżdżając wzrokiem po chłopakach z jego klasy, którym przewodził Sebastian Wilkes.

– Przecież powiedziałeś, że mnie lubisz – odezwał się niepewnie Holmes, patrząc z niezrozumieniem na ciemnowłosego chłopaka, który zaśmiał się w odpowiedzi.

– No co ty?! Żartowałem. Nikt normalny nie zechciałby się z tobą kumplować.

Koledzy ciemnowłosego, jakby na potwierdzenie tych słów, wybuchli śmiechem.

– Ściągaj ciuchy, świrze – rzucił Wilkes,najwidoczniej zadowolony z przebiegu planu.

– Po co? – zapytał, odsunąwszy się od grupki, jak najdalej mógł. Po kilku krokach w tył, natknął się na zimną powierzchnię. Ściana uniemożliwiła mu dalsze wycofywanie się, a drogę do drzwi zagrodzili członkowie bandy. Rozejrzał się po pokoju z rosnącym zdenerwowaniem, próbując znaleźć jakieś wyjście z sytuacji.

– Popływamy – odparł ze złowieszczym uśmieszkiem Sebastian. Holmes usilnie starał się nie okazywać strachu, ale słowa Wilkesa podziałały na niego paraliżująco. Oprzytomniał dopiero, gdy poczuł na ramieniu uścisk dłoni jednego z kumpli Sebastiana.

– Zostawcie mnie! – Starał się wyrwać , ale nie miał wystarczająco dużo siły, aby uciec bandzie Wilkesa. – Puszczajcie! Nie dotykaj mnie! – Desperacko szarpał się, podczas gdy chłopcy zaczęli ściągać z niego ubranie. Miał wrażenie, że serce chce wyskoczyć mu z piersi, dudniąc w uszach i zagłuszając wszelkie inne odgłosy, a skóra pali w miejscach, gdzie miała styczność z niepożądanym, obcym dotykiem.

Sherlock: Korepetycje z MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz