One ~Place where we started~

163 11 4
                                    

Luke

Wpadłem do szpitala z moją jedenastomiesięczną córką na ręku. Co tchu pędziłem przed siebie korytarzem, byle tylko jak najszybciej znaleźć pomoc u jakiegoś lekarza na medycynie dziecięcej. Stawiałem długie kroki, w czym niewątpliwie pomagały mi długie nogi, a Grace nie przestawała płakać. Sam miałem płacz na końcu nosa, bowiem nie potrafiłem już sobie poradzić z tym wszystkim, co spadło na mnie, jak grom z jasnego nieba.

- Luke! – słyszałem wołanie Caluma, który mnie tutaj przywiózł, za sobą, jednak nie zwracałem na niego uwagi.

Teraz najważniejsze było zdrowie i życie mojego dziecka. Jak huragan wpadłem do pierwszego gabinetu lekarskiego, który pojawił się na mojej drodze, od razu stając oko w oko z doktorem Petersonem. Był on posiwiałym mężczyzną po czterdziestce, mieszkał niedaleko nas i czasami widywałem go, jak wraz z żoną i córką wychodzą na spacery.

Rozhisteryzowany przedstawiłem mu całą sytuację, a niska pielęgniarka zabrała Grace z moich rąk. Doktor Peterson od razu zalecił szczegółowe badania i niedługo później moja maleńka kruszynka zniknęła wraz z personelem medycznym, ja musiałem zaczekać na korytarzu.

Zająłem miejsce na niewygodnym, zielonym stołku, rozglądając się wokoło. Nikogo tutaj nie było. Jak okiem sięgnąć, zdarzały się co najwyżej pielęgniarki, spacerujące samotnie lub sprzątaczki, zbierające papierki i zamiatające kurze. Mój telefon aż huczał od wciąż przychodzących powiadomień, ale nie zwracałem na to uwagi. Zacierałem ręce, bojąc się, co będzie z moją córką. Gdyby ktoś mnie tutaj teraz spotkał, nie byłby zapewne w stanie uwierzyć, że pojawiłem się w szpitalu z własnym dzieckiem. Ale tak właśnie było.

Gdy miałem 16 lat nie myślałem za wiele. Zespół, w którym byłem frontmanem stawał się popularny, a my nie byliśmy już tylko czwórką chłopaków, która coś tam śpiewa. Byliśmy kimś więcej. Staliśmy się 5 Seconds Of Summer.

W wieczór po naszym pierwszym, dużym koncercie, nasz nowy menager oraz rodzice zorganizowali wielkie przyjęcie, a właściwie imprezę, na którą przyszło mnóstwo osób. Tak naprawdę połowy nie znaliśmy, ale zabawa była przednia.

Choć byliśmy niepełnoletni, alkohol lał się strumieniami i nikomu to jakoś nie przeszkadzało. Wszystko odbywało się w wynajętym na plaży domku. Grała muzyka (po części nawet nasze covery), ludzie tańczyli i dobrze się bawili. Nawet za dobrze.

Gdzieś w połowie imprezy zniknąłem z ładną dziewczyną o blond włosach w jednej z sypialni znajdujących się w niewielkim, drewnianym domku. Nawet nie wiedziałem, jak ma na imię. Możecie się domyślać, co się stało potem. Tak po prostu.

Dziewięć miesięcy potem dostałem list z sądu, w którym miałem wyrazić zgodę na opiekę nad dziećmi. Jakimi dziećmi, do cholery?! Przyjechała jakaś kobieta, która wszystko wytłumaczyła mnie oraz moim rodzicom, a potem zadała dość debilne pytanie:

- Woli pan, żeby pańskie dzieci trafiły do Domu Dziecka?

- A czy ja pani wyglądam na dorosłego?

Moi rodzice natomiast nie chcieli słuchać żadnych sprzeciwów. Kazali mi podpisać papiery, bo tylko ja mogłem to zrobić, po czym podziękowali tej kobiecie za wszystko i obiecali przyjechać po dzieci, jak najszybciej się da.

Potem odbyliśmy długą rozmowę, podczas której wyjaśniliśmy sobie, że nic a nic nie pamiętam i nie umiem im powiedzieć, jak to się stało, że w wieku 16 lat zostałem ojcem. To, że zgodzili się, abym poleciał z przyjaciółmi na drugi koniec świata, żeby zostać gwiazdą to jedno; ale to, że zostali już dziadkami, a ja mam jakieś dzieci, to zupełnie inna sprawa.

not fine at all/l.hemmings ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now