Po omacku

4.1K 578 369
                                    

– Taksówka czeka! – rzucił Frank, wyglądając przez okno w salonie.

– Chodźmy – odezwał się John, klepnąwszy Holmesa w ramię, aby wybudzić go z krótkiej drzemki jaką uciął sobie w oczekiwaniu na transport.

Brunet mruknął pod nosem z niezadowoleniem, ale podniósł się powoli z kanapy.

– John! – Chłopak zatrzymał się w progu, słysząc wołającą go Hooper. – Torba! – dodała, biegnąc przez korytarz z torbą Sherlocka przyciśniętą do piersi.

– Dzięki, Molly. – Watson obdarzył ją miłym uśmiechem, odebrawszy własność Holmesa. Widząc lekko chwiejącego się przy drzwiach przyjaciela, postanowił, że sam ją poniesie, więc zarzucił ją sobie na ramię i skierował w stronę stojącej przy krawężniku taksówki. Korepetytor powlókł się za nim. Blondyn wrzucił torbę do środka pojazdu, chcąc pomóc Holmesowi wsiąść, ale ten wybełkotał krótkie „Dam radę" i samodzielnie wgramolił się na siedzenie. John wsunął się za nim, próbując przepchnąć rozłożonego na połowie kanapy bruneta w głąb pojazdu.

– Przesuń się – jęknął, starając się zamknąć drzwi, przy jednoczesnym wciśnięciu się całkowicie na siedzisko zajmowane w większości przez korepetytora.

Kierowca obrzucił ich nieufnym spojrzeniem, ale nie skomentował stanu w jakim znajdowali się jego pasażerowie.

– Dokąd? – rzucił tylko, odwracając się do kierunku jazdy.

– Na Baker Street dwieście dwadzieścia jeden, proszę – odrzekł John, w końcu sadowiąc się wygodnie na skórzanym fotelu. Holmes prychnął niezadowolony z powodu pozbawienia go miejsca do spania. Przycisnął głowę do zimnej szyby, kuląc się w rogu niczym kot szykujący się do drzemki.

Taksówkarz wrzucił pierwszy bieg i pomruk pracującego silnika głośniej wypełnił wnętrze auta. Rytmiczne dźwięki w połączeniu z krążącymi w organizmie procentami podziałały jak kołysanka, wprawiając Holmesa w senny nastrój. Watson obserwował młodszego chłopaka kątem oka, widząc, że powoli morzy go sen. Po dziesięciu minutach Holmes poruszył się odrobinę, przekręcając się twarzą w jego stronę. Z lekko rozchylonych ust od czasu do czasu wydobywał się cichy świst. John mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na śpiącego przyjaciela. Niespodziewanie głowa Sherlocka zaczęła osuwać się z zagłówka i nim Watson był w stanie zareagować, zatrzymała się na prawym barku kapitana. Starszy chłopak niepewnie spojrzał na kierowcę, który był całkowicie zajęty jazdą, po czym wrócił wzrokiem na swojego korepetytora. Holmes, wciąż pogrążony w błogim śnie, mruknął coś niewyraźnie, przysunąwszy się do niego jeszcze bardziej. Ujechali w takiej pozycji jeszcze kilka minut, aż do momentu, gdy na horyzoncie nie wyłoniła się znajoma kamienica.

– Hej, obudź się. Dojechaliśmy – odezwał się blondyn, próbując wzmocnić efekt swoich słów lekkim potrząśnięciem śpiącego za ramię. Holmes otworzył powoli oczy, rozglądając się wokoło. Zapach lawendowego płynu do prania, który uwielbiała używać pani Hudson, mieszał się z wonią alkoholu i czymś jeszcze, co po chwili sklasyfikował jego ospały umysł. Sherlock oderwał głowę od miękkiego materiału i spojrzał w bok. Zamrugał kilka razy, lekko zdezorientowany bliskością Watsona. Blondyn posłał mu mały uśmiech i sięgnął do kieszeni po pieniądze za kurs. Wręczył odmierzoną sumę taksówkarzowi, po czym otworzył drzwi, wpuszczając do ciepłego wnętrza wilgotne, rześkie powietrze. Holmes wysiadł za nim, stając niepewnie na mokrym chodniku. Rzęsisty deszcz tworzył w nierównościach ulicy powiększające się kałuże. John szybko wskoczył na stopień, stając przed wejściem uwieńczonym złotymi cyframi i literą „B".

– Pośpiesz się, bo całkiem zmokniemy! – rzucił, machnąwszy w ponagleniu na kroczącego do celu bruneta. – Masz klucze? – dodał, spoglądając na przyjaciela pytająco.

Sherlock: Korepetycje z MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz