Bez ubrania

3.5K 505 320
                                    

Pokój lekko wirował, gdy ponownie otworzył oczy.

– Sherlocku. – John stał nad nim, przyglądając mu się z konsternacją. – Wstawaj. Chyba nie chcesz spać tutaj? – dodał, wyciągając do niego rękę.

– Czemu nie? – mruknął w odpowiedzi, obracając się plecami w stronę blondyna. Słyszał jak John wzdycha ze znużeniem, po czym kręci się przez chwilę po pokoju, aby w końcu powrócić do pozycji wyjściowej.

– Sherlocku! – zaczął znowu, tym razem głośniej. Brunet jęknął z niezadowoleniem, nakrywając głowę drugą poduszką.

– Daj mi spokój – burknął.

– Uparty jak osioł – zaśmiała się pani Hudson, zaglądając do salonu. – Pościeliłam wam, chłopcy. Macie też czyste ręczniki w łazience. – Przejechała wzrokiem po jej niezapowiedzianych lokatorach i uśmiechnęła się serdecznie. – Bądźcie grzeczni – dodała, posyłając wymowne spojrzenie w stronę Watsona, który odchrząknął, prostując się od razu.

– Dziękujemy, pani Hudson – rzucił, i gdy tylko wyszła z mieszkania, pochylił się ponownie nad Sherlockiem, potrząsając go za ramię. – Wstawaj! Słyszysz mnie?

Brunet fuknął z irytacją w poduszkę, ale odwrócił się w końcu, aby uraczyć przyjaciela lekko nieobecnym spojrzeniem.

– Czego chcesz? – wymamrotał Holmes, podnosząc się na łokciach.

– Zabrać cię do łóżka – odrzekł John, moment później uświadamiając sobie niefortunny dobór słów. Młodszy chłopak uniósł znacząco brwi, próbując skupić wzrok na twarzy kapitana. Blondyn przełknął ślinę, wpatrując się w trzepoczące szybko rzęsy korepetytora, mozolnie przetwarzającego jego słowa. W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza. – W twoim stanie lepiej, żebyś spał na czymś większym i wygodniejszym niż kanapa – odezwał się Watson, starając się naprostować poprzednie sformułowanie.

– Och. – Tylko tyle wyrwało się z ust Sherlocka, zdradzającego wciąż objawy lekkiego skołowania. John uśmiechnął się niepewnie, przejeżdżając ręką po włosach. Holmes przyglądał się mu jeszcze przez chwilę już bardziej przytomnym wzrokiem. Blondyn ponownie wyciągnął ku niemu dłoń. Brunet bez dalszych protestów chwycił ją i pozwolił zaprowadzić się do sypialni. Żaden z nich nie odezwał się ponownie aż do momentu, gdy dotarli do celu. Opadli razem na duże łóżko, zasłane satynową kołdrą w jasnobłękitnym kolorze. Holmes zacisnął palce na miękkim materiale, kiedy John odezwał się, przerywając ciszę.

– No, nie było tak trudno. Chociaż myślałem, że jesteś lżejszy – zaśmiał się, zerkając na towarzysza.

– Ostatnio lekarz mówił, że względem wzrostu mam niedowagę – odrzekł jakby z zawstydzeniem, wlepiając wzrok w dywan pod stopami.

– Hej, spokojnie. Żartowałem – dorzucił kapitan, widząc zmieszaną minę przyjaciela, który nie czekając na dalszy rozwój konwersacji, ściągnął nieporadnie trampki i wślizgnął się na łóżko.

– Dobranoc, John – wymamrotał pod nosem, kładąc głowę na poduszce.

Watson objechał wzrokiem sylwetkę Holmesa, który bezpardonowo zajął miejsce na samym środku łóżka.

– Nie będziesz chyba w tym spał, co nie? – zapytał rozbawiony jego zachowaniem, wskazując palcem na ubranie młodszego chłopaka, który całkowicie nie przejmując się spoczywającym na nim odzieniem, rozłożył się wygodnie na kołdrze. – Mówiłeś, że czasami tu sypiasz, więc musisz mieć jakąś piżamę czy coś? – dodał, podnosząc się z łóżka i podszedł do szafy. Holmes spojrzał na niego, przeciągając się na pościeli.

– Nie sypiam w ubraniu – odparł, opierając głowę na ramieniu.

– No właśnie, więc... – zaczął John.

– Lubię spać nago – mruknął, przymrużając oczy.

Watson zastygł w szoku, zawieszając rękę w połowie drogi do drzwi szafy. Nie dowierzając w to co przed momentem usłyszał, obrócił się w stronę korepetytora z wypisanym na twarzy zakłopotaniem.

– Eeemmm... – Spojrzenie niebieskich oczu powędrowało na młodszego chłopaka, rozciągniętego nonszalancko na środku łóżka. – To ja ten... pójdę się umyć – wydusił z siebie Watson, nie bardzo wiedząc jak zareagować na tę wiadomość. Magnetyczny wzrok Holmesa nie ułatwiał skupienia myśli.

– Druga szuflada – odezwał się brunet, wyrywając kapitana z osłupienia.

– Co? – jęknął, nie będąc w stanie oderwać wzroku od przyjaciela. Zmierzwione i poskręcane od wilgoci włosy kontrastowały z jego jasną cerą, tworząc na głowie dziki chaos. Fioletowa koszula opinała tors, a pobłyskujące w żółtawym świetle guziki przeczyły prawom fizyki, trzymając ją na miejscu. Watson zjechał wzrokiem niżej, na czarne jeansy przylegające do długich nóg Holmesa, oblizując w odruchu wargi, po czym szybko powrócił spojrzeniem na twarz korepetytora.

– Piżamy są w drugiej szufladzie – westchnął Sherlock, kładąc się na plecach i tym samym urywając kontakt wzrokowy z Watsonem.

Po kilku sekundach ciszy, sypialnię wypełnił śmiech Johna.

– To było dobre – rzucił rozbawiony, choć wciąż nie mógł wyzbyć się zdenerwowania, jakie wywołała wcześniejsza wypowiedź korepetytora. Przejechał nerwowo dłonią po karku, czując pod palcami rozgrzaną skórę i szybsze tętno. – Prawie się nabrałem – dodał, otwierając szufladę i wyjmując z niej dwie koszulki i dwie pary spodni.

Holmes utkwił wzrok w guziku mankietu swojej koszuli, marszcząc w skupieniu brwi.

– Ja nie żartowałem, John – odezwał się niespodziewanie z kamiennym wyrazem twarzy.

Blondyn parsknął nerwowym śmiechem, objeżdżając szybkim spojrzeniem sylwetkę przyjaciela.

– Mam nadzieję, że jednak teraz zrobisz wyjątek – odrzekł, usiłując nie wyobrażać sobie Holmesa na środku łóżka we frywolnej pozie, tak jak stworzyła go matka natura. – Przebierz się – dodał, rzucając mu piżamę. – Ja idę do łazienki. – Nie oglądając się na Sherlocka, czmychnął do pomieszczenia obok, znikając za przeszklonymi drzwiami.

Holmes westchnął tylko, zerkając na rząd guzików na swojej koszuli.

– One są takie małe – mruknął, z rezygnacją opadając na poduszkę.

~~~~~~

Wybaczcie, Moi Kochani, tak długą przerwę, ale wena się zbuntowała, dodatkowo problemy zdrowotne, czyli standardowo... życie.

Sherlock: Korepetycje z MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz