Dieta

6.9K 1K 532
                                    


– Przepraszam za spóźnienie – odezwał się, podchodząc do stołu.

Matka zmierzyła go poważnym wzrokiem.

– Mogłeś nas uprzedzić – odparła, gdy Mycroft sadowił się na krześle naprzeciwko Johna.

– Wybacz, mamo. Przez tę delegację z Francji było sporo zamieszania.

John z ciekawością przysłuchiwał się rozmowie. Wreszcie badawcze spojrzenie starszego z braci spoczęło na jego osobie.

– John Watson, tajemniczy znajomy Sherlocka – zaczął nowo przybyły członek rodziny. – Miło mi cię w końcu poznać. – Ze stoickiego wyrazu twarzy nie dało się wyczytać, czy mówi prawdę.

– Wzajemnie. – Blondyn uśmiechnął się minimalnie do rozmówcy.

– Mycroft, starszy brat – przedstawił się.

– Sherlock wspominał o tobie – odpowiedział, zerkając na siedzącego obok bruneta z miną, jakby mieli między sobą jakiś sekret. Chłopak uniósł kącik ust w małym uśmiechu i zerknął na brata, który mierzył go podejrzliwym spojrzeniem.

– Och, doprawdy? O tobie niestety nie chce nic powiedzieć – stwierdził, nakładając sobie odrobinę sałatki na talerz. – Może zechciałbyś opowiedzieć jak się poznaliście? Rodzice będą zachwyceni – dodał, zwycięsko przymrużając oczy.

Pani Holmes z zainteresowaniem skupiła uwagę na gościu, to samo uczynił też pan Holmes. John przełknął ślinę, czując na sobie spojrzenia całej rodziny.

– Chciałbym pójść na studia medyczne, ale do tego muszę poprawić się z chemii. Kolega wspomniał, że Sherlock jest chemicznym geniuszem, więc postanowiłem zapytać go czy nie zechciałby mi pomóc...

– I mój brat się zgodził. Niesamowite – przerwał mu Mycroft.

– Co w tym dziwnego? – rzucił młodszy z Holmesów, piorunując go wzrokiem.

Pobłażliwe spojrzenie brata było złą oznaką.

– Z własnej woli uczysz przeciętnie inteligentnego kapitana szkolnej drużyny rugby, tracąc swój czas, i będąc świadomym, że nie stać go na finansowe zadośćuczynienie. Co wiąże się z tym, iż poświęcając uwagę na intelektualny rozwój Watsona, nie osiągniesz żadnych potencjalnych korzyści.

– Co ty możesz wiedzieć? Tobie tylko w głowie chłodne kalkulacje i ekonomia – syknął Sherlock, wbijając widelec w kawałek pieczonego jabłka.

– Sporządzanie bilansu zysków i strat, braciszku, to przydatna w życiu umiejętność. Jakie są zatem powody tego nagłego, empatycznego odruchu?

– Po prostu się zgodziłem. Tak trudno ci to pojąć?

– Chłopcy, zachowujcie się – skarciła ich matka.

Blondyn nie wiele myśląc odezwał się, na powrót skupiając na sobie spojrzenia całej trójki:

– Jeżeli o to chodzi, to jakoś się mu odwdzięczę. – Zwrócił wzrok na swojego korepetytora. – Obiecuję – dokończył z uśmiechem. Brunet zawiesił spojrzenie na błyszczących wesoło oczach kolegi. Nie umiał wytłumaczyć czemu, ale za każdym razem, gdy Watson tak na niego patrzył, czuł irracjonalną radość. Nawet wyniosła mina Mycrofta i jego wymowne chrząknięcie, nie mogły tego popsuć.

– Zapewne – odrzekł starszy z Holmesów. – Zdaję się, że już rozumiem, braciszku – dodał, unosząc napełniony widelce do ust, na których pojawił się uśmiech. Na tyle niewielki, że dla niewprawnego oka, mógłby pozostać niezauważony.

