Eight ~ This is the end~

64 10 3
                                    

Luke

- Nie – wciągnąłem głęboko powietrze. – Nie ma takiej opcji, nie bawię się tak.

Brunetka siedząca na krześle po drugiej stronie sali zakręciła się na nim beztrosko, żując gumę. Krew buzowała w moich żyłach, a serce biło jak oszalałe. To musiał być jakiś kiepski żart. Lekki grymas nie schodził z twarzy dziewczyny, jakby i ona była tutaj za karę.

- Luke, nie dyskutuj z nami – mężczyzna siedzący po drugiej stronie stołu odezwał się szorstko. – bo i tak nie wygrasz, chłopcze.

Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie mogłem uwierzyć, że moje życie może być kontrolowane do tego stopnia. Nie mogłem uwierzyć, że musiałem zgodzić się na to wszystko. Nie było innej opcji.

- Tego nie było w kontrakcie – starałem się nie mówić zbyt ostro, ale emocje przejmowały nade mną kontrolę i w rezultacie wydałem z siebie coś na kształt warknięcia.

- Nie ważne, co było w kontrakcie. Ważne, co ja mówię – mężczyzna odchylił się na krześle, uśmiechając kpiąco w moją stronę. – Arzaylea, słonko, co o tym myślisz?

Krzesło zatrzymało się wpół obrotu, a siedząca na nim dziewczyna zerknęła na mnie z wyraźną odrazą i rozczarowaniem. Chyba nie była zachwycona, że trafiłem się jej akurat ja. Pewnie liczyła na Brada Pitta czy coś w tym guście.

- Nie podoba mi się. Jest zbyt chudy i za wysoki – przetaksowała mnie wzrokiem, robiąc balona z gumy do żucia i bawiąc się swoimi palcami. Gdy skończyła, odwróciła głowę w kierunku mężczyzny nieopodal mnie, wzdychając ciężko. – Ale dobrze płacisz, a to jest ważne, więc może jakoś to przeżyję. Ale nie licz na nic poważnego – ostatnie zdanie skierowane było do mnie.

- O to się nie martw, słonko – odparłem zgryźliwie, robiąc kiepski sztuczny uśmiech. – Na co to wszystko jest nam potrzebne, co?

- Sława – odparł mężczyzna. – Sława i pieniądze, Luke.

~

- Sława i pieniądze, Luke – naśladowałem głos faceta z managementu, po czym szarpnąłem agresywnie struny gitary. – Co mnie to, kurwa, obchodzi? Nie pisałem się na coś takiego. W ogóle nie pisałem się na żadną z tych rzeczy!

Reszta chłopaków spojrzała na mnie nieśmiało, gdy ściągnąłem przez głowę pasek od gitary i niemal rzuciłem nią w stojak. Rozległ się huk, gdy instrument uderzył o ziemię, a reszta gitar przesunęła się nieco w prawo.

Moi przyjaciele byli lekko przerażeni tym, co może się za chwilę wydarzyć. Nie chciałem się tak zachowywać, nie chciałem nikogo ani niczego krzywdzić, ale sam już do końca nie panowałem nad własnymi emocjami.

- Luke?

- Nic nie jest dobrze, Ashton. Wszystko się chrzani – westchnąłem ciężko, załamując ręce. – Wybaczcie, że kolejny raz musicie to wszystko znosić, ale ja naprawdę nie mam na to wpływu. Ja, ja..

Zamilkłem dopiero, gdy poczułem ciepłą dłoń Caluma na swoim ramieniu. Nie wiem, jak on to robił, ale potrafił mnie uspokoić jednym gestem czy zdaniem. Może miał magiczną moc? Może był jednorożcem?

- Przecież ci mówiłem, że zawsze będziemy przy tobie, nie ważne w jakim gównie będziesz siedział – powiedział brunet, gdy odwróciłem głowę w jego kierunku. Mike i Ashton szybko przytaknęli, niepewnie odkładając swoje instrumenty i podchodząc do nas. – Nawet jeżeli twój problem miał na imię Zoey, byliśmy przy tobie. I nawet, jeśli twój problem ma jakieś niemożliwe do wypowiedzenia imię, to i tak przy tobie będziemy.

not fine at all/l.hemmings ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now