Thirteen ~The world it turns no matter what~

55 11 8
                                    

Luke

Zostawianie bliskich wiąże się z wielkim poczuciem bezsilności, strachu i wyrzutami sumienia. Dlaczego nie możemy ich w pełni włączyć do naszej życiowej ścieżki? W końcu oni też ją kształtują.

Kiedy miałem kilka lat nie zastanawiałem się nad tym, dlaczego nie można odłączać małych kociaków czy psiaków od mamy. Przecież one świetnie radziły sobie same. Więc z czym był problem?

Otóż te kociaki czy psiaki symbolizowały nowe życie, które nie potrafi odnaleźć się w nowym środowisku. Symbolizowały wszystko to, co powstaje na świecie i definiowały rodzinę. Gdzie tata kot?, pytałem nieraz rodziców, a oni nie odpowiadali. Przecież rodzicami są dwa organizmy, nie jeden!

Jednak tu nie chodziło o ilość. Nie chodziło o jakość. Chodziło o miłość, troskę i poczucie bezpieczeństwa. Te małe kotki wcale nie musiały być chronione całą armią, by czuć się bezpiecznie - wystarczyła ich mama.

Spytacie dlaczego koty są metaforą mnie i moich dzieci? One najlepiej to obrazują. I najlepiej potrafią wytłumaczyć jak czułem się za każdym razem, gdy zostawiałem swoje dzieci, wyjeżdżając na drugi koniec Świata. Ja potrzebowałem ich, a one mnie. Potrzebowaliśmy się wzajemnie. Dlatego tak trudna była każda nasza rozłąka, dłuższa czy krótsza.

Wiedziałem, że będę miał spore kłopoty i rozważałem w głowie wszelkie argumenty, których mogłem użyć, gdy pakowałem bliźniaki do samochodu, który miał nas zawieść na lotnisko. Nas, czyli mnie, Caluma, Ashtona i Michaela. Management nie wliczał dzieci, rodziców, ani kotów. Złamaliśmy dwa z trzech wyżej wymienionych punktów.

~

- Gilbertsonie, proszę cię o spokój - Michael przymknął swoje oczy, zagryzając jednocześnie wargę, gdy jego kot po raz kolejny wbił swoje pazurki w dłoń gitarzysty. - Zachowujesz się punk rockowo. Ale niegrzecznie, a miałeś być grzeczny.

Zaśmiałem się, kręcą głową, gdy widziałem nieporadnego Michaela, który od kilku godzin drogi próbował okiełznać swojego kotka. Radził sobie z tym gorzej, niż z czymkolwiek innym. Przysięgam.

Nakryłem Alexa mocniej kocem, a mały blondyn wtulił się w mój brzuch, zwijając w jeszcze większy kłębek. Uniosłem brwi, zdumiony, że mój synek jeszcze nie zaginął wśród fałd koca i mojej koszulki. Rzuciłem okiem na Grace, która spała, oparta o moje udo i oddychała cicho. Ją jakiś czas temu przykrył Calum, dzięki czemu teraz nie będę mógł wstać z kanapy.

Ale wróć. Zapewne jesteście ciekawi, jak udało nam się przepuścić dzieci przez odprawę na lotnisku i inne tego typu rzeczy, by nikt ich nie zauważył. A może ktoś je zauważył? Bez obaw, dalej działam jako Ojciec 007, nikt nie wie o bliźniakach. Zatem - jak to się udało? Odpowiedź jest prosta, a zarazem skomplikowana, czyli taka, jakie najbardziej lubią pojawiać się w moim życiu.

Kilkoro ludzi zabrało maluchy i niezauważenie przetransportowało na lotnisko, wchodząc do środka tylnym wejściem. Adam natomiast popędził porozmawiać z pracownikami LAX, wyjaśnić im wszystko i co ważniejsze, kupić dwa dodatkowe bilety. Podczas, gdy my robiliśmy zdjęcia z fanami oraz rozdawaliśmy autografy, te same kilka osób przetransportowało dzieci do samolotu, pozostawiając nas zupełnie czystych. Podobnie działało to na lotnisku w Belgii.

Teraz chciałem przytulać moje maleństwa do końca życia i nie musieć ich zostawiać. Wiedziałem jednak, że muszę się położyć spać, by jutro być w pełni sił na próbę, soundcheck i koncert. A także nieuniknione spotkanie z menagerem i solidny opieprz. Trudno, dzieci są dla mnie najważniejsze.

- Luke - urażony głos Michaela wybudził mnie z rozmyślań. Uniosłem na niego głowę, nie przestając głaskać Alexa po włosach. - Powiedz coś Gilbertsonowi, cały czas mnie drapie.

not fine at all/l.hemmings ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now