Narrator
Nie można było powiedzieć, że stan Grace był zły. On był straszny. Mimo to, lekarz zadecydował, by dziewczynka została na razie w domu, pod okiem swojego ojca, aż „jej stan się nie p o g o r s z y". Jak bardzo musiało być źle, by Luke mógł oddać małą blondynkę do szpitala pod opiekę fachowców?
- Pokazujesz światu, że jesteś dobrym ojcem – rzucił Adam beztrosko, gdy zrozpaczony Hemmings zadzwonił do niego, aby swą przywódczą mocą coś wskórał. – Dbasz o córkę, otaczasz ją ciepłem rodzica, jesteś.. – ciągnął dalej mężczyzna, zupełnie, jakby mówił o pogodzie.
- Jesteś popierdolony – przerwał mu Luke, przełykając gorzkie łzy. – Chcesz mi powiedzieć, że nie mogę zostawić córki w szpitalu, bo mam „pokazywać swoją dobrą stronę"?
- Wszyscy mamy swoje role, Hemmings. Taka jest twoja.
- To nie jest moja rola! Nie jestem rodzicem, bo wy tak chcecie!
Nie jestem? Po tych słowach, wściekły gitarzysta zakończył połączenie, rzucając telefonem gdzieś za siebie. Znając silę i wytrzymałość dzisiejszych urządzeń, komórka pewnie już nigdy się nie zaświeci. W tym momencie jednak to nie było problemem Luke'a.
To nie było tym, o co płakał.
To nie było tym, przez co cierpiał.
To nie było to, za co się modlił.
Tym „czymś" było zdrowie i życie jego córki. I to „coś" nieubłaganie szybko wymykało mu się przez palce, niczym piasek w klepsydrze. Zegar tykał, a pomocy znikąd.
~
Stan Grace pogarszał się tak naprawdę z minuty na minutę, ale znacznie bardziej było to widać w przeciągu godzinowym. Jak przestaje chcieć zupełnie jeść, jak odmawia nawet picia. Widać było, jak bardzo nie może oddychać i jak strasznie cierpi przez nieustanny kaszel.
- Gracie? – Alex podszedł do kanapy, na której leżała mała Hemmings, głaskana po głowie przez Luke'a. – Babcia Liz zrobiła ci zupkę. Powiedziała, że możesz ją dostać w kubeczku w kształcie reniferka!
Blondynka jednak tylko pokręciła głową przecząco, co i tak wiele ją kosztowało, a Luke i Liz wymienili zmartwione spojrzenia. Nie mogli przecież na siłę wtłoczyć w nią jedzenia, które za moment i tak by zwróciła.
Alex odszedł od kanapy zmartwiony, zabierając od babci swoją porcję zupy, po czym usiadł na dywanie, nieporadnie próbując włożyć łyżkę, choć w połowie pełną, do swoich ust. Nie wychodziło mu to najlepiej, ale mały blondynek nie poddawał się. Po pewnym czasie doszedł do wniosku, że warzywa z zupy lepiej i dużo prościej je się palcami, co też począł praktykować. Oczywiście dywan na około, a także ubrania Alexa były całe mokre i brudne, ale pomińmy te nieistotne szczegóły.
- A więc tak – drzwi mieszkania otworzyły się z hukiem, niemal uderzając o ścianę. Ashton dumnie przekroczył ich próg, a zaraz za nim pojawili się Calum i Michael. – Znam gościa, który zna gościa, który zna laskę, która zna gościa, który może nam pomóc.
- Ona nie jest laską – prychnął Hood, jakby nieco urażonym tonem.
Luke obdarzył przyjaciół pytającym spojrzeniem.
- Czy dwóch z trzech wymienionych „gości" stoi obok ciebie? – spytał z lekką chrypką w głosie. Nie mówił tak naprawdę od rana, wciąż jedynie siedząc przy Grace.
- Być może – Ashton zmierzył przyjaciela krzywym spojrzeniem, jednak zaraz powrócił do swojego niezłego humoru i obwieszczania dobrej nowiny entuzjastycznym głosem. – W każdym razie ta laska, którą Cal poznał w szpitalu, ta pielęgniarka..
- Już ci mówiłem, że ona nie jest laską, jasne? – tym razem Hood warknął, co było do niego z grubsza niepodobne. – Jest dziewczyną, Irwin – dodał nieco łagodniej, jakby chcąc zamaskować poprzednie zdanie, wypowiedziane trochę nazbyt agresywnie.
- Jasne. Cokolwiek – perkusista wziął głęboki oddech, bardzo chcąc już przekazać informacje Hemmingsowi. – W każdym razie ma znajomego, który jest lekarzem i ma prywatną przychodnię. Podobno chodzi tam ze swoimi synami i jeszcze nigdy jej nie zawiódł. Jest prywatny, więc Modest tak naprawdę nie może się do niego przyczepić, a zacznijmy od tego, że w ogóle o nim nie wiedzą. Calum?
- Cath powiedziała, że da radę przyjechać w każdej chwili i z chęcią nam pomoże – oczy Luke'a automatycznie zrobiły się dwoma spodkami kosmicznymi, a twarz nieco rozjaśniła. Odzyskiwał nadzieję. – Dzwonić teraz czy..
- Dzwoń w tej chwili! – wykrzyknął uszczęśliwiony gitarzysta, a Grace jak na zawołanie nawiedził kolejny atak kaszlu. – Natychmiast – powtórzył, już nieco mniej entuzjastycznie.
Jednak natychmiast mogło okazać się niewystarczające.
- Jestem doktor Flythe, ale mówcie mi Matt – mężczyzna, na oko dwudziestopięcioletni wystawił rękę w kierunku Hemmingsa. Gitarzysta uścisnął ją pośpiesznie. – Z czym mamy do czynienia?
Luke po krótce wyjaśnił całą historię, opowiedział przebieg zdarzeń od A do Z, po czym zaprowadził doktora do swojej sypialni, gdzie aktualnie przebywała Grace. Przebywała było dobrym słowem, ponieważ ona po prostu zajmowała łóżko, wyglądając jak jedno wielce nieszczęście i wykrztuszała z siebie płuca.
Matt zatrzymał się od razu na progu, mierząc dziewczynkę zdzwionym, a zarazem nieco przerażonym spojrzeniem.
- Dlaczego ona nie leży w szpitalu?
I tutaj znów rozpoczęła się dłuższa wypowiedź Hemmingsa, w której zawarł, „dlaczego tak a nie inaczej". Sam nie wierzył w to, co mówił, a Flythe nie chciał uwierzyć w to co słyszał, ale taka była prawda.
Smutna i bolesna.
Przepraszam, że tak krótko, ale ten rozdział jest jakby wstępem do czegoś.. No właśnie. Smutnego i bolesnego.
Tak tylko mówię, żebyście się przygotowali psychicznie czy coś.Do następnego i powodzenia, trzecioklasiści! x *włącznie ze mną*

YOU ARE READING
not fine at all/l.hemmings ZAWIESZONE
Fiksi PenggemarOpowieść o odpowiedzialności, która nadchodzi po nieodpowiedzialności. Opowieść o normalności w sławie i sławie w normalności. Opowieść o łączeniu ojcostwa i popularności. Opowieść o przyjaźni i bezgranicznym zaufaniu. Opowie...