Twenty Three ~There's a tear that falls between the pages~

36 9 2
                                    

Luke

2 lata wcześniej, pogrzeb Grace

Mówią, że gdy umierasz, widzisz światełko. Mówią, że boli cię całe ciało albo nie czujesz absolutnie żadnego bólu. Mówią, że stopniowo tracisz świadomość i kontakt z rzeczywistością. Mówią, że w końcu ulatuje z ciebie dusza, zostawiając na ziemi jedynie ciało.

Nikt jednak nie powiedział, jak bardzo boli, gdy umiera bliska ci osoba. Nikt nie powiedział, że patrzysz wtedy bezradny, krztusząc się łzami i błagając Boga o jeszcze jedną szansę. Nikt nie powiedział, że słyszysz w głowie jedynie głuchy szum, zamiast głosów ludzi dookoła. Nikt nie powiedział, że wtedy twoje serce rozdziera się na pół, tworząc pośrodku krwawiącą ranę, która wciąż, na nowo i na nowo się odradza, dostarczając tyle samo bólu nieustannie.

Gdyby ktoś mi to powiedział, nie stałbym tutaj teraz z krwawiącym sercem i niewzruszoną twarzą, stwarzając pozory, że jestem silny. Bo nie jestem. Jestem słabym tchórzem, który nie potrafił zawalczyć nawet o własne dziecko.

Chciałem dożyć dnia, kiedy Grace przyprowadzi do domu swojego pierwszego chłopaka. Chciałem go przestrzec, że jeśli skrzywdzi moją córkę, to będzie miał ze mną do czynienia. Chciałem ich śledzić w centrum handlowym i kinie, chowając się za popcornem na sali i tak wystarczająco wielkiej, że za żadne skarby by mnie nie dostrzegli. Chciałem prawić jej kazania na temat dobrego zachowania i przechodzić z nią przez okres nastoletniego buntu. Chciałem dać szlaban za imprezę urządzoną wspólnie z bratem.

Chciałem.. to co chciałem nie było już ważne, bo już nigdy się nie wydarzy, a ja nie będę mógł zrobić tego, co kiedyś planowałem po nocach. Przy snuciu tych planów czasem uwzględniałem co by było, gdyby mnie zabrakło. Nigdy jednak przez myśl mi nie przeszło, by przewidywać śmierć Gracie.

~

Przez bramę cmentarza przechodziło coraz więcej osób, w większości w ogóle mi nie znanych. Byli to fani, gapie, reporterzy i inni, na których zupełnie nie zwracałem uwagi. Nie liczyli się dla mnie. Już nic się dla mnie nie liczyło.

Patrzyłem się tępym wzrokiem na maleńki grób, wykopany w specjalnie do tego odgrodzonej części cmentarza. Tam leżały małe, przedwcześnie zmarłe dzieci. Tam leżała również moja córka.

Na prośbę, a raczej rozkaz Caluma zamknięto trumnę. Z jednej strony byłem na niego zły, że nie mogłem po raz ostatni zobaczyć swojego dziecka. Z drugiej może to i lepiej? Patrzenie się jedynie na drewniane pudełko oszczędzi mi sporo bólu.

Moi rodzice stali gdzieś z tyłu. Przyszli już na samym początku, niemal równo ze mną i chłopakami. Nie chciałem z nimi rozmawiać. Nie chciałem, nie mogłem, nie potrafiłem. Nie potrafiłem im przede wszystkim spojrzeć w oczy i się nie rozpłakać.

Nie wiedziałem, kogo we mnie widzieli. Mordercę? Dzieciaka? Nieodpowiedzialnego małolata, który dostał w swoje ręce trochę sławy i zachłysnął się nią? Ja widziałam w sobie każdą z tych osób, każdą po trochu. I wiedziałem, że to nie do końca moja wina. Że w większej mierze zawinili inni ludzie. Ale kurwa! to ja tutaj byłem ojcem i powinien zrobić to, co ja, a nie inni ludzie uznawali za słuszne.

Ale nie zrobiłem nic. Czekałem. Zdałem się na łaskę innych ludzi.

- Nie chciałem – szepnąłem cicho, a po moim policzku spłynęła samotna łza. – Przepraszam, Grace.





Gdzieś w połowie ceremonii pogrzebowej zauważyłem w tłumie moich dziadków, rodziców mamy. Wyglądali, jakby dopiero co urwali się z bankietu od prezydenta czy coś w ten deseń. Babcia Victoria miała na sobie złoto-czerwoną sukienkę, sięgającą za kolano, błyszczące nowością buty na obcasie oraz czarną marynarkę, zapiętą na jeden, środkowy guzik. Na jej głowie znajdował się niewielki kapelusz z piórkiem, jednak było widać wystające spod niego, mocno skręcone i ułożone blond włosy.

not fine at all/l.hemmings ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now