– Komu ciasta czekoladowego? Pani Hudson upiekła specjalnie na tę okazję. – Vivian Holmes, postawiła na stole paterę z okrągłym wypiekiem. Polewa błyszczała zachęcająco, a wspaniały zapach rozszedł się po salonie, wzmagając chęć skosztowania.

– Ja bardzo chętnie – stwierdził John, przyglądając się cukierniczemu dziełu.

Pani Holmes wzięła od niego talerzyk i nałożyła trójkątny kawałek.

– Daj talerzyk, Sherlocku – poleciła, wyciągając rękę w jego stronę.

– Pomogę – rzucił John, chwytając talerzyk z drugiej strony. Delikatnie musnął opuszkami palce bruneta, który przełknął nerwowo ślinę. Watson wręczył mu przydzieloną porcję z zadowoloną miną. Najwyraźniej dziwna atmosfera przy stole wcale mu nie przeszkadzała. Wbił widelczyk w puszyste ciasto, ignorując spojrzenie Mycrofta, bacznie śledzące jego ruchy.

– Ciasta? – zapytała Vivian, zwracając się do starszego z synów.

– Dziękuję, mamo, ale muszę odmówić.

– Kolejna nieudolna próba zrzucenia tłuszczyku? – zapytał uszczypliwie Sherlock.

Mycroft zmarszczył groźnie brwi.

– Uważaj, drogi bracie, nadmiar cukru szkodzi – fuknął.

– Ty to wiesz najlepiej – dogryzł mu z triumfalnym uśmieszkiem.

– Proszę, mamy gościa – rzuciła ze znużeniem pani Holmes. – Moglibyście chociaż dzisiaj się nie kłócić?

Bracia spojrzeli na nią jednocześnie.

– Przepraszam, mamo – odezwał się skruszonym tonem Mycroft. W tym samym czasie brunet mruknął:

– To on zaczął.

Matka skwitowała to tylko cichym westchnięciem.

Ojciec uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na Watsona, pałaszującego ciasto, który zrewanżował się mu lekko nieporadnym uśmiechem, spowodowanym porcją czekoladowej pyszności zalegającej mu w ustach. Po uwadze pani Holmes, bracia zakończyli konwersację i wszyscy zajęli się jedzeniem na swoich talerzach.

Sherlock w milczeniu wlepił wzrok w czekoladową polewę, dziobiąc ją widelczykiem.

– Przepyszne – szepnął John zachęcająco, przysuwając się do niego odrobinę. W lewym kąciku jego ust widniał czekoladowy ślad, którego widok wywołał mimowolny uśmiech na twarzy bruneta. Uniósł rękę, żeby zetrzeć pozostałości czekolady, ale w porę zatrzymał się, obserwowany przez członków rodziny. John uniósł lekko brwi w pytającym wyrazie, ale nie skomentował zachowania korepetytora. Sherlock skarcił się w myślach za durny odruch, którego zawczasu nie powstrzymał. Natychmiast opuścił rękę, zawieszoną w połowie drogi do twarzy blondyna.

– Ubrudziłeś się – wymamrotał, robiąc wiwisekcję ciastu. Blondyn od razu przetarł usta wierzchem dłoni, napotkawszy czułe spojrzenie pani Holmes.

– Naprawdę nie wiesz jak się cieszymy, że wreszcie znalazłeś sobie przyjaciela. Victor był wspaniałym chłopcem, ale nie można cały czas żyć przeszłością – powiedziała z troską w głosie.

Sherlock na wspomnienie o przyjacielu z dzieciństwa zacisnął palce na widelczyku, po czym odłożył go gwałtownie i wstał od stołu.

– A ty dokąd? – zapytała matka.

– Chciałbym już pójść do siebie – oznajmił. – Idziesz, John?

Blondyn zerknął na rodziców Holmesa, którzy przytaknęli tylko, dając im znak, że mogą już iść. Nie czekając na komentarz Mycrofta, udali się do pokoju Sherlocka.

~~~~~~

Przepraszam, że niezbyt długi ten rozdział, ale tylko tyle byłam w stanie wykrzesać.

Mam nadzieję, że mimo to się Wam spodoba. ^^

Sherlock: Korepetycje z MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz