Twenty Six ~Where are you taking me?~

21 2 2
                                    

Luke


- Dzień dobry, Calum.

Brunet uniósł na mnie swoje zaspane spojrzenie, nie będąc do końca pewnym, czy mówię do niego i czy się nie przesłyszał. Uśmiechnąłem się krótko, po czym wróciłem do robienia śniadania.

Kucharz był ze mnie żaden, ale jajecznicę zrobić potrafiłem, z czego, nie ukrywam, byłem potwornie dumny. Hood zmaterializował się obok mnie i, przy okazji wyciągania kubka na kawę z szafki, chciał cmoknąć mój policzek, jednak się odsunąłem.

Czas wcielić mój plan w życie.

- Catherine wpada na śniadanie – niemal wykrzyknąłem, zanim mój przyjaciel zdążył się odezwać na temat mojego zachowania.

Dokładnie w tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Chciałem iść otworzyć, jednak powstrzymał mnie uścisk dłoni Caluma na przedramieniu. Odwróciłem się do niego, mierząc pytającym spojrzeniem.

A w jego oczach było tak wiele niezrozumienia. I trochę bólu.

- Luke.. – szepnął chłopak, niemal błagalnym tonem.

- Nie chcę, żebyś tęsknił do kogoś, kto nigdy nie był twoim przeznaczeniem. Teraz to wszystko może wydawać ci się nieodpowiednie, wymuszone, ale uwierz mi - tak będzie lepiej. Kiedyś mi za to podziękujesz.

Nie mówiąc już więcej pozwoliłem, by Hood puścił moją rękę i pozwolił mi otworzyć drzwi. Kiedy Catherine weszła do przedpokoju, słońce zaczęło jakby mocniej świecić, odezwały się ptaki za oknem i przysięgam! że usłyszałem nawet śmiech jakiegoś dziecka. To już jest niepokojące, Hemmings. Szczególnie przy twoich dolegliwościach.

Puszczając mimo uszu ten wkurzający głos w mojej głowie, niemal w podskokach ruszyłem do kuchni, by dokończyć śniadanie, a jednocześnie dać Calumowi i Cath chwilę prywatności. Na przywitanie się i takie tam.

Brunet na dzień dobry uśmiechnął się niezręcznie, a jego policzki pokrył soczysty rumieniec. No tak, mój przyjaciel przyjmował gości w samych bokserkach. Oh, Calum.. Zanim zdążyłem rzucić żartem na rozluźnienie atmosfery, Hood zniknął we wnętrzu sypialni, zapewne żeby się przebrać. Cath jednak nadal stała w przedpokoju, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

- Wejdź. Nie zdejmuj butów – odezwałem się, widząc co dziewczyna zamierza. – Usiądź sobie, za chwilę będzie śniadanie. Kawy? herbaty?

- Zgaduję, że nie macie mięty z dodatkiem awokado? - brunetka uśmiechnęła się krótko. To, co powiedziała zapewne było żartem, jednak nie spodziewała się, że faktycznie będziemy posiadać ów napar w domu. - Oh.. W takim razie poproszę filiżankę.

- Kubek?

- Szklankę?

- A więc kubek - zabrałem się za przygotowywanie napoju, w tle słysząc śmiech Cath i szamotaninę Caluma z ubraniami w drugim pokoju. - Młody ostatnio do mnie nie wpada. Właściwie mnie to martwi, ale wydaje mi się, że Arz po prostu postanawia dać mu chwilę spokoju i normalności.

Zrobiłem dłuższą pauzę, chwytając się za podbródek, jakbym był wielkim mędrcem. Jakiś czas temu miałem brodę, ale Calum kazał mi ją zgolić, bo przypominałem mu jakiegoś zamachowca. Moje długie włosy też kazał ściąć, matoł.

- Ostatnio miałem trochę ataków, ale to się uspokoiło - przyznałem z lekką skruchą. – Przeważnie działy się one w nocy i wtedy pomagały mi ramiona.. Kogoś, kogo już nie mogę mieć – urwałem, zdając sobie sprawę, że prawie wygadałem się przed Cath z mojej sprawy z Hoodem. – Nigdy nie mogłem go mieć. I nigdy już nie dostanę.

- Jego? – zdziwiony głos dziewczyny ledwo dotarł do moich uszu.

- Tak, Catherine – odwróciłem się lekko w stronę brunetki, obdarzając ją najszczerszym uśmiechem, na jaki było mnie w tym momencie stać. – Ale nie zawsze dostajemy to czego pragniemy.

- A czego pragniesz, Luke?

Muszę być twardy

Muszę działać

Muszę dalej walczyć

Nie mogę się poddać [...]

Chcę żebyś jeszcze raz mnie zechciał

- Najbardziej pragniemy tego, czego nie mamy. A nie zawsze możemy mieć to, czego pragniemy.



Narrator


~ Europa, Londyn ~

- Mam dość tych pieprzonych garów! – blondyn wrzucił zastawę do zlewu, po czym ściągnął fartuch. – Mam dość tych pierzonych ludzi, tej pieprzonej roboty, CAŁEGO TEGO PIEPRZONEGO SYFU!

Kilka innych osób znajdujących się w pomieszczeniu zaszyło się jak najdalej w głąb kuchni, byleby nie paść ofiarą złości chłopaka. Jednak jeden czarnowłosy mężczyzna był zupełnie przyzwyczajony do tego rodzaju sytuacji. Znał Irwina za długo.

- A mówiłem: „nie jaraj tyle"? Wtedy się śmiałeś, a teraz odpierdalasz jakieś dziwne akcje, kolejny raz, bo nie pasuje ci, że musisz zarabiać na siebie sam – Michael odwrócił się do reszty pracowników, unosząc ręce w górę. – Proszę o spokój, on tylko trochę wariuje, ale zaraz mu przejdzie. Nie spał dzisiaj w nocy przez naszego kota.

- I nie jarał – bąknął Irwin pod nosem, przecierając twarz dłońmi. – Tylko komuś tu zachciało się pieprzonego kota!

- Flether – blondyn zmierzył Clifforda zabójczym spojrzeniem. – Uspokój się, za dwadzieścia minut kończymy pracę, będziemy w domu i pooglądamy film, napijemy się piwa i potem już tylko sobota i wolne.

Czarnowłosy namyślił się przez chwilę.

- Chcesz pogadać z Hemmingsem. Cath mówiła, że już jest dobrze..

- U niego zawsze jest „dobrze", a potem znowu mu odwala – Ashton wciągnął powietrze przez nos i wypuścił przez usta. – Nie chcę gadać z tym wariatem, chodźmy na piwo. Albo na dwa.

not fine at all/l.hemmings ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now