Sekret

6.1K 981 596
                                    

John zastygł w bezruchu, wpatrując się w zamknięte drzwi.

– No, braciszku. – Harriet podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. – Spieprzyłeś sprawę – dokończyła, robiąc przy tym wymowną minę.

Blondyn zacisnął dłonie w pięści, zerkając kątem oka na siostrę. Odepchnął jej rękę i ruszył do swojego pokoju.

Zatrzymał się dopiero w korytarzu i walną pięścią w ścianę. „Co ja narobiłem? Jeżeli Harry ma rację, to... Jeśli on... Muszę z nim pogadać" – pomyślał, starając się opanować emocje. Z dołu dobiegł go odgłos zatrzaskujących się drzwi, świadczący o tym, iż Harry opuściła mieszkanie. Wszedł do łazienki i spojrzał w lustro, wiszące nad umywalką. Zacisnął palce na białej ceramice. Nie mógł dłużej patrzeć na swoje oblicze i spuścił z obrzydzeniem wzrok. „Nie będę taki jak on. Nie chcę być" – powtarzał w myślach, biorąc głębokie wdechy. Nie był w stanie ponownie spojrzeć w lustro, bojąc się, że zamiast swojego odbicia, zobaczy twarz ojca. „Muszę z nim porozmawiać" – stwierdził, przemywając twarz chłodną wodą. „Jeżeli będzie chciał ze mną rozmawiać" – dodał z obawą.

***

Holmes przemierzał ulice Londynu, nie zważając na mijających go ludzi. Chciał jak najszybciej dotrzeć do domu i zamknąć się w swoim pokoju. Słowa Johna wciąż dudniły mu w uszach, nie dając spokoju. Łzy zaschły na policzkach, tworząc niewidoczne słone ścieżki. Beształ się w myślach za swoje zachowanie. Gdyby nie uległ emocjom i nie wyszedł z domu Johna, mógłby chociaż zachować przyjaźń jaką nawiązał z blondynem. „Nie, to nie przyjaźń. Ja nie mam przyjaciół" – poprawił się w myślach. „John był tylko kolegą i nawet to zdołałem zniszczyć." – Poczuł, że do oczy znowu napływają mu łzy. „Może gdybyśmy się dłużej znali, może wtedy byłaby nadzieja, że John zostanie moim przyja..."

– Nie, nie, nie! – Pokręcił mocno głową, jakby chcąc odgonić od siebie niedorzeczne myśli. Swoim zachowaniem wzbudził zainteresowanie idącej z naprzeciwka pary.

– Wszystko w porządku, chłopcze? – zapytała młoda kobieta, przyglądając się mu z niepokojem.

Rzucił im krótkie spojrzenie, wciskając ręce do kieszeni płaszcza i ruszył szybszym krokiem przed siebie. Nie chciał z nikim rozmawiać. Nie chciał myśleć o Johnie. Chciał zapomnieć. Wykasować wszystko z pamięci, tak jak inne niepotrzebne informacje, ale nie potrafił. Zamykając oczy wciąż miał pod powiekami obraz uśmiechającego się Watsona, a w uszach jego dźwięczny śmiech.

Zaprzepaścił szansę, wszystko zepsuł. Tak jak zawsze. To było oczywiste, że John traktował go jako przydatnego kolegę, który zgodził się pomóc mu w chemii. Nie powinien liczyć na nic więcej, ale podświadomie chciał, żeby znajomość z kapitanem szkolnej drużyny rugby nie zakończyła się wraz z końcem korepetycji. Polubił go, można by rzec od pierwszego wejrzenia. Przy nim czuł się inaczej, swobodniej. Nie musiał udawać kogoś kim nie był, a może powinien?

„Samotność mnie chroni" – zaczął powtarzać sobie w myślach, mijając kolejne budynki.

Szedł nie zastanawiając się nad drogą, automatycznie pozwalając nogom nieść się do domu. Zaprzątnięty myślami z początku nie zauważył grupki chłopaków, przyglądających się mu z drugiej strony ulicy. Zaczęli szeptać coś między sobą i po chwili ruszyli w jego kierunku. Wąska ulica, pośrodku starych kamienic, opustoszała. W oddali majaczyły tylko światła przejeżdżających główną drogą samochodów.

Holmes dostrzegł ich, ale nie zawrócił, dumnie brnąc w obranym kierunku. Ogarnęły go złe przeczucia, widząc że grupka rozdzieliła się i część z nich zniknęła mu z oczu. Nie musiał długo czekać na potwierdzenie swojego założenia. Dwójka chłopaków zagrodziła mu drogę, a pozostali stworzyli krąg, otaczając bruneta.

Sherlock: Korepetycje z MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz